[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Panie, czy pamiętasz to pole d bayangów, które mijaliśmy, hmm, jakieś pięć,sześć dni temu?Bauchelain przymru\ył powieki. Mów dalej, panie Reese. Pączki były otwarte, tak? D bayangi nazywają makami, ale z pewnością ciwiadomo, \e to w rzeczywistości zupełnie inne rośliny.Tak czy inaczej, w powietrzuunosiło się mnóstwo zarodników. Panie Reese, w powietrzu wcale nie unosiło się mnóstwo zarodników, podwarunkiem, \e wędrowiec trzymał się traktu.Przypominam sobie jednak, \e w twojejgłowie zrodził się jakiś tumult, który doprowadził do tego, \e zacząłeś uciekać przezpole jak szaleniec, zakrywając sobie chusteczką nos i usta.Twarz Emancipora poczerwieniała. Korbal Broach poprosił mnie, \ebym potrzymał płuca tej kobiety, którą załatwiłrano.Panie, one jeszcze oddychały! Ach, więc chodziło mu o drobną przysługę? Wybacz, panie, ale w moich oczach ona wcale nie była drobna! Przyznaję, \e zachowałem się niewłaściwie, ulegając grozie i panice.Wiesz jednak, \e nie lubiępobudzających środków alchemicznych.Odrętwienie i zapomnienie, tak jest,oczywiście, przy ka\dej okazji.Ale o\ywienie, takie, jakie powodują d bayangi? Nie,tego nie znoszę.Dlatego u\yłem chusteczki. Panie Reese, chyba nie chcesz mi powiedzieć, \e chusteczka, którą po\yczyłeśpaladynowi, była tą samą, na której były zarodniki d bayangów? Niestety, panie, była.Miałem zamiar ją wyprać, ale. I paladyn uległ ich działaniu? Tak sądzę.Nagle ogarnął go zapał. Który mógł doprowadzić do.niepohamowanego osądzania obywateli? Tak, mo\na by to tak ująć.Bauchelain pogłaskał się po brodzie. To nadzwyczajne.Pozory rozsądku pozwalają na praktykowanienajrozmaitszych form nietolerancji, panie Reese, a nawet na podstępne ataki naobywateli.Ale gdy zerwie się tę maskę, opresyjny terror staje się nieprzewidywalny,być mo\e nawet powszechny. Przerwał i postukał się długim palcem w bok nosa.Ta skrzynka z monetami powinna przypaść w udziale tobie, panie Reese kontynuował nieubłaganie. Wskrzeszanie zmarłych? To okazało się całkowiciezbyteczne.Wystarczyło jedno lekkie pchnięcie wykonane przez niewinnego, nieconaiwnego lokaja.Emancipor wbił wzrok w nekromantę.Rozpaczliwie pragnął obalić jegooskar\enie, wyprzeć się wszelkiej winy, ale nie był w stanie wykrztusić ani słowa.Wjego umyśle rozbrzmiewał refren: nie, nie, to nie ja, nie, nie, to nie byłem ja.To byłon.Jaki on? Wszystko jedno! Byle nie ja! Nie, nie ja, nie, nie. Panie Reese? Okropnie pobladłeś.Czy wspominałem ju\, \e nigdy dotąd niewidziałem twych oczu tak wyraznie? Białka wręcz wychodzą z orbit.Siła naturyskłania wszystko do spadania na ziemię, wyobra\am więc sobie, ile toksynzgromadziło się w tej chwili w twych biednych stopach.Obawiam się, \e trzebabędzie puścić z nich krew.Znaczną ilość.Oczywiście to nie jest odpowiedni moment.Nie, nie przekonuj mnie, \e jest, panie Reese.A teraz, czy mógłbyś mnie zaprowadzićdo króla Macrotusa?Emancipor zmarszczył brwi, a potem zamrugał.Stopy? Puszczanie krwi?Macrotus? Zrobię to z radością, panie.Mo\esz do niego przemawiać, jak długo zechcesz,ale obawiam się, \e nie przyniesie to wiele dobrego. Rzadko przemawiam po to, \eby czynić dobro, panie Reese [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl