[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak tu dziwnie - powiedziała.- Naprawdę?- Zaczynam się do tego przyzwyczajać.Tutaj nie jest mitak smutno.Smucenie się strasznie mnie męczy.- I wybuchnęłatak niepohamowanym, histerycznym śmiechem, że Cenpomyślał ze strachem, że to jakaś naszprycowana bionanemwariatka z Interspace.Nie próbował jej przycisnąć i ku swojemuzdumieniu uświadomił sobie, że pragnie tylko ją chronić, dać jejpoczucie bezpieczeństwa.Sprawić, żeby nie znikła jak przedtem.Zatrzymał się i spojrzał na nią.Odwzajemniła się tymsamym przenikliwym, inteligentnym, żarliwym spojrzeniem,które zapamiętał z poprzedniego spotkania.- Kim jesteś? - zapytał.- Nazywam się Kaiulani.- Gdzie mieszkasz?- Mój ojciec ma duży dom na Waikiki.Byłby bardzo zły,gdyby się dowiedział, że wybieram się do portu.Chce mnietrzymać w zamknięciu, żebym była bezpieczna.Ale ja muszęwiedzieć, jaki jest mój lud.- Twój lud?Jej twarz jaśniała łagodnością i spokojem, aleodpowiedziała z pewną niecierpliwością w głosie:- Tak.Król Dawid Kalakaua jest moim wujem, aLiliuokalani Dominis to moja ciotka.Jestem tuż po niej wkolejce do tronu.- Uniosła podbródek i patrzyła na niego77 uporczywie.- O czym ty mówisz? - Czy ona zna jego nazwisko? Lu-Wei, jedynemu człowiekowi, który o nie pytał, podał nazwiskoCen Smith.Ogarnęło go przerażenie.Czyżby ojciec go znalazł iprzysłał ją? Nie, to niemożliwe.- Chyba nie wierzysz.Wziął głęboki oddech.- W co?- %7łe to ja będę następną władczynią Hawajów.Wariatka.Ale bogata wariatka.Była bardzo piękna,delikatna i drobna.Rozluznił się.Ostatecznie Kalakaua byłorzadko spotykanym nazwiskiem.Zrobiło mu się jej żal.Nie byłaturystką.Wyglądała na Hawajkę.- Twój ojciec ma rację - powiedział Cen.- Nie powinnaśspacerować w tej części miasta.Pozwól, że odprowadzę cię dodomu.- Nawet gdyby jego ojciec go odnalazł, co mógłbyzrobić? Cen miał teraz prawie 180 cm wzrostu i był bardzosilny.Zbiłby ojca na krwawą miazgę, a potem.Zmarszczyła brwi.- Dziękuję, ale potrafię dojść do domu bez niczyjejpomocy - odparła.- Tak czy owak, pora na herbatę, a onidenerwują się, kiedy się spózniam.Herbata? Był tak zdumiony całym tym przedstawieniem,że pozwolił jej odejść.Zanim przyszło mu na myśl, żeby jąśledzić, skręciła już za róg.Kiedy pobiegł za nią do Huang Po irozglądał się po King Street, panowały tu pustki, jak zwykle otej porze dnia.Ulica wibrowała od jej nieobecności.Ze strachu nie mógł normalnie oddychać.- Nie zostawiaj mnie - powiedział, gapiąc się na starebudynki, jakby w obawie, że i one za chwilę znikną, on zaśznajdzie się sam w ciemnej, przerażającej pustce z przebłyskamiczerwieni, w mglistej krainie z nawracających koszmarów,gdzie wszystko wydawało się nierealne, ale było jedynym78 dostępnym mu światem.Zapal pakalolo, powiedział sobie.Zapomnij o tejdziewczynie.Uwal się na całą noc - w końcu i tak musiszpracować.Jego dodatkowa praca polegała na napełnianiu zmywarkibrudnymi naczyniami po bogatych turystach, którzy opychali sięrybą pokrytą orzechami macadamia oraz ciastem orzechowym izapijali to jakimiś dziesięcioma Blue Hawaii.%7łałował, że niemoże zrezygnować z pracy na rybnym bazarze.Dostawał od niejmdłości.Przynajmniej raz w miesiącu uciekał od miotającychsię ryb i rzek krwi, żeby zwymiotować w łazience, ale Lu-Weipłacił zaskakująco dobrze i cenił jego niezawodność, a Cen miałmgliste marzenie, by skończyć szkołę.Na haju mógł marzyć, że jest zima, a w Makaha jestduża fala.Wtedy życie było realne.W tamtych okolicachpojawiało się mnóstwo nierozgamiętych turystów, którzyzamykali w samochodach aparaty fotograficzne i portfele,myśląc, że w ten sposób zabezpieczą się przed kradzieżą.Cenpotrafił włamać się do bagażnika i uciec z łupem w ciągu mniejwięcej dziesięciu sekund.Jasne, gdyby on, dzieciak z ulicy,tylko spróbował, mógłby robić coś więcej niż tylko czyszczenieryb i kradzieże.Może kiedyś.Ale teraz może Mongoose udzieli mu pomocy.Zazwyczaj miał jakąś nadwyżkę.*Wróciła nazajutrz.Podeszła do niego, gdy siedział wparku, paląc pakalolo.Gliniarze nie zwracali na niego uwagi;ten park był dla włóczęgów, a on czuł się jak włóczęga.Możenim zostanie włóczęgą? Dlaczego nie? Wcześniej udał się doszpitala, stał w drzwiach, roztargnieni ludzie potrącali go, ażzawrócił.Nie poszedł do pracy.Czy praca miała sens? Czycokolwiek miało sens? Zwiat był szalonym, mrocznymmiejscem, a lęk - od którego Cen nigdy nie mógł się uwolnić -przed nagłym pojawieniem się jego ojca był jak gotowa do79 obezwładniającego skoku bestia.Nie było dokąd uciec.Nieistniało bezpieczne miejsce.Park był jasny, skąpany wpromieniach oślepiającego słońca, które ogrzewały jego plecyjak kojąca tarcza ochronna.- Czytałeś kiedyś Roberta Louisa Stevensona? -zagadnęła.Serce biło mu szybko, gdy odwracał się, natychmiastrozpoznawszy jej głos.Spokojnie, mówił sobie, tylko jej niewystrasz.- Kto to taki? - zapytał z lekkim drżeniem w głosie.Uświadomił sobie, że nie chce się przed nią przyznać, iżniewiele czyta.Czytanie przypominało mu o mamie.Uśmiechnęła się do niego, przybliżając twarz.Miałaśliczny uśmiech.Jeszcze nigdy nie widział tak życzliwych oczu.- On jest moim przyjacielem.Czyta ze mną - Szekspira iPlatona, a nawet uczy mnie łaciny.On jest haku mele.- Poetą.Znowu spoważniała.- Musisz wiedzieć bardzo dużo, żeby byćwładcą.Właściwie musisz wiedzieć wszystko, co wiedziećnależy.Zwłaszcza o polityce i o świecie, i o wszystkim.I trzebaznać języki obce - moim ulubionym jest francuski.Nie cierpięniemieckiego, a ty?Podobała mu się ta zwariowana dziewczyna.- Jedyny język obcy, jaki znam, to angielski -oświadczył [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl