[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kamienne rzezby zdobiące piękny, stary budynekrzucały na mur długie, czarne cienie, hebanowe kraty więzienne, które wyciskały zeń ostatnieresztki świętości.Opętani pląsali wokół Louise niczym obłąkani tancerze morrisa, zapraszając ją do środkadrwiącymi gestami.Grzmoty umilkły, gdy dziewczyna dotarła do wielkich dębowych drzwi.Zapadła złowroga cisza.Louise weszła do katedry.Postąpiła kilka kroków naprzód, a potem zatrzymała się trwożnie.Drzwi zamknęły się ześwistem zimnego powietrza.W nawie stały tysiące opętanych, odzianych w zdobne kostiumy znajróżniejszych kultur i epok ludzkiej historii.Każdy ze strojów był zupełnie czarny.Wszyscyopętani patrzyli na nią.Nagle organy zagrały hałaśliwą, hardrockową wersję marsza weselnego.Muzyka była tak głośna, że Louise zasłoniła uszy dłońmi.Opętani zwrócili się jak jeden mąż wstronę ołtarza, zostawiając dla niej wąskie przejście biegnące samym środkiem nawy.Louiseruszyła przed siebie.Nie zrobiła tego świadomie.Jej kończyny poruszały się niezależnie od niej,popychane skupioną wolą opętanych.Po kilku krokach antypamięć wyślizgnęła się z jej palców ispadła na spękaną posadzkę.Otoczyły ją duchy.Wyciągały błagalnie dłonie i przenikały przez nią, potrząsając zesmutkiem głowami.Muzyka ucichła, gdy dziewczyna dotarła do pierwszego szeregu opętanych.Stał nawysokości skrzydeł transeptu katedry.Posadzka pod centralną kopułą była pusta.Pod ścianamiustawiono piecyki, w których płonął cuchnący ogień.Czarny dym brudził sadzą jasne mury.Louise nie widziała szczytu kopuły, przesłaniały go szare opary.Wysoko ponad nią znajdowałasię galeria.Grupka ludzi opierała się o poręcze, z góry spoglądając na nią z lekkimzainteresowaniem.Przymus utracił moc.Dziewczyna zatoczyła się do przodu.- Cześć, Louise - przy witał ją Quinn Dexter.Stał przed sprofanowanym ołtarzem.Czarnaszata skrywała całe jego ciało.Louise postąpiła parę chwiejnych korków naprzód.Strach ściskał każdy jej mięsień, całeciało miała sztywne.Nie była pewna, czy zdoła się długo utrzymać na nogach.- Dexter? - Nie kto inny.- Przesunął się na bok, pozwalając jej zobaczyć mężczyznę, który leżał naołtarzu z rozpostartymi kończynami.- Boży Brat ponownie sprowadził nas troje w to samomiejsce.- Fletcher - pisnęła.Quinn wyciągnął ku niej rękę.Spod szaty wysunęła się biała jak śnieg dłoń.Skinąłzakończonym pazurem palcem, pozwalając jej podejść bliżej.Przerażały ją rany oraz zakrzepła krew pokrywające ciało więznia.Gdy jednak podeszłabliżej, zauważyła, że jego napięte mięśnie drżą.Nieznajoma twarz wykrzywiała się w grymasiecierpienia.Mężczyzna wciągał powietrze w szybkich, bolesnych haustach.- Fletcher?Quinn skinął dłonią i wyłączono prąd.Ciało osunęło się na kamienny ołtarz, dysząc zszoku.Zakrwawione oblicze ustąpiło miejsca twarzy Fletchera.Spadły z niego łańcuchy imetalowe kajdany.Wszelkie rany zniknęły, gdy zmaterializował się świetnie jej znany mundurmarynarski.Fletcher zszedł ostrożnie z ołtarza.- Moja najdroższa pani, nie powinnaś była tu przychodzić.- Musiałam.Quinn ryknął śmiechem.- Twoja kolej, Fletch.Jeśli zdecydujesz właściwie, wyjdziesz stąd razem z nią.Wprzeciwnym razie będzie należała do mnie.- Pani.Głos Fletchera był pełen bólu.- Dlaczego chce cię wypuścić? - Zapytała Louise.- Wystarczy, że zaciągnie się do armii potępieńców - wyjaśnił Quinn.- Nie każę mu nawetpodpisywać się krwią.- Nie - sprzeciwiła się.- Fletcher, nie możesz tego zrobić.Przyszłam, żeby ostrzec waswszystkich.To musi się skończyć.Trzeba rozproszyć czerwoną chmurę.- Czy to grozba, Louise? - Zapytał Quinn.- Twoja chmura przestraszyła Rząd Centralny.Myślą, że chcesz zabrać Ziemię zwszechświata.Prezydent na to nie pozwoli.Zaatakuje Londyn bronią strategiczno-obronną.Wszyscy zginą.Wiele milionów ludzi.- Mnie nie zabije - zauważył Quinn. - Ale ich tak.- Wskazała na milczące szeregi opętanych.- A bez nich będziesz niczym.Quinn zbliżył się do niej, unosząc się w powietrzu.Spod kaptura wyłoniła sięwykrzywiona w grymasie wściekłości twarz.- Na Bożego Brata, jak ja cię nienawidzę!Uderzył ją otwartą dłonią w skroń, wzmacniając cios energistyczną mocą.Louise krzyknęła z bólu.Zatoczyła się do tyłu, uderzając o ołtarz, i osunęła się napodłogę.Jęknęła cicho, gdy usta wypełniła jej krew.Fletcher skoczył naprzód, ale Quinn nagle przystawił mu do nosa antypamięć.- Cofnij się, pojebie! - Warknął mroczny mesjasz.- I to już!Fletcher odsunął się, dysząc ciężko.Quinn przeszył Louise wściekłym spojrzeniem.- Przyszłaś, by ratować ludzi.Ludzi, których w życiu nie widziałaś.Ludzi, których nieznasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl