[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PodÅ‚oganajwyrazniej zapadÅ‚a siÄ™ i nie byÅ‚a już pÅ‚aszczyznÄ…, lecz stromÄ…, nierównÄ… pochyÅ‚oÅ›ciÄ…wznoszÄ…cÄ… siÄ™ ku& czemu?Przez kotÅ‚ujÄ…ce siÄ™ chmury ostre, biaÅ‚e zródÅ‚o Å›wiatÅ‚a wysyÅ‚aÅ‚o oÅ›lepiajÄ…ce promienie.ÓdgryzÄ…cego dymu oczy napeÅ‚niÅ‚y mu siÄ™ Å‚zami i kiedy podniósÅ‚ rÄ™kÄ™, by je wytrzeć, gdzieÅ› w górzeusÅ‚yszaÅ‚ trzask.Koniec spadajÄ…cej belki niemal musnÄ…Å‚ mu twarz, wiÄ™c cofnÄ…Å‚ siÄ™ poÅ›piesznie.- Do licha - wykrzyknÄ…Å‚.- Ten cholerny dom zapada siÄ™! - Znowu wsadziÅ‚ gÅ‚owÄ™ doÅ›rodka, żeby zobaczyć, co siÄ™ dzieje.I wtedy ciężka rÄ™ka odciÄ…gnęła go od drzwi.- Uciekaj stÄ…d, gÅ‚upcze! - wrzasnÄ…Å‚ mu MacClellan do ucha.- Ta Å›ciana zaraz runie.Niestarcza ci rozumu, by wiedzieć, że nie wolno stać pod domem, który siÄ™ wali? A teraz pÄ™dz doUndine i wÅ‚Ä…cz alarm pożarowy.ZadzwoÅ„ do Deering& nie, zadzwoÅ„ do Lillybank, to bliżej.Powiedz im, żeby natychmiast przysÅ‚ali tutaj patrol.Nie czekaj na nich ani na straż.Zbierzwszystkich ludzi, jakich spotkasz w Undine& i siekiery& i wracaj tutaj pÄ™dem.ZrozumiaÅ‚eÅ›?- Jasne! - usÅ‚yszaÅ‚ nieformalne potwierdzenie od mÅ‚odego mężczyzny, który zaraz zniknÄ…Å‚w ciemnoÅ›ci.Forester miaÅ‚ zamiar skrócić jak najbardziej swojÄ… nieobecność w miejscu, gdziedziaÅ‚y siÄ™ takie fascynujÄ…ce rzeczy.MacClellan odwróciÅ‚ siÄ™ do swoich towarzyszy i stwierdziÅ‚, że jest sam.Wczerwonawym, posÄ™pnym blasku, który nagle siÄ™ pojawiÅ‚, rozejrzaÅ‚ siÄ™ wkoÅ‚o, ale nie zobaczyÅ‚nikogo z tamtej trójki.Zciana znajdujÄ…ca siÄ™ przed nim nie runęła, ale przez otwarte drzwiwydostawaÅ‚ siÄ™ dym, natychmiast rozwiewany przez wiatr.WnÄ™trze domu jarzyÅ‚o siÄ™ czerwonojak sam Å›rodek piekÅ‚a.Tylko raz w życiu widziaÅ‚ ogieÅ„ rozprzestrzeniajÄ…cy siÄ™ z takÄ… szybkoÅ›ciÄ….Tamten pożarjednak miaÅ‚ miejsce w fabryce mebli, a podsyciÅ‚ go wybuch dwustulitrowego zbiornika zlakierem.Trudno oczekiwać, że dom mieszkalny z kamienia zapali siÄ™ tak Å‚atwo.HukspadajÄ…cego gruzu ostrzegÅ‚ go, że inne Å›ciany okazaÅ‚y siÄ™ mniej wytrzymaÅ‚e niż ta, przed którÄ…staÅ‚, ale dom zaczÄ…Å‚ siÄ™ walić zbyt wczeÅ›nie, by mógÅ‚ to spowodować ogieÅ„.CaÅ‚a katastrofa byÅ‚a równie niezrozumiaÅ‚a, jak nagÅ‚a. MacClellan rzuciÅ‚ siÄ™ pÄ™dem na poszukiwanie trzech lekkomyÅ›lnych osób, któreprzyjechaÅ‚y samochodem.UważaÅ‚ siÄ™ za sumiennego czÅ‚owieka i tak siÄ™ skÅ‚adaÅ‚o, że to byÅ‚aprawda.Gruby detektyw czuÅ‚ siÄ™ osobiÅ›cie odpowiedzialny za to, żeby  towarzystwo nie zrobiÅ‚onic pochopnego, próbujÄ…c uratować tego dzikiego Irlandczyka, OHarÄ™, który najprawdopodobniejleżaÅ‚ teraz martwy pod pÅ‚onÄ…cymi zgliszczami.Do poÅ‚owy okrążyÅ‚ dom, zanim znalazÅ‚ Å›lad tych, których szukaÅ‚.Ku jego jeszczewiÄ™kszemu zdumieniu żadna z zewnÄ™trznych Å›cian nie runęła, choć okna, popÄ™kane od żaru ibuchajÄ…ce dymem, Å›wiadczyÅ‚y o szalejÄ…cym ogniu, uwiÄ™zionym w kamiennych murach.Nic nie wiedziaÅ‚ o przebudowie, która w tak dziwny sposób przeksztaÅ‚ciÅ‚a wnÄ™trzeszacownej rezydencji Jerrarda.W rzeczywistoÅ›ci tylne Å›ciany holu i dwa pokoje po obu jegostronach przylegaÅ‚y do wewnÄ™trznego boku szybu i kiedy znajdujÄ…ce siÄ™ pod nimi kolumny wkoÅ„cu osunęły siÄ™, caÅ‚e to skrzydÅ‚o domu, Å‚Ä…cznie z szybem, zawaliÅ‚o siÄ™, a utrzymaÅ‚a siÄ™ jedyniezewnÄ™trzna Å›ciana.Dwa pozostaÅ‚e boki szybu wiszÄ…ce nad bagnem już nie istniaÅ‚y, ale czwarta, solidnaÅ›ciana z drzwiami, w których walczyÅ‚ Colin, nadal staÅ‚a.StykaÅ‚a siÄ™ ona z jednopiÄ™trowym,dobudowanym skrzydÅ‚em, którego żaden fragment nie znajdowaÅ‚ siÄ™ nad piwnicÄ….Za drzwiamizaczynaÅ‚ siÄ™ korytarz, który biegÅ‚ do kamiennych schodów prowadzÄ…cych do pokojówzarezerwowanych przez Pana Strachu do wÅ‚asnego użytku.Kiedy MacClellan dotarÅ‚ do wystajÄ…cego skrzydÅ‚a, którego okna byÅ‚y ciemne i chÅ‚odne, aniska weranda zapraszaÅ‚a do wejÅ›cia, nie miaÅ‚ powodu, by podejrzewać, że czai siÄ™ tam znaczniewiÄ™ksze niebezpieczeÅ„stwo, choć inne niż to, przed którym tak stanowczo uchroniÅ‚ Forestera.Kiedy zobaczyÅ‚ znikajÄ…cÄ… wÅ‚aÅ›nie w cieniu werandy postać mężczyzny, popÄ™dziÅ‚ za niÄ…,nadal zdecydowany chronić tamtych.Nie byÅ‚o sensu krzyczeć.Jego gÅ‚os zginÄ…Å‚by w tym huku.WpadÅ‚szy do Å›rodka, wÅ‚Ä…czyÅ‚ pożyczonÄ… latarkÄ™ w tym samym momencie, kiedy ktoÅ› inny zapaliÅ‚zapaÅ‚kÄ™.Jeden koniec dÅ‚ugiego, wÄ…skiego pokoju, w którym siÄ™ znalazÅ‚, przesÅ‚aniaÅ‚ rzadki dym,ale MacClellan zobaczyÅ‚ tuż przed sobÄ… dwie postacie, z których jedna trzymaÅ‚a nad gÅ‚owÄ…zapaÅ‚kÄ™ i rozglÄ…daÅ‚a siÄ™ niespokojnie.Cliona znowu odegraÅ‚a rolÄ™ prowodyra i to tak skutecznie, że caÅ‚kowicie wyrwaÅ‚a siÄ™spod kontroli swych zdenerwowanych  opiekunów.W chwili gdy MacClellan dotarÅ‚ do nich, Å›wiatÅ‚o jego latarki padÅ‚o na jeszcze jedne drzwi, szeroko otwarte, w przeciwlegÅ‚ej Å›cianie pokoju.Biornson i prawnik jednoczeÅ›nie rzucili siÄ™ w stronÄ™ czarnego otworu i znowu sumiennyczÅ‚owiek zmuszony byÅ‚ albo pójść za nimi, albo zrezygnować ze swojej misji.Pierwsi dwajskoczyli w dół, a goniÄ…cy ich detektyw niechcÄ…cy pomagaÅ‚ im snopem Å›wiatÅ‚a z latarki, ale przyÅ›lepej Å›cianie skrÄ™cili w lewo i nagle zniknÄ™li.Na schodach prawie nie byÅ‚o dymu, ale biÅ‚a od nich fala gorÄ…ca.MacClellanowi przyszÅ‚odo gÅ‚owy, że prawdopodobnie niewiele brakuje, by staÅ‚ siÄ™ ofiarÄ… na oÅ‚tarzu lekkomyÅ›lnoÅ›ciinnych ludzi.ZawahaÅ‚ siÄ™.Powietrzem wstrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚oÅ›ny huk.DobiegÅ‚ z doÅ‚u schodów i zabrzmiaÅ‚ jak wybuchbomby.CaÅ‚a trójka byÅ‚a pewnie tam na dole.MacClellan zaklÄ…Å‚ i zbiegaÅ‚ po schodach po trzy stopnie naraz.Nie spodziewaÅ‚ siÄ™, że ichjeszcze zobaczy.CaÅ‚y dom groziÅ‚ zawaleniem siÄ™ w ciÄ…gu minuty i lekkomyÅ›lność ludzi,ryzykujÄ…cych życiem dla beznadziejnej próby ratunku, byÅ‚a mu naprawdÄ™ nieznoÅ›na!Kiedy jakÄ…Å› minutÄ™ pózniej Rhodes i Biornson znalezli siÄ™ u stóp schodów, zauważyli, żejest tam szeroki korytarz, a parÄ™ metrów dalej duży prostokÄ…tny otwór w Å›cianie, przez którywydostawaÅ‚o siÄ™ Å›wiatÅ‚o tak biaÅ‚e i ostre, że nawet same reflektory byÅ‚y oÅ›lepiajÄ…ce.Na jego tleporuszaÅ‚y siÄ™ ciemne ksztaÅ‚ty.Nowo przybyli nie liczyli na nic wiÄ™cej, jak tylko na odciÄ…gniÄ™cie Cliony w bezpiecznemiejsce.Ale pokonawszy biegiem caÅ‚y korytarz, znalezli na jego koÅ„cu nie jednÄ…, lecz dwiekobiety, a poÅ›rodku tego jaÅ›niejÄ…cego prostokÄ…ta olbrzymiÄ…, dzikÄ… postać mężczyzny, którydesperacko rozdzielaÅ‚ ciosy i pchniÄ™cia.Nie mogli jednak dostrzec, z kim walczyÅ‚, dopóki nie dotarli do samych jarzÄ…cych siÄ™drzwi.Otwór byÅ‚ szeroki i jeden czÅ‚owiek, choćby nie wiadomo jak silny, nie mógÅ‚ ich obronićprzed tego rodzaju napastnikami, jacy je oblegali.Kiedy Rhodes przybiegÅ‚ jako pierwszy, obokColina wysunęła siÄ™ jakaÅ› gÅ‚owa.ByÅ‚a to przerażajÄ…ca gÅ‚owa, oÅ›lizÅ‚a i ociekajÄ…ca, wielka jak u lwa i odrażajÄ…ca jak ugargulca.Wysunęła siÄ™ wijÄ…cym ruchem na koÅ„cu niewyobrażalnie dÅ‚ugiej, wężowatej szyi [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl