[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ujrzał ogień i gorączkowo podsycających goludzi.Cynddl widział biegające postacie, rzucające coś w płomienie, inagle zrozumiał: książki! Na dziedzińcu kasztelu palono księgi.Rycerzezakonni wynosili całe naręcza ksiąg oraz zwoje pergaminów i ciskali je wogień.Cynddl obejrzał się i zobaczył, że mężczyzna w czarnym płaszczuwchodzi po schodach, powoli, jakby był ranny.Błysk znów przeciąłniebo i w jego świetle Cynddl dostrzegł twarz tuż przy nabrzeżu.Spoglądała na niego oczami bladymi jak księżyc, z włosami jak gąszczwodorostów, białym ramieniem oparta o kamień.Potem znów zapadłaciemność i gwałtownie zamrugał zalanymi deszczem powiekami.Ktośwziął go pod rękę.- Cynddłu! Jesteś ranny?To Tam stał nad nim, usiłując go podnieść.- Przyszedł tu! - powiedział Cynddl, nie próbując wstać.- Kto? - spytał Tam, nim zagłuszył go huk kolejnego gromu.- Przybył tutaj, do Chłodnego Kasztelu.- odkrzyknął Cynddl.-Odrodzony! Aby dać upust swej nienawiści!- Opowiesz mi tę historię pod dachem! - Tam przekrzyczał świstwiatru.- Dasz radę wstać?- Stłukłem kolano.- Wstań, pomogę ci!Podtrzymywany przez młodzieńca Cynddl pokusztykał do bramy i ztrudem wszedł schodami na górę.Tam posadził go na worku z ubraniamii okrył kocem.Woda spływała po stopniach i podróżni zajmowaliniewielki skrawek, który nadal pozostał suchy.Siedzieli skuleni, podczasgdy wokół nich niebiosa toczyły wojnę z ziemią.Tam mocniej otulił się kocem i siedział, patrząc, jak błyskawice raz poraz rozdzierają noc.W ich blasku widział Cynddla, który wpatrywał się wrzekę.Czarne oczy Faela lśniły w oślepiających rozbłyskach.Kiedy włócznie światła uderzały w ziemię, cienie umykały spodmurów między drzewa, jakby jakiś bóg polował na nie dla zabawy.Wyryte na murze nazwiska zakonnych rycerzy pojawiały się i znikały:Dallan A'dair, Ashen Korr.Gilbert A'brgail, Simll D'or.Za każdym razem, gdy wracała ciemność, Tam tracił zoczu ten upiorny spis.Stwierdził, że raz po raz odczytuje jedno i to samonazwisko, aż w końcu zrezygnował i zamknął oczy.Mimo to błyskawicenie dały tak łatwo o sobie zapomnieć i raziły nawet przez zaciśniętepowieki.*Tam obudził się w głuchej ciszy, a przynajmniej tak mu się wydało pohałasie burzy.Zwiat był cichy, a powietrze rześkie.W mroku kapała iciurkała woda.Blask księżyca sączył się przez gałęzie drzew za bramą isrebrzył rzekę.Tam przez chwilę słuchał odgłosów nocy: szemraniawody, pohukiwania sów, staccata owadów.Nagle uświadomił sobie, że ktoś stoi na nabrzeżu.To na pewnozbieracz opowieści.Tam zrzucił z ramion koc, wilgotny i zimny.Cieńzbiegł po schodach przed młodzieńcem.- Dobrze się czujesz, Cynddlu?Zbieracz opowieści zerknął przez ramię i skinął głową.Zgiął iwyprostował nogę.- Boli mnie kolano, ale to nic poważnego.Na północy Tam dostrzegł słabe błyski w chmurach i złowił uchemodległy, cichy pomruk gromu.Niebo nad ich głowami było czyste irozgwieżdżone.- Burza szybko przeszła.Cynddl skinął głową.- Co robiłeś na deszczu? - zapytał Tam.- Wyglądałeś.No cóż, kiedyprzyszedłem ci pomóc, spojrzałeś na mnie jak na kogoś obcego.- Nie wiem, co się stało - powiedział Cynddl.Z trudem usiadł naostatnim stopniu i zadrżał.- Tak jakby burza uwolniła opowieści tkwiącetutaj od tak dawna.A może przypłynęły rzeką, wraz z deszczem.Niewiem.Jednak przychodziły do mnie falami, aż zakręciło mi się w głowie.Widziałem dziwne rzeczy.Jeszcze nie wiem, co miały oznaczać.-Wskazał na resztki murów.- Siedmiu mężczyzn skoczyło z tych blankówdo rzeki.Siedmiu, ale przeżyło tylko sześciu.Ci umknęli na północ,ścigani przez Renne.A na górnym dziedzińcu zakonni rycerze spaliliwszystkie księgi i zwoje pergaminów, podczas gdy Ceile A'gnnel zHallenem Gannem stali przy wyrwie w murze i śpiewając tę straszną pieśń, raz po razodpierali ataki wrogów.- Sześciu rycerzy.Mówiłeś, że sześciu rycerzy przejechało przezmost Telanon?Cynddl skinął głową.- Właśnie.Z opowieściami zawsze tak bywa.Tu i ówdzie znajdujęfragmenty, ale każdy ma swoje miejsce - trzeba tylko je odkryć.Tam dostrzegł, że Cynddl poruszył się w półmroku, jakby nie byłpewien, czy ma wstać, siedzieć, czy zrobić coś zupełnie innego.Oparłdłonie o kamienny stopień, potem przycisnął je do czoła, aż w końcuprzetarł oczy, jakby wciąż piekły go po tym, co widział.- Renne nie zniszczyli zakonu tylko dlatego, że nielojalność i zdradależą w ich charakterze - ciągnął Cynddl.- Był jeszcze inny powód,chociaż jeszcze go nie znam.Może chcieli zdobyć księgi i zwoje, którezniszczono? - Ruchem głowy wskazał na schody.- Przed nami był tujeszcze ktoś.- Zamknął oczy i przyłożył dłoń do skroni, jakby rozbolałago głowa.- Nie wiem jednak, czego szukał - dokończył ponuro.- Czy to był ten odrodzony człowiek, o którym mówiłeś? Cynddlmachinalnie kiwnął głową.- Muszę ruszyć na południe, Tamie.I to jak najszybciej.- A więc po to tutaj przybyłeś? - rzekł Tam.- Chciałeś poznać historięzakonnych rycerzy?Cynddl zesztywniał, a potem pokręcił głową.- Nie, Tamie.Przybyłem tutaj, ponieważ Faelowie zajmujący siętakimi sprawami uważają, że niegdyś była tu siedziba czarnoksiężnika -kiedy jeszcze ludzie mieszkali w Zielonych yródłach.Na długo przedtym, nim zakon zbudował tu Chłodny Kasztel.Przybyłem tutaj, abypoznać tę historię.Dowiedzieć się, jak umarł i co się stało z jego wiedzą.Tam zamilkł.Nic nie zdziwiłoby go bardziej niż te słowa Faela i fakt,że w ogóle odpowiedział na to pytanie.- I co się stało z tym czarnoksiężnikiem? - zapytał cicho.- Zwał się Caibre i został pokonany - po długiej walce - przez swegonajzaciętszego wroga, a następnie wygnany.być może w krainę snu.Nie wiem na pewno.Może do krainy śmierci? I choć byćmoże stanął przed jej bramą, Tamie, nie przeszedł przez nią.Tak uważam.-To przypomina sen Baore'a.Dlaczego Faelowie chcą się tegodowiedzieć?Cynddl wzruszył ramionami.- Niektórym moim ziomkom nie zadaje się pytań, Tamie.Kiedyproszą cię, żebyś coś dla nich zrobił, uważasz to za zaszczyt.- Wskazał narzekę swą smukłą, a w blasku księżyca białą jak szron dłonią.- Znowuwidziałem naszą zjawę oraz.No, była tam i patrzyła na mnie, gdy szalałaburza.A między gromami słyszałem głos:  Znajdziesz mnie u wrótZmierci".Tam zadrżał z zimna.- Nie wiem, co to wszystko oznacza, Tamie.Znam tylko fragmentyopowieści.Mogą upłynąć miesiące, zanim znajdę ich tyle, by odkryć ichsens.Baore krzyknął przez sen i chwiejnie zerwał się z ziemi.Ten krzykbył.tak okropny, że Tam i Cynddl przez chwilę nie byli w stanie sięporuszyć, a kiedy wbiegli po schodach, Fynnol już stał przy swoimkuzynie i go uspokajał.- Co się stało, Baore? - zapytał Tam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl