[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wciąż się nad tym nie zastanawiając, Nataniel biegł za nim co sił i wkrótce znalazł sięna lodowcu.Wszystko wokół było białe.Wszystko, z wyjątkiem jednej czarnej postaci, która gnałaprzed siebie w jakichś dziwnych podskokach i do złudzenia przypominała wronę zopuszczonymi skrzydłami.Czy to ta sama wspaniała, wszechmocna siła porusza się w ten sposób?Nataniel śledził wzrokiem obrzydliwą, oddalającą się po lodzie figurę.W niczym nieprzypominała ona Tan-ghila, który dopiero co poraził go swoją wielkością.Bardziej byłapodobna do Tengela Złego, który uciekał na łeb na szyję od grożącego mu śmiertelnegoniebezpieczeństwa.Władca świata przemieniał się znowu w  starego potwora.Czar prysł.Nataniel jeszcze przyspieszył, gnał jak szalony za małą bestią.Gniew dodawał mu skrzydeł.O tym, że sam lodowiec stanowi niebezpieczeństwo, nie myślał.Nie spuszczał oka ztej czarnej, zataczającej się postaci przed sobą.Nie mógł jej zgubić w śnieżnej zadymce.Nie zastanawiał się też nad tym, skąd bierze siły.Nie myślał teraz, że pochodzi z roduczarnych aniołów i Demonów Nocy, które niosły go tak szybko naprzód, zdawał sobie tylkosprawę, że biegnie prędzej niż tamten.Jak strzała gnał przed siebie, by dopaśćznienawidzonego.Tengel, teraz znowu dokładnie taki, jakim był przez ostatnie dziewięćset lat, odwróciłsię i coś do niego krzyczał piskliwym głosem, Nataniel jednak nie dał się zastraszyć.Wyzbyłsię już wszelkiego współczucia.Dla tej gadziny przed sobą nie był w stanie wykrzesać nawetcienia litości.Rzucił się na przeciwnika i trzymał mocno.Tan-ghil skrzeczał jak przedziurawiona trąba, szamotał się i starał się wydrapać Natanielowi oczy.Był odpychający, wyglądałobrzydliwie, chyba postarzał się jeszcze bardziej, z obwisłą, szarożółtą skórą i nosem jakwielki, zakrzywiony ptasi dziób, zwisający nad rozdziawioną gębą z żółtymi pieńkami zębówi czarnym jęzorem.Natanielowi zbierało się na wymioty - od smrodliwego oddechu starca i od jegowidoku.Tengel Zły ryczał z wściekłości i śmiertelnego przerażenia.Nataniel musiał wytężaćwszystkie siły, by utrzymać go na ziemi.Tan-ghil utracił wszystko, co było w nim grozne iniebezpieczne, a ponieważ nie stać go było na nic więcej, pluł jak oszalały.Na głowęNataniela niczym grad leciały przekleństwa.Tylko przez pięć minut Tan-ghil był młodym, pięknym Władcą Zwiata.I oto Wybrany z Ludzi Lodu wszystko to unicestwił.Tan-ghil znowu stał się Demonem w Ludzkiej Skórze.Mimo iż Nataniel był okaleczony bardziej niż jakikolwiek człowiek byłby w stanieznieść, wściekłość dodawała mu sił.Wszystko, co robił, działo się tylko dzięki sile woli, ciałojuż dawno przekroczyło wszelkie granice wytrzymałości.Utrzymywał Tan-ghila na ziemicałym swoim ciężarem, przyciskał go jedną ręką, podczas gdy drugą szukał butelki Marca, wktórej zostało jeszcze trochę wody.W końcu musiał usiąść na przeciwniku i przyciskać jegoręce nogami, by móc swobodnie otworzyć butelkę, a potem przytrzymać szamoczącą sięgłowę tamtego.Przejmujące wrzaski raniły mu uszy.Unoszone wiatrem, gasły gdzieś bardzodaleko.Gęba Tengela Złego otwierała się raz po raz.Nataniel próbował mu ją zamknąć, ajednocześnie w jakiś sposób unieruchomić jego kopiące na wszystkie strony nogi.Oczypotwora płonęły tuż przy jego twarzy, jakby chciał go zabić wzrokiem.Tamten majestatyczny Tan-ghil mógłby z pewnością tego dokonać.Teraz jednak, naskutek oddziaływania głębokiego współczucia Nataniela i jego miłości blizniego, zostałzredukowany niemal do zera i żadne próby nie przynosiły rezultatu.I oto.Nataniel miał go całkowicie we władaniu.W sekundzie słabości, gdy kolejnykrzyk już, już dobywał się z gardła, Tengel Zły został pokonany.Nataniel złapał jego dolnąszczękę, wlał mu do gęby zawartość swojej butelki, po czym zacisnął i mocno trzymał.Sporowylało się na boki, lecz Nataniel nie ustępował i Tengel był zmuszony połknąć to, co miał wustach.Dopiero wtedy Nataniel puścił.Z rykiem, który było słychać w odległości wielu mil, Tengel Zły zerwał się na równe nogi, ale nie był w stanie na nich ustać.Zdążył natomiast chwycić ramię Nataniela ruchem takbłyskawicznym, że nie można było go uniknąć.Nataniel zdołał mu się wprawdzie wyrwać,lecz na ciele zostały trzy długie szarpane rany od pazurów tamtego.Zdumiony i przerażony przyglądał się stworowi na lodzie.Tengel wrzeszczał iwrzeszczał, ale krzyki były coraz cichsze.- Palę się! Palę się! - wył.Na oczach Nataniela kurczył się i malał, rozpuszczała go mieszanka wody zła i jasnejwody.Nataniel pragnął odwrócić wzrok i nie patrzeć na to straszne widowisko, ale był jakzauroczony.Stał i przyglądał się, jak Demon w Ludzkiej Skórze wysycha, zmniejsza się, jakkości i czaszka znikają, jak gdyby od środka coś je trawiło.W końcu została już tylkopomarszczona skóra niczym pusty worek, owinięta w czarną pelerynę.Ale i to nie mogło z niego pozostać.Najpierw całkowicie zniknęła skóra, a potemubranie.Jako ostatnia rozmyła się przed wzrokiem Nataniela czarna peleryna.Nadleciał gwałtowny, zacinający śniegiem wiatr, ale niczego nie uniósł ponadbielejący lodowiec, bowiem z Tengela Złego, przeklętego przodka Ludzi Lodu, nie pozostałonic.Absolutnie nic.Nataniel zachwiał się.Dopiero teraz, kiedy było po wszystkim, poczuł, jaki jestwyczerpany.Podtrzymywał zranione ramię i próbował z butelki Marca wylać na nie choćbykropelkę wody, przesuwał szyjkę butelki po wszystkich ranach, a potem odwrócił się, byruszyć w drogę powrotną.Czuł rwanie i dotkliwy ból w płucach i drogach oddechowych.Kiedy podniecenieopadło, a walka była już wygrana, nogi odmówiły mu posłuszeństwa.Zataczając się schodziłdo małej, ciepłej kotlinki Shiry, lecz wydawała mu się ona nieznośnie daleka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl