[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.U ciebie też nie najgorzej,prawda? Widziałem twoje nazwisko na liście bestsellerów.Wygląda więc nato, że oboje jakoś radzimy sobie w życiu.A teraz. Eric spojrzał na kapelę,szykującą się właśnie do grania  mam pewien pomysł.Proszę, krzesełko.Siadaj sobie wygodnie, a ja postaram się sprawdzić uzdolnienia artystycznetwojego chłopaka.191RS  Eriku. Siadaj!Co miała robić? Usiadła.Eric podszedł do kapeli i zaczął dawać jakieśznaki ręką chłopakowi przy keyboardzie.Rozejrzała się po sali.Jeremy jeszcze nie wrócił.Brad siedział przybarze i rozmawiał z Hugh.Wstała i podeszła do baru. Witaj, Brad? Jak tam z tobą? A jakoś tam  odparł ponurym głosem.Rowenna odwróciła się do barmana i posłała mu uśmiech. Cześć, Hugh! Cześć, Ro!Błysnął zębami i poleciał obsługiwać następnych gości. Ro.Brad nachylił się do niej i zaczął coś szeptać.Kompletnieniezrozumiale. Nie rozumiem, Brad.Co mówisz? Zastanawiam się, czy on nie jest czarownikiem. Kto? Hugh. Nie sądzę. A ja nie jestem tego taki pewien.Bo tu w ogóle robi się groznie.Iwcale tak nie uważam, bo jestem urżnięty.Nie jestem.Ale chodzi o to.Jeremy oczywiście mi nie wierzy, ale ja swoje wiem. Co wiesz, Brad?192RS  Wiem, że diabeł jest tutaj.Mówię ci.Purytanie wcale nie mieliświra.Diabeł żyje wśród nas. Mętny wzrok Brada przemknął po sali.Teraz może być nawet tutaj, w tym barze, i tak jak wszyscy, popijać sobie. Nazwisko Richardson. referował Joe w rozmowie telefonicznej zJeremym  nie było żadnego problemu.Facet nie zniknął, wcale się nieukrywał.Policja bostońska zgarnęła go, kiedy po zakończeniu zmianywychodził z pracy.Pracuje na budowie, robotnik.Twierdzi oczywiście, żejest niewinny, a podrywanie dziewczyn nie jest prawnie zabronione, taksamo stawianie im drinka.Jeremy był zadowolony, że wyszedł do holu.Ledwo słyszał Joego.Wzatłoczonym, głośnym barze rozmowa byłaby w ogóle niemożliwa.A pozatym, wiadomo, takich rozmów nie prowadzi się przy świadkach. Ma prawnika?  spytał. Nie mogą trzymać go długo, jeśli nie mająna niego czegoś konkretnego. Tak.Mogą trzymać go pod kluczem tylko jedną noc  wyjaśnił Joe. Co do prawnika, to facet nie chce.Uważa, że jeśli skorzysta ze swoichpraw zagwarantowanych konstytucją i wezmie prawnika, będzie towyglądać, jakby był winny. Przyznał się, że w Salem spotkał się z Dinah Green? Tak.Od razu rozpoznał ją na zdjęciu.Twierdzi jednak, że nie mapojęcia, co się potem z nią stało. Może mówi prawdę. A może nie.Wiadomo, że rzadko który zabójca przyznaje się dowiny.A on spędził z tą kobietą prawie cały dzień.Mamy dowody,chociażby paragon z baru.Co do Halloweenu nie ma alibi.A Salem od193RS Bostonu jest o rzut beretem.Kończy zmianę o wpół do czwartej.Mógłśmiało wpaść tutaj i uprowadzić Mary.Brzmiało to sensownie, ale Jeremy'ego wcale nie przekonało.Byłpewien, że zabójca pochodzi stąd, z Salem.Przede wszystkim pola kukurydzy.Tylko ktoś miejscowy mógł takdobrze znać te pola, żeby poważyć się na spreparowanie koszmarnegostracha na wróble.Szkoda jednak, że to nie Tim Richardson.Gdyby to on okazał sięzabójcą, być może udałoby się już odnalezć Mary.%7ływą. Jutro rano jadę do Bostonu.Masz ochotę jechać ze mną?  spytałJoe. Jasne.Dzięki. Bądz gotowy o świcie.Odezwę się.Rozłączyli się.Jeremy, choć powiedział, że ma ochotę, wcale nie paliłsię do wyjazdu do Bostonu i przesłuchiwania potencjalnego zabójcy.Niemiał ochoty ruszać się z Salem.Dlaczego? Wiadomo.Absolutnie nie chciałzostawiać Rowenny samej.Bał się o nią.Pomyślał chwilę.Decyzja podjęta.Nie jedzie.Trzeba zawiadomićJoego.Nie zdążył jednak wystukać numeru, bo ktoś do niego zadzwonił.Nie ktoś  tylko brat.Zach. Cześć, Zach! Miło cię słyszeć! Mam nadzieję, że mówisz to szczerze! Ale do rzeczy.Przed chwilągadałem z Aidanem.W wiadomościach mówili o zwłokach na polukukurydzy. Tak.Grasuje tu jakiś maniak. Na to wygląda.Jak sytuacja z Mary?194RS  Niestety, bez zmian.Mam przeczucie, że sprawcą jest ktoś stąd, zSalem.Powinniśmy bardzo zawęzić krąg podejrzanych. Mówisz.my? Zledztwem kieruje detektyw Joe Brentwood.Facet jest w porządku,praktycznie wciągnął mnie we wszystko. Po twarzy Jeremy'ego przemknąłuśmiech. Zach, czy wiesz, że on mnie nawet słucha? Zwietnie, Jeremy.Mogę przyjechać do Salem.O ile, oczywiście,chcesz. Jasne!Po prostu genialnie.Jeremy będzie mógł spokojnie jechać do Bostonu.Pierwszą połowę dnia Rowenna spędzi w towarzystwie przyjaciół, może zBradem, a w ciągu dnia zjawi się Zach. Przyjeżdżaj, Zach.Koniecznie.Mam zamiar poprosić cię, żebyśzabawił się w goryla. Nie ma problemu.O ile będę pilnował takiej jednej, co ma czarnewłosy i oczy jak bursztyny.Trafiłem? W dziesiątkę.Przylatuj jak najprędzej.Jeremy rozłączył się i oparł o ścianę.Zachwycony.Bo lepiej być niemoże.Nikomu na świecie nie ufał tak jak swemu bratu.Może z czystymsumieniem jechać jutro z Joem.Uśmiechnął się, poderwał głowę.I znieruchomiał.Pod przeciwległąścianą, niedaleko recepcji, stał chłopiec.Dziesięciolatek w dżinsach i T shircie.Oczy brązowe, włosy też,potargane. Billy. szepnął Jeremy.195RS Chłopiec stał nieruchomo i wpatrywał się w niego poważnymibrązowymi oczami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl