[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zająknęłam się na tym słowie, kolanami drżały.- I tego nie cofnę.Tym razem Jeremiah się nie skrzywił.- Powinienem był zapewnić ci bezpieczeństwo.- Bzdury.To nie twoja wina.- Wyczerpanie zalało mnie niczym fala, nie miałam jużsił na dalsze kłótnie.Zamknęłam oczy, żeby odizolować się od jego przytłaczającejobecności.- Dobranoc, Jeremiahu.- Lucy.To słowo zabrzmiało jak największe błaganie, jakie w życiu słyszałam.Ukryłam sięza drzwiami, bo łzy zaczęły piec mnie w oczy.Zakryłam usta dłonią, bo nie byłam w staniesię odezwać.Dłoń Jeremiaha znikła z futryny, a ja musiałam użyć całej siły woli, żebyzamknąć tę kilkucentymetrową przestrzeń.Znowu byłam sama.A moje serce znów rozpadło się w drobny mak.Nie mogłam spać, za bardzo dręczył mnie żal i niepokój.Poczucie bezpieczeństwa,jakie miałam przy Jeremiahu, znikło, teraz nie miałam pocieszenia.Przez całą nocprzewracałam się na łóżku, aż za oknem zrobiło się jasno.Kiedy mały zegar przy łóżku pokazał piątą, rozległo się głośne pukanie do drzwi i głosagenta.- Musimy wyjeżdżać.Jęknęłam w poduszkę, przewróciłam się na łóżku i wstałam.Potarłam zaspane,a raczej niewyspane, oczy, wygładziłam zmięte ubranie i wyczłapałam z pokoju.yle się czułam we wczorajszych ciuchach i miałam nadzieję, że niedługo włożęświeże.Prysznic poprawiłby ten stan rzeczy, ale nie chciałam wpaść na Jeremiaha, więcw łazience spędziłam tylko chwilę.Wytknęłam głowę za drzwi, zobaczyłam, że na korytarzu jest pusto, i wyszłam.Niepewna, czy Jeremiah jest jeszcze u siebie, czy już nie, pognałam do głównej części hotelu.Przez okno wpadało zamglone światło brzasku, a w dużej sali świeciło się kilka lamp.Przyjednej ścianie stała taca z wypiekami i pojemniczkami dżemu.Biorąc pod uwagę to, żewszyscy się spieszyli, wątpiłam, że będzie czas na śniadanie, więc chwyciłam parę rogalikówi babeczek, żeby szybko coś przegryzć.Z oddali dobiegł szmer.Odwróciłam się i zobaczyłam dwóch wczoraj poznanychagentów, wchodzących do sali.Starszy szedł przodem.- Jest pani gotowa? Chciałam skinąć głową, ale spojrzałam zdezorientowana na młodszego agenta, którychwycił ozdobną butelkę i rozbił ją na głowie drugiego mężczyzny.Starszy agent osunął sięna ziemię.Blondyn przeszedł nad partnerem z wyrazem żalu na twarzy.Dezorientacja zamieniła się w przerażenie, kiedy rozpiął futerał i wyjął broń.- Przykro mi - powiedział, nakręcając długi tłumik.Wycelował we mnie.Miesiąc temu zginęłabym na miejscu.Z przerażenia nie byłabym w stanie oderwaćstóp od ziemi, umysł nie mógłby uwierzyć w to, co się dzieje.Stałabym jak kołek i zostałazabita przez agenta.Zadziwiające, jak każdy pełen strachu miesiąc wpłynął na czas reakcji.Po tymwszystkim pewnie będę musiała zgłosić się na terapię.- Jeremiah! - krzyknęłam, rzucając ciastka i biegnąc w stronę otwartych drzwi nakorytarz i naszych pokoi.Usłyszałam wyrazny odgłos broni, kiedy znalazłam się za drzwiami, za mną pojawiłasię lufa, niebezpiecznie blisko mojego ramienia.Zatrzasnęłam drzwi i pognałam do mojegopokoju.Agent biegł tuż za mną.Z pokoju nie było ucieczki, jedynie przez okno albo drzwi, a ta druga opcja właściwienie wchodziła w rachubę.W dodatku mały pokój nie zapewniał żadnej ochrony, jeżeli zacznie strzelać przezdrzwi, na pewno mnie trafi.- Jeremiah! - jęknęłam, kuląc się w odległym kącie, kiedy coś uderzyło w drzwi.Z korytarza dobiegały odgłosy szamotaniny, a potem jęki co najmniej dwóch osób.Usłyszałam dwie kule, przeszywające ścianę, a potem urwany krzyk.Martwiąc sięo bezpieczeństwo Jeremiaha, doczołgałam się do drzwi i uchyliłam je odrobinę.Jeremiah odwrócił się do mnie.- Zostań w środku, nie wiem, ilu ich jest.Sapnęłam niespokojnie, kiedy zobaczyłam broń w jego dłoni.Blondyn leżał na ziemiz uniesionymi obiema rękami i grymasem bólu na twarzy.- Załatwił swojego partnera - powiedziałam, czując dreszcze na widok mojegoniedoszłego zabójcy jęczącego na podłodze.Ukryłam się za drzwiami, chociaż wiedziałam,że nic mi to nie da, jeżeli pojawi się kolejny uzbrojony mężczyzna.- Dlaczego naszaatakował?- Nie wiem i nie obchodzi mnie to.- Uwięził moją rodzinę.Zerknęłam na agenta, który usiłował się podnieść.Zamarł, kiedy zobaczył swoją broń w ręce Jeremiaha, z muszką wycelowaną w swoją głowę.Jedną rękę przyciskał do piersi, alewyglądał na zdesperowanego.- Powiedział, że muszę.- Mieliśmy zginąć, żeby twoja rodzina była wolna?Poczucie winy na twarzy mężczyzny było odpowiedzią na opryskliwe pytanieJeremiaha.Spojrzał z góry na mężczyznę leżącego u jego stóp i znów uniósł broń.- Wychodzimy - powiedział i kiwnął na mnie.- Nie!Nagle Jeremiah opuścił broń i spokojnie pociągnął za spust.Agent sapnął i wypuściłmniejszy pistolet, który trzymał w ręce.Upadł z brzękiem na podłogę, a agent dyszał,trzymając się za nogę zdrową ręką.- Daj mi telefon, natychmiast [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl