[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Loial wymachiwał swymi zakrwawionymi toporami niczym rzeznik, szero-ko rozwarte usta obnażały zęby.Obok ogira z ponurą determinacją kłuł włóczniąBran; stracił gdzieś swój metalowy kask, krew plamiła resztki siwej czupryny.Zeswego ogiera Thomas wycinał wolną przestrzeń wokół Verin.Aes Sedai z rozwia-nymi włosami, bez konia, którego straciła chwilę wcześniej, ciskała dłońmi kuleognia, a każdy trafiony trollok stawał w płomieniach, jakby oblany oliwą.Ale tegonie wystarczyło.Ludzie z Dwu Rzek cofali się wciąż, skupiając się wokół Step-pera.Gaul i Chiad walczyli wsparci o siebie plecami, jej została już tylko jednawłócznia, on ciął i pchał swym ciężkim nożem.Do tyłu.Po wschodniej i zachod-niej stronie ludzie powoli cofali się, opuszczając umocnienia, aby nie pozwolićtrollokom ich oskrzydlić, strzały strumieniem biły w zbitą masę napastników.Zamało.Znów krok wstecz.Nagle potężna postać z głową zwieńczoną baranimi rogami wpadła na Perrinaod tyłu, próbując ściągnąć go z siodła.Zad ogiera załamał się pod wspólnymciężarem człowieka i trolloka.Z nogami poskręcanymi, czując przeszywający ból,Perrin usiłował odwrócić swój topór, by dosięgnąć nim dłoni większych jeszczenizli ręce ogira, które ściskały go za gardło.Trollok wrzasnął, gdy miecz Aramaciął go przez kark.Kiedy zwalił się na Perrina, zalewając go swoją krwią, Druciarzodwrócił się zwinnie i sztychem przebił korpus kolejnego trolloka.Jęcząc z bólu, Perrin kopniakami oczyścił sobie pole, wspomagany przez Step-pera, który gramolił się niezdarnie, wstając; nie było jednak czasu, by pomyślećo ponownym wspięciu się na siodło.Ledwie zdążył potoczyć się na bok, kiedykopyta czarnego wierzchowca stąpnęły dokładnie w miejscu, gdzie przed chwi-lą znajdowała się jego głowa.Blada, bezoka twarz wyszczerzyła doń swe zęby,Pomor pochylił się w siodle i w momencie, kiedy Perrin usiłował wstać, czarnejak śmierć ostrze cięło.muskając mu tylko włosy na głowie, zdążył bowiemponownie rzucić się na ziemię.Bezlitośnie machnął toporem, odcinając od spodujedną z nóg konia.Wierzchowiec i jezdziec runęli razem; kiedy padali, zdążyłjeszcze zatopić topór w miejscu, gdzie powinny znajdować się oczy Półczłowie-ka.Uwolnił ostrze dokładnie na czas, by zobaczyć, jak Daise Congar trafia zębemwideł w gardło trolloka o kozlim pysku.Ten jedną ręką chwycił długie drzewce,hakowatą włócznią trzymaną w drugiej zamierzył się na nią, ale Marin al Vere413 spokojnie, jednym cięciem tasaka poderżnęła mu ścięgna w kolanie  nogi zała-mały się pod trollokiem, a ona równie spokojnie przerąbała mu kręgosłup u nasa-dy karku.Inny trollok podniósł do góry Bode Cauthon, trzymając ją za warkocz,z ustami rozwartymi w pełnym przerażenia krzyku, zatopiła swój tasak w uzbro-jonej kolczugą ręce, podczas gdy jej siostra, Eldrin, przebiła mu pierś włócznią dopolowania na dziki, siwowłosa Neysa Ayellin wbiła zaś w jego ciało mocny nóżrzeznicki.Na całej długości szeregu, dokąd tylko Perrin mógł sięgnąć wzrokiem, walczy-ły również kobiety.Tylko dzięki ich pomocy szyk wciąż się nie załamywał, trwa-jąc niemalże przyparty do ścian domów.Kobiety walczyły razem z mężczyznami,ramię przy ramieniu; niektóre z nich trudno było określić inaczej jak dziewczyny,ale przecież niektórzy z tych  mężczyzn jeszcze się nie golili.Nigdy już tego niezrobią.Gdzie były Białe Płaszcze? Dzieci!Jeżeli kobiety są tutaj, to nie miał kto wyprowadzić dzieci. Gdzie są te przeklęte Białe Płaszcze?Gdyby pojawili się teraz, można by przynajmniej zyskać kilka minut.Kilkaminut na to, by wyprowadzić dzieci.Chłopiec, ten sam ciemnowłosy łącznik, który przyniósł mu wiadomość po-przedniej nocy, pociągnął go za rękaw, kiedy odwracał się, by poszukać Towarzy-szy.Przynajmniej oni muszą jakoś wyprowadzić dzieci.Pośle ich, a sam zostanietutaj. Lordzie Perrinie!  wołał chłopak, starając się przekrzyczeć ogłuszającyhałas bitwy. Lordzie Perrinie!Perrin próbował strząsnąć go z siebie, ale tamten, chwytając się kurczowo,zawisł na jego ramieniu, wierzgając w powietrzu nogami; przecież powinien byćz pozostałymi dziećmi.Szyk podzielił się teraz, blokując przejście między do-mami, Ban, Tell i reszta Towarzyszy strzelali z siodeł, nad głowami mężczyzni kobiet.Wil zatknął drzewce sztandaru w ziemi, by móc używać łuku.Jakimśsposobem Perrinowi udało się złapać Steppera; wodze kasztana przywiązał dołęku siodła, by chłopiec mógł na jego grzbiecie wrócić do pozostałych. Lordzie Perrinie! Proszę, posłuchaj! Pan al Thor mówi, że ktoś atakujetrolloki! Lordzie Perrinie!Perrin był już w połowie drogi do Tella, kulejąc na kontuzjowanej nodze, gdywreszcie dotarł do niego sens tych słów.Wetknął topór za pas i chwytając chłopcaza ramiona, podniósł go na wysokość swej twarzy. Atakuje je? Kto? Nie wiem, lordzie Perrinie.Pan al Thor posłał mnie, abym ci powiedział,że słyszał, jak ktoś krzyczy  Deven Ride.Aram złapał Perrina za ramię, bez słów wskazując na coś zakrwawionymostrzem miecza.Perrin odwrócił się dokładnie na czas, by zobaczyć, jak w zbi-414 tą masę nacierających uderza deszcz strzał.Z północy.Kolejna chmara pociskówznajdowała się w najwyższym punkcie swego lotu. Wracaj do dzieci  powiedział, stawiając chłopca na ziemi.Musiał stanąćgdzieś wyżej, by móc wszystko zobaczyć. Idz! Dobrze się spisałeś, chłopcze! dodał, przepychając się niezgrabnie ku miejscu, gdzie czekał Stepper.Malec pomknął do wioski z uśmiechem na twarzy.Każdy krok Perrina wywoływał falę bólu, która przenikała jego nogę, byćmoże była złamana.Nie miał teraz czasu się tym przejmować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl