X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W domu krawcowej zawsze były dziewuszki, które przychodziły nagodziny, żeby nauczyć się szyć.Kiedy przymierzałam ubranie, zaw-sze chciały mi zajrzeć pod spódnicę i zobaczyć, co tam mam.Jakzwykle.Ale Rosita wyganiała je z domu, niby że na spacer, no i mu-siały wyjść.Koniec końców zawsze wracaliśmy do tego samego: Teresot, Teresot, co tam masz pod spódnicą, Teresot?.Ale wtedy,tak jak już panom mówiłam, było mi wszystko jedno.Nawet najsilniejsibali się mnie, a dzieciaki i kobiety coś tam gadały, ale tylko żartem.Jak żart, to żart, i po kłopocie.Poza tym wtedy już wiedziałam, żebędę całe życie sama, że nie poślubię ani mężczyzny, ani kobiety, żenie będę miała dzieci, bo nie mogę, że jestem zbyt męska, żeby miećprzyjaciółki, a przyjaciółką mężczyzn też nie mogłam być.W ogóle siętym nie przejmowałam, do amorów nie podobali mi się mężczyzni, taksamo jak kobiety.Nie mieć przyjaciół  o, z tym gorzej się czułam.Miłość  nigdy nie byłam zakochana ani mnie to nie interesowało.Raz tylko, jak jeszcze byłam młodziutka, spodobała mi się babciajednego dzieciaka w Vallibonie.Miała olbrzymie, bardzo białe piersi ipokazywała je nad dekoltem sukienki.To mi się podobało i byłamtrochę jakby oszołomiona, ale zaraz zapomniałam.110 Kiedy widziałam, jak dziewczynki w moim wieku wygłupiają się zchłopakami, wydawało mi się to głupotą od góry do dołu, tak samo tekolorowe sukienki w kwiatuszki, które one sobie szyły.Ja nigdy takichnie chciałam, ja zawsze chodziłam na czarno, co najwyżej na grana-towo, te wszystkie radosne ciuszki były zbyt kobiece.Czy się czułammężczyzną? Potem tak, jak już byłam trochę starsza, czułam sięmężczyzną, i jak wszyscy brali mnie za kobietę, było mi przykro,owszem, cierpiałam.Ale w tych latach pierwszej młodości nie chcia-łam o tym myśleć, i nie myślałam.Ja to ja, byłam, jaka byłam.Niemiałam wyboru.Ciekawe, czy cokolwiek mogłam wybrać, choćby jakiśdrobiazg, przez całe życie.Nic.Czy mogłam wybrać sposób, w jakizostałam zrobiona? Trzeba było jakoś się do tego przyzwyczaić, i tyle.Czasami chłopcy z wioski próbowali mi robić paskudne kawały.Pamiętam, że uwiązałam barana na sznurku na kilka dni, żeby niechodził z owcami i nie zrobił im małych.I przychodzi chłopak z wioski igo odwiązuje, i zabiera sznurek.Zobaczyłam go z daleka.Powie-działam sąsiadowi, który właśnie przechodził, żeby mu powiedział, żejak mi nie przyniesie sznurka, to pójdę do niego do domu.Przyleciałod razu ze sznurkiem, aż się kurzyło! Przyszedł i powiedział, że totylko taki żart i żebym tego nie brała na poważnie.Ja, co byłam jaktyczka, wyższa od niego, odpowiedziałam: ,,To był żart, ale nieudany.Jeśli jeszcze raz mi zrobisz taki kawał, nikomu o tym nie opowiesz, boci kark kijem przetrącę od jednego razu.Jak tylko zobaczyłam jegotwarz i usłyszałam, jak mnie błaga o wybaczenie, od razu cała złośćmi przeszła.Bali się mnie, bo byłam samotna, bo byłam duża i silna, bo miałamwygląd trochę kobiety, trochę mężczyzny, ale też z powodu mojegobrata Juana, który zamordował człowieka, i to okryło bardzo złą sławącałą rodzinę.Brat pracował jako pasterz w domu naszego wuja.Byłtam taki jeden baran, co zawsze uciekał, i brat go spętał, żeby zadaleko nie poszedł.Ale baran tyle się szarpał, aż wylazł z pęt i znalezli111 go utopionego w stawie niedaleko stamtąd.Kiedy nadszedł dzieńwypłaty, odliczyli bratu z zarobku siedemnaście duros, tyle był wartbaran.On się wściekł i nie poszedł już pilnować stada.Ale po jakimśczasie coś dziwnego mu się w głowie uległo i poszedł do swegodawnego pracodawcy z rewolwerem, co to nie wiem, skąd go wy-trzasnął, strzelił do niego, a potem dobił kijem.Poszedł w góry iukrywał się tam jakiś czas, ale potem pojawił się któregoś dnia wdomu naszej matki i matka zawołała księdza, i obydwoje przekonaligo, żeby się oddał policji.Spędził trzy lata w więzieniu, ale podczaswojny domowej wstąpił do Armii Czerwonej, a potem poszedł walczyćw Niemczech i Rosji, a tam znów go wsadzili na sześć lat do więzieniaza coś, co zrobił albo i nie zrobił.Na koniec pojechał do Francji i jesttam do dziś.Zawsze chciałam razem z nim wyjechać, zawsze, aledotąd nie było to możliwe.Być może pewnego dnia zamieszkam weFrancji, nie straciłam nadziei.Pech chciał, że dowiedziałam się o tym zabójstwie od swoichsióstr, nam, dzieciom, nikt nic nie opowiadał.A tym bardziej mnie, cojuż wtedy byłam pasterką w górach, szczęśliwa z moimi owieczkami. Miał na imię Rogelio; umówili się z nim w okolicy Rossell.Tegorodzaju kakofonie  Rogelio, Rossell  sprawiały, że Infante konał ześmiechu, a jego rozbawienie sięgało paroksyzmów, jeśli dodać dotego podszytą ironią okoliczność, że ktoś noszący podobne imię miałpośród innych zadań zwalczać  czerwonych , rojos.Nourissier, mniejrozbawiony, maszerował u jego boku przez pole pośród niezwykłegoo tej porze południowego wiatru, wiejącego owego dnia od rana.Obajszli objuczeni ciepłymi kurtkami i nieśli zeszyty, by robić notatki.Spotkanie miało się odbyć w opuszczonej mas�i, w której zachowałasię część dachu, wobec tego mogli się tam schronić.Ujrzeli Rogelia z daleka, ubranego po cywilnemu; Francuzowiwydał się strasznie młody jak na strażnika; w welwetowych spodniachi grubym włóczkowym blezerze nie różnił się zbytnio od niektórychjego studentów na Sorbonie.Był blondynem o jasnej cerze i patrzył nanich, jakby byli istotami z innej planety.Od razu wyłuszczył sweintencje: Jestem strażnikiem z powodu konieczności życiowej, ale niemam nic przeciwko dziennikarzom ani cudzoziemcom.Wydaje mi sięnormalne, że chcecie dowiedzieć się o rzeczach, które zdarzyły się natej ziemi, bo było ich wiele i były niesamowite.113 W dłoni o brudnych paznokciach trzymał ogromny brulion wsztywnej okładce.Pokazał go Infantemu. Mogę go już panu dać? Proszę, obiecuję, że go przeczytam z wielkim zainteresowa-niem. Musi pan wziąć pod uwagę, że nigdy nie chodziłem do szkoły.Nauczył mnie czytać i pisać w domu brat mojej matki, był nauczy-cielem.Uczyłem się od maleńkiego.Jeśli pan zobaczy jakiś błądortograficzny, mam nadzieję, że okaże pan wyrozumiałość.Błędymożna poprawić, przygotowując książkę do druku, prawda? Właśnie tak jest.O czym jest pana książka? To historia bardzo ubogiego i pozbawionego rodziny męż-czyzny, który dzięki swej wytrwałości i męstwu dorabia się wielkiegomajątku i nabywa wykształcenie.Pod koniec żyje w Paryżu jak król. Ten człowiek jest Hiszpanem? Pochodzi z Kordoby, jak ja. Temat wydaje się bardzo interesujący i obiecuję panu, żeprzeczytam tekst od początku do końca.A teraz proszę mówić, pandoktor ma wielką ochotę usłyszeć, co pan wie w naszej sprawie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl
  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.