[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zadrżała instynktownie.Była teraz zupełnie naga, bieliznaspoczywała wokół jej stóp jak strzępki bezużytecznej koronki i płótna.- Wyjdz z tego - polecił miękko, przykucając przed nią.Usłuchała nerwowo, a on ostrożnie podniósł bieliznę, mocnozaciskając ją w dłoni, jakby obawiał się, że Amy może zmienić zdaniei ubrać się, zanim zdąży objąć ją kochającym spojrzeniem.Amy spodziewała się, że Luiz wstanie.Zadygotała wewnętrznie,gdy pozostał w poprzedniej pozycji zapatrzony w trójkąt blondloczków pomiędzy jej udami.I znów, jak wtedy, gdy patrzył na jejpiersi, Amy wydawało się, że coś w jej wnętrzu drgnęło, jakby to nietylko oczy Luiza, ale i jego dłonie pieściły ją, gdzie nikt przedtem jejnie dotykał.- Dios - wyszeptał matowym głosem.- Dios, querido.Wstrzymała oddech, gdy nagle upuścił koronkowe szmatki.Jegodłonie powędrowały w górę, by spocząć na łagodnej krzywiznie jejbioder.Przyciągnął ją ku sobie i przycisnął gorący policzek do nagiego ciała.Wiedziała, że jego oczy są zamknięte, bo czułatrzepotanie rzęs na wrażliwej skórze.- Amy, moja Amy - szeptał, gorącym oddechem jak płomieniemparząc jej rozedrgane łono.Oderwał policzek niemal tak szybko, jak go przedtem przytulił,uwolnił jej biodra i zerwał się.Pożerając ją wzrokiem, przyciągnął kusobie i pocałował.Mocne uderzenia jego serca powiedziały Amy, że jestpodniecony, ale nie zdawała sobie sprawy jak bardzo.Gdy ustamigniótł jej wargi, miażdżąc ją o swe twarde, muskularne ciało, poczułanagły przypływ ciepła i oszołomienia, zupełnie nowe uczucie głodu iniepokoju.Cudownie było czuć jego gładką, ciepłą pierś tak mocno przyswojej.Uwięziony pomiędzy ich ciałami wspaniały KamieńSłoneczny parzył ją jak kolisko rozpalonej lawy.Luiz oderwał nagle płonące wargi od jej ust.Zamrugałazdezorientowana, gdy niemal przemocą odsunął ją od siebie.Wyszeptała jego imię i poszła za nim, gdy odwrócił się i oddaliłpospiesznie.- Zostań - rzucił przez ramię i Amy przystanęła, zaskoczona.Przyglądała się ze zdumieniem, jak Luiz zwinnie wspina się naporośniętą dzikim winem wąską ścieżkę prowadzącą do wodospadu.Oszołomiona, bez tchu, osunęła się na płaskie kamienie, wciążzastanawiając się, jaki popełniła błąd.Przez chwilę straciła go z oczu, ale odetchnęła z ulgą, gdy pojawiłsię w aerozolu otaczającym wodospad.Zdjął spodnie.Przystanął na skraju nawisu i przyglądał się jej wmilczeniu, jakby zatopiony w rozmyślaniach.Nareszcie lekkorozstawił stopy, powoli, głęboko wciągnął powietrze.Nie odrywającoczu od twarzy Amy szarpnął rzemień zawiązany na biodrze iodrzucił przepaskę biodrową.Zaszokowana przyglądała się wysokiemu, nagiemu Indianinowi.Nigdy przedtem nie widziała zupełnie nagiego mężczyzny.Słyszałajedynie szepty pensjonarek o paskudnych, włochatych cielskach i otym, że pozwolą mężowi dotknąć się jedynie pod osłoną ciemności.W Tonatiuhu nie było nic paskudnego.Stał tam, w blaskupołudnia, a jej serce rosło z dumy.Był piękny.W każdymmiedzianolśniącym calu.Don Ramon dumnie twierdził, że w hierarchii Azteków Tonatiuh był  philli", wysoko urodzonym.Wyglądał dumnie, gniewnie i szlachetnie.Amy powoli obróciła się na plecy, rozrzucając włosy wokółgłowy.Wyciągnęła nogi, dłonie ułożyła płasko na równym kamieniu.Czekała.Chociaż młoda i niedoświadczona przeczuwała, że jejaztecki, indiański Bóg Słońce rozmawia z duchami przodków, że jestzatopiony w dziwnej ceremonii medytacji, poprzedzającej akt ichmiłości.Tu, w tym cienistym zakątku, Tonatiuh będzie się z nią kochał.Nie obawiała się.Westchnęła z uczuciem cudownego szczęścia iniezwykłego odprężenia, nie odrywając oczu od kruczowłosego,nagiego Boga Słońce, którego pokryte kropelkami wilgoci ciało drżałoz napięcia, kontrolując ogarniający je płomień.Wspiął się na palce, wyrzucił ramiona wysoko ku niebu, podniósłwzrok wprost w palące słońce i stał tak przez nie kończące się minuty.A potem z gracją zanurkował.Przepłynął pod wodą wprost dokamienistego brzegu, na którym leżała Amy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl