[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- PodałJackowi kartkę.- Zostawiła list do pani Vernon.Jack zerknął na służącego.- Przeczytałeś list adresowany do mojej matki?- Nie był zapieczętowany.Chodziło mi tylko o to, żeby uchronić pańską matkęprzed niepotrzebną zgryzotą.I pańską siostrę również.Jack rozłożył kartkę i przeczytał:Najdroższa Mamo!Uciekam.Nie próbuj mnie znalezć i nie martw się.Będę całkiem bezpieczna.Wy-bacz mi, ale nie mogę poślubić lorda Ullmana.Bieda Ci mimo to nie grozi, bo dom umnie zawsze znajdziesz.Napiszę do Ciebie niedługo.Twoja kochająca córka NancyJack złożył liścik.- Czy mam pokazać to pańskiej matce? - spytał Wilson.- Tak, ale dopiero po wyjściu lorda Tranville'a - polecił.- Powiedz jej też, że kiedywrócę, porozmawiam z nią na ten temat.- Klepnął służącego po ramieniu.- Nie martwsię, to dobra wiadomość.Wilsonowi wyraznie ulżyło.- Jeśli mogę pozwolić sobie na śmiałość, nie wydawało mi się, żeby panna Nancybyła szczęśliwa w narzeczeństwie.Jack uśmiechnął się szeroko.- W pełni się z tobą zgadzam.- Wskazał dłonią liścik.- Za to teraz będzie szczę-śliwa.Wilson odwrócił się do krzesła.- Proszę, pański płaszcz i cylinder.RLT Jack wrócił do pracowni.Zaraz po wejściu odciągnął zasłony, aby zrobiło się ja-śniej.Podszedł do sztalug, na których wciąż stał portret Ariany.Ustawił go tak, by pada-ło na niego światło, i czekając na przybycie Tranville'a, siedział wpatrzony w wizerunek.Ariana chodziła po pokoju i za każdym razem, gdy mijała okno, zerkała, czy niewraca Jack.Bardzo nie lubiła, kiedy trzymano ją w niepewności.Nagle rozległo się pu-kanie do drzwi sypialni.W szparze ukazała się głowa Betsy.- Ktoś przyszedł do pani z wizytą.Ariana głośno wciągnęła powietrze.Jak mogła przegapić chwilę nadejścia Jacka?Jednym szarpnięciem otworzyła drzwi i wyminęła służącą.- Dziękuję, Betsy! - zawołała, zbiegając po schodach.W holu było pusto, więc pospieszyła do salonu z myślą, że za chwilę padnie Jac-kowi w ramiona.Na progu stanęła jak wryta.Spoglądali na nią Michael i Nancy, trzyma-jący się za ręce.Nancy natychmiast do niej podeszła.- Wiem, że postępujemy niewybaczalnie, składając wizytę o tak wczesnej porze,ale nie mamy wiele czasu, wkrótce odjeżdża nasz dyliżans.Michael stanął obok Nancy i ujął Arianę za rękę.- Nie wiem nawet, jak pani dziękować.Ariana popatrzyła zmieszana na nich oboje.- Ale po co tutaj przyszliście?- Podziękować - zaczął Michael.- I przekonać cię, żebyś nie popełniła tego samego błędu, którego sama omal niezrobiłam - dodała Nancy i spojrzała z uwielbieniem na Michaela.- Gdyby nie twój dar,pewnie porzuciłabym myśl o szczęściu.Ariana uśmiechnęła się.- Mówisz o bransoletce? - To była bardzo satysfakcjonująca zemsta na Tranville'u.Zamiast wysłać Nancy do przytułku dla ubogich, pomógł jej rozpocząć nowe życie.-Radzę, abyście nie sprzedawali jej w Londynie.Tranville zauważył, że nie mam jej naręce, i sądzi teraz, że wczoraj wieczorem ściągnęli mi ją napastnicy.Pewnie będziesprawdzał, czy jej gdzieś w okolicy nie sprzedano.RLT - A zatem zaczekamy ze sprzedażą - zdecydował Michael, po czym spojrzał z za-chwytem na Nancy.- Mam dość pieniędzy, abyśmy mogli dotrzeć do Gretna Green.Ariana już wcześniej domyśliła się, dokąd zmierza ich dyliżans.- Musisz mi jednak coś obiecać - odezwała się znów Nancy, a jej twarz przybrałabłagalny wyraz.- Nie poślubisz Tranville'a, dobrze?- Taką obietnicę mogę złożyć bez wahania.- Powinnaś wyjść za mąż za Jacka - dodała Nancy.- Tego obiecać nie mogę, ale zapewniam cię, że kocham go z całego serca.- Wobec tego zostań jego żoną! - nalegała Nancy.Michael otoczył ją ramieniem.- Niech ci wystarczy obietnica, którą dostałaś.Reszta jest w rękach panny Blane iJacka.Sami muszą dojść do porozumienia.- Cokolwiek się stanie, nie martwcie się - powiedziała Ariana.- Po prostu bądzcieszczęśliwi.- Będziemy! - zapewniła ją Nancy i dodała: - Może lepiej nie mów Jackowi, dokądpojechaliśmy.Ariana mocno ją uściskała.- Nie bój się, on nie będzie was ścigał.Kocha was oboje.Michael zerknął na zegar, stojący na kominku.- Powinniśmy się pospieszyć.Ariana serdecznie się z nimi pożegnała, jeszcze raz życzyła im wszystkiego najlep-szego, a potem ze łzami w oczach patrzyła, jak się oddalają.Kiedy Tranville zapukał do drzwi, Jack był gotowy.Bez pośpiechu wstał z krzesła,podszedł do drzwi i otworzył je na oścież.Tranville wszedł natychmiast, w pół krokuzdejmując cylinder i płaszcz.- Muszę z tobą porozmawiać - zaczął Tranville - o Edwinie.- O Edwinie? - powtórzył Jack, zaskoczony.- Nikt nie może się dowiedzieć o jego tchórzostwie.To wstyd dla rodziny.Jack nie mógł uwierzyć, że Tranville sam podsuwa mu sposób, by raz na zawszemogli się go pozbyć.RLT - Chcesz więcej pieniędzy za portrety? - Tranville wydawał się zdesperowany.-Zapłacę.- Nie chcę pieniędzy.Jack szybko kalkulował, jak daleko może się posunąć.Tymczasem Tranville usiadłna krześle i ukrył twarz w dłoniach.Kiedy znów się wyprostował, popatrzył na Jacka zniechęcią.- Zawsze lubiłeś się popisywać, nic dziwnego, że Edwin wychodził przy tobie natchórza nawet wtedy, gdy jeszcze byliście chłopcami.- To nie ja zrobiłem z Edwina tchórza - zwrócił mu uwagę Jack.- Pan go wycho-wywał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl