[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drugą ręką chwyta teraz jej twarz ipotrząsa nią gwałtownie, aż Beatrice przerażona otwiera oczy.Naglące spojrzenie matki wytrąca ją ze snu i przywraca do rzeczywistości, dosypialni, gdzie Beatrice poci się niemiłosiernie pod warstwą ciepłych nakryć.Czołoma rozpalone, brwi mokre od potu, za to nos, sterczący wyraziście, pozostajezupełnie zimny.Nie jest pewna, gdzie się znajduje, ale zastanawia ją, skąd matkawiedziała, że przyszedł po nią diabeł, i że ktoś musi ją wyrwać ze śmiertelnegouchwytu.- Nadchodzą posłowie, kochanie.Musisz wstać.Księżna obraca córkę na bok, odkrywa ją i podciąga jej koszulę nocną.Beatricewidzi, jak ktoś odsuwa ciężkie kotary w oknach i jak ciemnoszare, poranne światło zwolna zalewa błyszczące płomienie ogni piekielnych.- Niewiele, ale będzie musiało wystarczyć - słyszy głos Leonory.Nim zdąży zapytać, co matka ma na myśli - czyżby mówiła o pośladkach swojejcórki? - dwie z jej dam dworu wyciągają Beatrice z łóżka i narzucają jej na ramionaciężki, haftowany peniuar.- Dogodziłaś mężowi, Bogu dzięki! - wykrzykuje Leonora, patrząc uważnie wpomięte prześcieradła.- Bo wiesz, co by było.Musiałybyśmy o wszystkim napisaćojcu.Na pewno nie przyjąłby życzliwie48wieści o kaprysach córki w noc poślubną.Wiesz, jaki on jest w kwestii obowiązków.Zza drzwi słychać zbliżające się, energiczne kroki trzech osób, grające echem pokamiennej posadzce.Do komnaty wchodzi messere Trotti i dwóch mężczyzn ochłodnym spojrzeniu, których Beatrice nie zna.Całkowicie ignorując jej obecność,cała trójka zbliża się do łoża i skrupulatnie lustruje różowe plamki na wygniecionymprześcieradle.- Mało krwi - orzeka w końcu jeden z nich, patrząc na Leonorę.- Albo Moro nieuzyskał pełnego dostępu, albo miał do czynienia z tunelem mocno jużprzechodzonym.Messere Trotti zachowuje kamienną twarz, unosi tylko z oburzenia brwi, jednaktrzeci z mężczyzn parska rozbawiony.- Dziewczyna całe dnie spędza na końskim grzbiecie - mówi Leonora.- Nie pozwolę,aby w mojej obecności ktoś insynuował podobne rzeczy na temat księżniczki z DomuFerrary.Jeśli wyniesiesz, panie, swoje słowa z tej sypialni, zapewniam, że zapłacisz za to stanowiskiem, na tym dworze i każdym innym w kraju.Mężczyzna zamilkł.Nikt nie wątpił w możliwość zrealizowania grozby rzuconejprzez Leonorę.Beatrice zachwyca, jak matka zręcznie osadziła nie jednego, a trzech mężczyzn, zasprawą pary hardych, brązowych oczu i podniesionego głosu.Nie tylko tym; jak tomożliwe, by z samego rana objawiać tak wyostrzoną czujność? Czy więc odtądbędzie już uważana za żonę?- To dziecko zadowoliło męża.Oto dowód.Teraz, proszę, zabierzcie prześcieradło iczyńcie dalej swoje powinności.Małżeństwo zostało oficjalnie skonsumowane.Mężczyzni zaczęli się wycofywać z sypialni niczym służący z egzotycznych,wschodnich krajów, których Beatrice widziała raz w Wenecji.49- Z każdego waszego słowa - rzuca za nimi Leonora - tryskać będzie wyłącznieradość z tej pomyślnej nowiny.Beatrice jest zdziwiona, że na prześcieradło nie wylało się z niej wszystko.Bladeślady krwi, znaczące biel pościeli, wywołują wspomnienie minionej nocy.Unikającwzroku odchodzących mężczyzn, matki i obu dam dworu, które usuwają dowód złoża, Beatrice owija się ciasno peniuarem, odwraca i patrzy przez okno.Nocą spadłśnieg, przydając krajobrazowi ciężaru.Drzewa zdają się dzwigać brzemię; gałęziewiszą nisko, ugięte pod lodowym garbem.Jej łono, wyrwane nocą z dziewiczegosnu, czuje podobny ciężar.Dziewczyna mruży oczy przed białym pejzażem, którywywołuje w niej jasność myśli i pobudza pamięć.Ruch w sypialni powoli gaśnie,kolejne obrazy minionego wieczoru napływają do jej głowy a na ich wspomnienieBeatrice oblewa się rumieńcem palącego wstydu.Czyż w dniu wesela pogoda może być bardziej niepomyślna? Mrozy tej zimy byłytak siarczyste, że jej ojciec musiał nająć łamaczy lodu do rozkucia zmarzniętejskamieliny na Padzie, by orszak weselny mógł w ogóle wyruszyć do Mediolanu.Beatrice obserwowała, jak mężczyzni biją potężnymi toporami skutą lodem rzekę, ipatrząc na lodowe odpryski, ulatujące w mrozne powietrze, myślała z nadzieją, że lódokaże się za gruby i uroczystości trzeba będzie odłożyć na inną porę.Być może wtym czasie spadnie z jednego ze swoich koni i postrada życie.Ale nie miała tego szczęścia.Po niezliczonych odroczeniach i przeprosinachLudovico wyznaczył w końcu dzień ślubu, ale w najmrozniejszej i najbardziejniedogodnej porze roku, kiedy podróż płynącymi krą rzekami i zmarzniętymitraktami jest praktycznie niemożliwa.Beatrice i rodzina Estów nie mają wątpliwości,że Sforza znowu usiłował zyskać na czasie.Dwudziestego dziewiątego grudnia, po najzimniejszych, jak sięgnąć pamięcią,świętach Bożego Narodzenia, Beatrice, jej matka50i reszta orszaku, opatuleni wełnianymi nakryciami i gronostajowymi futrami, weszlina pokłady bucentaurów, wytwornie dekorowanych galarów.Czekała ich mozolnapodróż zdradliwą, zlodowaciałą rzeką z Ferrary aż do Pawii, w księstwie Mediolanu,gdzie czekał na nich Ludovico i gdzie miała się odbyć ceremonia zaślubin.Podróżobfitowała w katastrofy.Barka przewożąca zapasy wiktuałów na ucztę weselnąutknęła w krze kilometry za nimi, zostawiając ich na dwa długie dni bez kęsa chleba. Ich pokładowe łoża i okrycia niemal natychmiast zesztywniały od bryzgów rzeki iwilgoci panującej w mroznym powietrzu.Nikt nie był w nastroju, by się radowaćświetną przyszłością księżniczki Beatrice i jej wielkim szczęściem, że wychodzi zamąż za jednego z najpotężniejszych władców Italii, a już najmniej do śmiechu byłosamej pannie młodej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl