[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No, wyduś to wreszcie z siebie, panno McCahy- odezwał się, patrząc na nią twardo.- Widzę przecież,że masz mi coś do powiedzenia.Więc proszę, mów.- Patrzcie, patrzcie, jaki spostrzegawczy jegomość -zadrwiła.- Nie rób z siebie słodkiej idiotki, Kristin.To niew twoim stylu.Naburmuszona, obrzuciła go wściekłym spojrzeniem i odwróciła się plecami.- Och, przestań! Popatrz na mnie i powiedz szczerze, o co ci chodzi - rozkazał, a Kristin uświadomiła sobie, że mężczyzna ma głos nawykły do wydawania poleceń; co więcej/przyzwyczajony jest do tego, że polecenia te są wykonywane.40No cóż, z nią nie pójdzie mu tak łatwo.Uniosła buńczucznie głowę i ruszyła w stronę domu.Usłyszała, że zeskoczył z płotu, ale to, że za nią poszedł, uświadomiła sobie dopiero wówczas, kiedy poczuła na ramionach dotyk jego silnych dłoni.Odwróciłdziewczynę do siebie.- Czego ode mnie oczekujesz, panno McCahy? - zapytał.- Chcę, żebyś został - odparła prosto i szczerze.Popatrzył na nią czujnie.- Zgoda, zostanę do czasu, aż znajdziesz sobie jakąśodpowiednią ochronę.- Nie.- Miała kompletnie wyschnięte usta.Nie potrafiła złożyć rozsądnego zdania.Przeciągnęła językiem po wargach.Czuła utkwiony w sobie wzrok Co-le'a.- Ja.ja chcę, żebyś został.został tu do czasu, aż zrobię coś z Moreau.- Po prostu ktoś musi go zabić.- Tak.Zapadła cisza.Mężczyzna bacznym spojrzeniem obrzucił całą jej postać.- Rozumiem - przerwał w końcu milczenie.-Chcesz, żebym ja to zrobił.Kristin milczała.- Ale ja nie zabijam ludzi, ot tak sobie.Odruchowo chciała odwrócić twarz, ale siłą wolizmusiła się i wytrzymała jego spojrzenie.- Nie mogę porzucić rancza.Zapewnię ci pracę.- Nie potrzebuję pracy.- Ja.- zaczerwieniła się, po czym wyrzuciła z siebie desperacko: - Uprzyjemnię ci tu pobyt!Uniósł brwi, lekko się uśmiechnął i w jednej chwili jego twarz stała się nieprzyzwoicie wprost przystojna.41Był dużo młodszy, niż początkowo sądziła.- Ty? Ty mi uprzyjemnisz pobyt?Skinęła głową.Chciała go uderzyć, zrobić cokolwiek, żeby tylko przestał taksować ją wzrokiem jak nie-wypróbowaną klacz wyścigową.- Zbliż się - powiedział.- Słucham?- Chodź tu.- Przecież.przecież jestem.- Bliżej.Dotknął jej.Położył jej ręce na ramionach i przyciągnąłdo siebie.Czuła jego twarde jak stal ciało, czuła bijący od niego żar.Czuła przez ubranie jego męskość, twardąi pulsującą, napierającą na jej uda.Spoglądała mu prosto w twarz szeroko rozwartymi oczami, niezdolna wyrzecsłowa.Czuła, jak jego tors uciska jej piersi.Uśmiechnął się surowo i dotknął ustami jej warg.Zdumiewające, ale pieszczota była bardzo, bardzodelikatna i Kristin zawirowało w głowie.Jego ustaw najwyższym stopniu przerażały ją, a jednocześniewabiły, sprawiały, że topniała od środka jak wosk.Jegowargi tak pasowały do jej warg.Cole'a ogarnęło pożądanie.Nacisnął językiem na zęby dziewczyny i zapadł głęboko w jej usta.Kristin poddała się pieszczocie.Czuła, jak pod sukienką sutki tężeją jej rozkosznym bólem.Gwałcił jej usta, poruszając w nich rytmicznie językiem; zupełniejakby robił to inną, twardą częścią swego ciała.Kristin odniosła wrażenie, że coś eksploduje w niejw cudowny sposób.Czuła przepływające przez nią odstóp do głów fale gorąca.Nie chciała wcale odpowiadać na jego pocałunek, ale nie miała też siły, by mu się oprzeć.Było to okropne; może nawet gorsze jeszcze odtego, co jej się przytrafiło rano.42Ku swemu zdumieniu pożądała Cole'a całą swojąistotą.Nieoczekiwanie wypuścił ją z objęć.Wypuścił taknagłe, że gdyby w ostatniej chwili ponownie nie chwy-cił jej w ramiona, upadłaby.Popatrzył na Kristin z góry.Usta miała wilgotnei rozchylone.Oczy jej lśniłyPoczuł złość do samego siebie.- Uprzyjemniłem? - spytał.Kristin zawirowało w głowie.O czym on, do licha,mówi?- Nawet nie umiesz się porządnie całować -oświadczył.- Słucham? - spytała tak oszołomiona, że nie zdawała sobie jeszcze sprawy z gniewu, jaki ją ogarniał.Cole nieoczekiwanie zmienił ton.- Przepraszam - powiedział.- A niech cię piekło pochłonie! - wybuchnęła Kri-stin.- Pragnę dobić z tobą targu.Jeśli zostaniesz.-.- Dosyć - warknął ochrypłym głosem.- Wybacz,ale nie mam czasu ani cierpliwości na małą, durnądziewicę.- Co?Zrobiła krok do tyłu i patrzyła na Cole'a osłupiała.Ależ cham!Chciało jej się wyć, płakać.- Nie zamierzam wplątać się w żadne romanse,panno McCahy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl