[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko ziemia posypała się z nasypu spod tylnychkopyt końskich.Zawróciwszy ostro konia, znowu przeskoczył rów z powrotem i z szacun-kiem zwrócił się do jezdzca z białym pióropuszem, proponując mu widocznie, by uczynił tosamo.Jezdziec, którego postać wydała się Rostowowi znana i nie wiadomo czemu mimo woliprzykuwała do siebie jego uwagę, zrobił odmowny gest głową i ręką i z tego gestu Rostowpoznał natychmiast swego opłakiwanego, ubóstwianego cara. Ależ niemożliwe, aby to byłon, sam jeden wśród tego pustego pola?  pomyślał Rostow.W tej chwili Aleksander od-wrócił głowę i Rostow ujrzał drogie rysy, tak mocno utrwalone w pamięci.Cesarz był blady,twarz miał ściągniętą, a oczy zapadłe, lecz tym więcej powabu i łagodności było w jego ry-sach.Rostow był szczęśliwy przekonawszy się, że wieść o ranie cesarza jest bezpodstawna.Był szczęśliwy, że go widzi.Wiedział, iż mógł, nawet powinien był zwrócić się bezpośredniodo niego i przekazać to, co Dołgorukow rozkazał przekazać.Lecz jak zakochany młodzian drży, omdlewa nie śmiejąc wypowiedzieć tego, o czym ma-rzy nocami, a gdy nastąpi upragniona chwila i znajdzie się sam na sam z nią, rozgląda się zestrachem, szukając pomocy, możliwości odroczenia i ucieczki  podobnie Rostow teraz osią-gnąwszy to, czego pragnął więcej niż wszystkiego na świecie, nie wiedział, jak podejść docesarza, i napłynęło mu tysiące myśli, dlaczego mogło to być nieprzyzwoite, niestosowne iniemożliwe. Jakże to! Jak gdybym rad był z możliwości wykorzystania tego, że on jest samotny izgnębiony.W tej chwili smutku obca twarz może wydać mu się przykra i uciążliwa, poza tymcóż ja mogę mu teraz powiedzieć, gdy przy jednym spojrzeniu na niego zamiera mi serce izasycha w gardle? Nie przychodziło mu do głowy ani jedno z tych niezliczonych przemó-243 wień, które układał w swej wyobrazni zwracając je do cesarza.Przemówienia te wygłaszał wcałkiem odmiennych okolicznościach, wypowiadał je przeważnie w chwilach zwycięstw itriumfów, a najczęściej na łożu śmierci z odniesionych ran, podczas gdy cesarz dziękował muza bohaterskie czyny, a on umierając wyznawał mu swą miłość, stwierdzoną czynem. Poza tym na cóż będę zapytywał cesarza o rozkazy co do prawego skrzydła, gdy jest jużteraz czwarta po południu, a bitwa przegrana? Nie, stanowczo nie powinienem podjeżdżać doniego, nie powinienem zakłócać jego zadumy.Lepiej tysiąc razy umrzeć, niż miałby zle namnie spojrzeć, zle o mnie pomyśleć  postanowił Rostow i ze smutkiem, z rozpaczą w sercupojechał dalej, oglądając się bezustannie na cesarza, wciąż jeszcze stojącego w tej samej nie-zdecydowanej postawie.W tym czasie gdy Rostowa nawiedzały te myśli i gdy z żalem odjeżdżał od cesarza, kapi-tan von Toll przypadkowo przybył na to miejsce i ujrzawszy cesarza podjechał wprost doniego.Zaproponował swe usługi i pomógł pieszo przejść przez rów.Cesarz, pragnąc odpo-cząć i czując się zle, usiadł pod jabłonią.Toll zaś zatrzymał się opodal.Rostow z daleka zżalem i zawiścią widział, jak von Toll coś długo i gorąco wywodził cesarzowi, jak cesarz,płacząc najwidoczniej, zakrył oczy ręką i uścisnął Tollowi dłoń. I to ja mógłbym być na jego miejscu!  pomyślał Rostow i, ledwie powstrzymując łzywspółczucia z powodu losu cesarza, pojechał dalej w zupełnej rozpaczy, nie wiedząc, gdzie ipo co teraz jedzie.Jego rozpacz była tym silniejsza, iż czuł, że przyczynę strapienia stanowi jego własna sła-bość.Mógłby.nie tylko mógłby, ale powinien był podjechać do cesarza.I to była jedyna spo-sobność, by okazać cesarzowi swe poświęcenie.I on tej okazji nie wykorzystał. Co ja naj-lepszego zrobiłem?  pomyślał.Zawrócił konia i pogalopował z powrotem na to miejsce,gdzie widział cesarza, lecz za rowem nikogo już nie było.Jechały tylko furgony i powozy.Odjednego z wozniców Rostow dowiedział się, że sztab Kutuzowa znajduje się niedaleko, wewsi, dokąd zdążały tabory.Rostow pojechał za nimi.Przed nim szedł berajter Kutuzowa, prowadząc konie pod czaprakami.Za berajterem je-chał furgon, a za furgonem szedł stary sługa z krzywymi nogami, w kaszkiecie i kożuszku. Ticie, hej, Ticie!  rzekł berajter. A bo co?  odpowiedział stary z roztargnieniem. Ticie! Kiedy młócicie? Tfu, głupiec!  rzekł stary splunąwszy gniewnie.Po niejakim czasie milczącej jazdy żartten powtórzył się znowu.O piątej wieczorem bitwa była przegrana na wszystkich punktach.W posiadaniu Francu-zów znalazło się już ponad sto dział.Przebyszewski ze swoim korpusem złożył broń.Inne kolumny straciwszy około połowyludzi cofały się bezładnymi, nieporządnymi gromadami.Niedobitki wojsk Langerona i Dochturowa tłoczyły się w zamęcie na groblach i przy sta-wach, i na skrajach wsi Augest.O szóstej jedynie przy grobli augesteńskiej jeszcze rozlegała się gorąca kanonada ze stronyFrancuzów, którzy ustawili liczne baterie na stoku wzgórz Pratzen i bili w nasze cofające sięwojska.W ariergardzie Dochturow oraz inni zbierając batalion ostrzeliwali się francuskiejkawalerii, ścigającej naszych.Zaczynało się zmierzchać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl