[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie chcęich narażać na kpiny i docinki, któremnie dotknęły.Anna wyobraziła sobie dziecisiedzące na jego kolanach i słuchającebajek.Ona sama nigdy tego nie zaznała. Niech mi pan opowie te bajki poprosiła. Chcę posłuchaćo wróżkach, czarodziejkach i skrzatach.Uraczył ją więc opowieściamio psotnych małych stworkachi fantastycznych istotach, które mogłyprzybierać ludzką postać.Wkrótce niebo poszarzało i o dach bryczki zaczął bębnić deszcz, któryz każdą milą przybierał na sile.W końcuzatrzymali się w przydrożnym zajezdzie. Przeczekamy tutaj deszcz powiedział.Zostawili konie i bryczkę pod opiekąstajennych i w ulewnym deszczupobiegli do drzwi gospody.Wewnątrz kłębił się już tłumpodróżnych, którzy podobnie jak onipostanowili schronić się tu przednawałnicą.Brent znalazł dla Anny trochę wolnegomiejsca w rogu sali. Poczekaj tutaj.Pogadamz karczmarzem i dowiem się, na comożemy tutaj liczyć.Gdy zniknął jej z oczu w tłumie, ogarnął ją nagły niepokój, jakby bezniego mogła zostać porwana przez wiatrjak liść.Gwar ludzkich głosów i turkotkół następnych powozów wjeżdżającychna dziedziniec zlały się w jej uszachw jeden zgiełk.Wydawało jej się, że minęławieczność, zanim do niej wrócił. Nie mają prywatnych saloników aniwolnych pokojów  zawołał,przekrzykując hałas. Musimy poczekaćw pomieszczeniu wspólnym.Alezałatwiłem dla nas ławę przy ogniu.Topewna namiastka prywatności.Kiwnęła głową i przyjęła jego ramię.Poprowadził ją przez tłum ludzi downętrza tawerny, jeszcze bardziejzatłoczonego niż przedsionek.W jej nozdrza uderzył zapach piwa, mięsai niemytych ciał.Gwar był ogłuszającyjak odgłos bębnów, każdy calpowierzchni zdawał się zajęty.Pozamałą ławeczką przy kominku. Jak pan zdołał tego dokonać? Powiedziałem, że jest pani mojążoną. Patrzył jej w oczy przez chwilę. I że nie czuje się pani dobrze.Posadził ją na ławce. I, oczywiście,dobrze zapłaciłem siedzącym na niejludziom, żeby poszukali sobie innegomiejsca.Anna nie mogła powstrzymaćuśmiechu. Oni cieszą się z pieniędzy, a myz ciepłego miejsca.Po chwili zaganiana posługaczka z tawerny przyniosła im gorący cydri miseczki z duszoną baraniną.LordBrentmore wsunął jej do ręki monetęi twarz dziewczyny rozjaśniła się. Wiele czasu minęło, odkąd ostatniraz siedziałem w zatłoczonej tawernie mruknął lord Brentmore. Obawiamsię, że przyjdzie nam spędzić tutaj sporoczasu. Przepraszam, milordzie. To przeznią musiał znosić takie niewygody.Pochylił się do jej ucha. Tutaj jestem Eganem Byrne em.Lepiej nie zwracać na siebie uwagi.Kiwnęła głową. Zresztą to żaden problem  dodał.Jest nam w miarę wygodnie.Annie było nawet miło.Zerknęła na Brenta.Nie mieściło jej się w głowie,że mogła go kiedyś uważać zaprzerażającego, bowiem okazał jejwięcej zrozumienia i dobroci niżrodzina.Poczuła rodzące się w niej pożądaniei pomyślała, że niewiele różni się odmatki.Coraz trudniej było jej panowaćnad emocjami.Brentmore otoczył ramieniem jej barkii oparł ją o siebie. Odpocznij, Anno  szepnął do ucha.W jego ramionach czuła siębezpieczna jak nigdzie indziej, choćzdawała sobie sprawę, że to tylko iluzja.Och, gdyby naprawdę był EganemByrne em, a ona& jego żoną. Czuł się wspaniale, trzymając jąw ramionach.Ogarnął go błogi spokój,kompletnie nie na miejscu w takimtłumie.Ale nikogo tu nie obchodziło,kim byli.Mógł ją obejmować, nieobawiając się plotek.Nagle Brent dostrzegł w tłumie dwóchznajomych, ale nie przejął się tym.Doskonale wtopił się w otaczające gopospólstwo.Na wszelki wypadeknacisnął kapelusz na oczy. Co się stało?  spytała Anna. Paru znajomych  odparł. Ale niema powodu do obaw.Weszli doprywatnego saloniku. Nie chce pan być ze mną widziany stwierdziła.Ponownie otoczył ją ramieniem.  Wolałbym po prostu uniknąćwyjaśnień, dlaczego jestem przebrany zawoznicę. Szkoda, że pan nie jest woznicą szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszał.On również tego żałował.Byłbywolny.Mógłby patrzeć na nią nie jakmarkiz, który ją zatrudnił, ale jakmężczyzna. Wtedy mogłabym się z panemkochać  dodała.Czyżby czytała w jego myślach? Anno& Chciałam tego  szepnęła. Ledwosię powstrzymałam. Nie powinnaś tego mówić.Dumnie uniosła głowę, jak tamtegodnia, gdy zobaczył ją po raz pierwszy.  Pan również mnie pragnie,milordzie.Wziąłby mnie pan do łóżka,gdybym na to pozwoliła.Tak postępująmężczyzni, prawda? Dlatego takie młodedamy jak Charlotta potrzebująprzyzwoitek.Gdyby zostawiono je same,mogłyby pozwolić mężczyznomzaciągnąć się do łóżka.W słowach Anny było sporo prawdy. Myślałam, że coś ze mną niew porządku, ale teraz widzę, że jestempo prostu podobna do matki.Odwrócił się, by spojrzeć jej prostow twarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl