[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To było dawno temu.Pożegnali się.Rulfo opuścił motel, upewniwszy się, że w recepcji siedzi inna kobieta,nie ta, która przyjmowała go wieczorem.W czasie drogi do Madrytu rozmyślał nad tym, copowiedział chłopiec.I nad tatuażem.Ustalenie pochodzenia słów, po powrocie do domu,zajęto mu zaledwie kilka minut.Był to pierwszy wiersz poematu Emily Dickinson.Nadszedł piątek, nic się nie wydarzyło.Kupował gazety i codziennie oglądał dziennikiw telewizji regionalnej, i każdego dnia myślał, że tym razem podadzą jakąś informację.Alenic się nie działo.Z jednej strony cieszyła go ta zaskakująca cisza, z drugiej jednak nie bardzomu się to wszystko podobało.Tłumaczył sobie, że skoro Patricio prowadził nielegalnyinteres, jego kumple ze zrozumiałych względów nie stawią się ochoczo na policji, żebyzgłosić jego zniknięcie.Ale czy to możliwe, żeby po czterech dniach nikt nie zauważył jegonieobecności? I żeby nikt nie znalazł jego zwłok?Usiadł na chwilę w jadalni, zastanawiając się, co robić.Do trzydziestego pierwszegopaździernika pozostały cztery dni i to oczekiwanie irytowało go bardziej niż wszystko, coprzeżył podczas ostatniego weekendu.Pomyślał, że nie wykorzystał należycie czasu:ograniczył się do wegetacji i dzwonienia do Raquel, by się upewnić, że ona i dziecko czująsię dobrze.Termin spotkania się zbliżał, a on nadal nie wiedział, co robić.Poczuł gwałtownyprzypływ gniewu i walnął pięściami w stół.Postanowił jeszcze raz skontaktować się zRaquel, choćby po to, żeby z nią porozmawiać.Wtedy zadzwonił telefon, jakby był wzmowie z jego pragnieniami:- Salomonie.Jesteś dziś wolny? - Rulfo rozczarowany przymknął oczy, ale w tymsamym momencie César dodał: - Spotkaj się ze mną jak najszybciej, jeśli tylko możesz.Zlokalizowałem Rauschena.Rauschen.Austriacki profesor, jedyne źródło informacji na temat sekty, jakimdysponowali.Trzeba koniecznie porozmawiać z Rauschenem.VII.RAUSCHENSpadali w ciemność.Z powodu tajemniczej paralaksy ziemia - masywna, zbita -wydawała się bardzo bliska.Samolot przebił ją bezdźwięcznie.była to bowiem jedyniewarstwa burzowych chmur.- Jeśli postanowisz kiedyś zniknąć, nie pozostawiwszy po sobie śladu, odradzam cistanowisko wykładowcy uniwersyteckiego.My, profesorowie, jesteśmy najlepszymiszpiegami na świecie, przynajmniej jeśli chodzi o naszych kolegów: wiemy o nich prawiewszystko, a to, czego nie wiemy, zwykle sobie dopowiadamy.Zgodnie ze swoim zwyczajem, najważniejsze szczegóły zostawiał na koniec.Wsamolocie, złapanym naprędce w piątkowe południe, dawkował Rulfowi informacjedotyczące poszukiwań Rauschena.Podniesienie kurtyny odsłaniającej ostatnie niespodziankizbiegło się z lądowaniem w Barcelonie.- Znajomi Rauschena wiedzieli dużo, a dopowiadali sobie jeszcze więcej.Niestety,niektóre elementy nadal są niejasne.Zreasumuję pokrótce: Rauschen porzucił pracę nauniwersytecie przed dwunastu laty, żeby poświęcić się.Czemu? Uczestniczeniu wkongresach podobnych do tego w Madrycie.Przenosił się z miejsca na miejsce.Najwyraźniejnawykł do zrywania z przeszłością i zaczynania wszystkiego od początku: do trzydziestegoroku życia pracował jako profesor zwyczajny na Wydziale Nauk HumanistycznychUniwersytetu Wiedeńskiego, ale rzucił to i wyjechał na sześć lat do Paryża.Potem przeniósłsię do Berlina, gdzie ponownie otrzymał stanowisko wykładowcy.Ni stąd, ni zowąd popadł wgłęboką depresję, czy coś w tym stylu, poszedł na zwolnienie i zrezygnował ostatecznie zkariery w szkolnictwie.Tak zaczęła się jego wędrówka po kongresach w całej Europie,jednocześnie.zwróć uwagę.interesował się miejscem pobytu studentów i wykładowców zróżnych uniwersytetów niemieckich i zbierał o nich informacje.Tak, tak, informacje: adresy,krótkie życiorysy.Nikt nie wie, po co.Pięć lat temu przyjechał do Madrytu i rozmawiał zemną.Pamiętasz.mówił, że chciałby zamieszkać w naszym kraju.Otóż kłamał: już wtedy tumieszkał.Kupił dom w Barcelonie, w Sarria, i zajął się.Zgadnij! - Popatrzył na Rulfasponad niebieskich okularów.- Wyciąganiem informacji na różnych wydziałachuniwersytetów hiszpańskich, zwłaszcza na naszym.- Jakiego rodzaju informacji?- Takich samych, jakie zbierał na uniwersytetach niemieckich.Życiorysy profesorówi studentów.Jego działalność była oczywiście tajna, ale miałem szczęście, mogąc liczyć nanieopisaną pomoc mojej byłej sekretarki Montse, dla której nie ma nic tajnego na tymświecie.Ta dobra kobieta ma niezwykły dar plotkowania.Pamiętała doskonale Rauschena,sama przekazała mu wiele danych.Jako wymówkę podawał domniemane stypendia, w ogólenieistniejące.Sprawdzał nawet mnie! Dysponował wtyczką na Complutense w osobie mojegostarego przyjaciela.Domyśliłem się, o kogo mogło chodzić, przycisnąłem go.Podał miaktualny adres Rauschena, nie znał jednak przyczyny jego zainteresowania profesorami istudentami.Rauschen zachowywał się, jakby kogoś szukał.Poświęcił na to dziwne zajęciekilka miesięcy.- A potem?- Potem miał miejsce kongres na temat Gongory, na którym rozmawiał ze mną.apotem nic więcej już nie robił.- César westchnął z miną magika, który najlepszą sztuczkęchowa w kapeluszu na sam koniec.- Herbert Rauschen zapadł w śpiączkę pięć lat temu,dlatego nigdy więcej do mnie nie zadzwonił.Opiekuje się nim zespół pielęgniarzy w jegowłasnym domu.Dom był duży, miał białe ściany i przeciekający dach.I najwyraźniej jego właścicielnie miał skłonności do zadęcia: zwykła metalowa brama umożliwiała mu dostęp do drzwi zezłoconą kołatką i dzwonkiem, który po naciśnięciu rozbrzmiał słodko, sprowadzająckorpulentnego asystenta w białym uniformie strażnika.Goście powołali się na wieloletniąprzyjaźń i zażyczyli sobie zobaczyć chorego.Przyjrzawszy się im dokładnie, mężczyznaoddalił się.Wrócił po chwili, może nieco zbyt długiej.- Mogą panowie wejść [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl