[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz.Deszcz bębnił o pokład z niespodziewanąjak na kwiecień furią,a Ordlaf niestrudzenie spoglądał na dziób.Głos sondującego mary-narza urósł w jego uszach do wrzasku.- Dwa są\nie, kapitanie, dwa są\nie i widzę dno!- Do wioseł - zarządził natychmiast Ordlaf.- Zwinąć \agiel,przygotować się do wycofania.Za pózno.Kiedy wydawał komendy, jeden z wioślarzy,pracujący zawzięcie lecz nieumiejętnie, poczuł jak jego wiosłostawia nagły opór, przekręca się pod nim i wyrzuca go z ławkina środek pokładu.Mocne jesionowe drewno, zablokowanew piasku, wytrzymało przez chwilę cię\ar płynącego okrętui zepchnęło go z kursu, zanim rozsypało się w drzazgi.Gdy okrętwszedł w przechył, inne wiosła te\ zaryły się w dno, rozrzucającwioślarzy po całym pokładzie.śagiel złapał ostatni poryw szkwa-łu i skierował kil na grzbiet nadciągającej fali.Kil ze zgrzytemosiadł na piasku.Przez kilka chwil trwało całkowite zamiesza-nie, gdy Ordlaf i jego bosmani, wrzeszcząc dziko i rozpędzająckopniakami wszystkich, którzy stali im na drodze, ciągnęli zaliny, brali się do wioseł, słowem robili wszystko, by zepchnąćokręt z łachy, na którą go rzuciło, a przynajmniej osadzić go narównej stępce.Powoli zgiełk ucichł, a wystraszone szczury lą-dowe, włączając w to ich króla, skupiły się na śródokręciu.Shefzdał sobie sprawę, \e wpatruje się w niego para pełnych wyrzutuoczu.-Nie powinniśmy byli płynąć po płyciznie w czasie najwy\sze-go przypływu.Spójrz - Ordlaf wyciągnął rękę ponad okrę\nicą,wskazując na ławice piasku, wyłaniające się z obu stron, gdy\ roz-począł się właśnie sześciogodzinny odpływ.- Czy grozi nam niebezpieczeństwo? - spytał Shef, przypomina-jąc sobie, jak dwa knory Ragnara weszły na mieliznę i rozpadły sięna kawałki dwie długie wiosny temu.- Nie, nie grozi nam, \e kadłub się rozsypie.To miękki piasek,a my wpadliśmy na niego dosyć łagodnie.Ale podeszli nas jak siępatrzy.- Ordlaf pokiwał głową z ponurym podziwem.- Zało\ę się,\e ich kapitan przez cały czas wiedział, ile ma wody pod kilem,kiedy wymachiwał tą sondą i wodził nas za nos.Oddalili się ju\ omilę i wracają na pełne morze.Shef rozejrzał się czujnie dookoła, uświadamiając sobie raptow-nie, co mo\e się stać, jeśli Wę\ooki i jego doborowa załoga zdecy-Strona 32 Harrison Harry - Mlot I Krzyz02.Droga króladują się ruszyć na nich przez mielizny.Ale nie było ich nigdziew pobli\u.Przeszedł na dziób i stamtąd, powoli i uwa\nie, omiótłspojrzeniem płaski horyzont, wypatrując masztu ze sztandarem kru-ka, który łopotał przed nimi nie dalej jak dziesięć minut temu.Ni-czego nie zobaczył."Frani Ormr" czaił się teraz w jakiejś małej za-toczce lub odnodze rzecznej niczym jadowity wą\, czekając na przy-pływ, który umo\liwi mu bezpieczne przejście.Shef westchnął głę-boko, kiedy napięcie minęło, po czym wrócił do Ordlafa i jego mil-czącej załogi.- Czy mo\emy się stąd wydostać przed zapadnięciem nocy?Ordlaf wzruszył ramionami.- Mo\emy spróbować go przesunąć, u\ywając do tego kotwicy.Niech wszyscy czymś się zajmą.Kilka godzin pózniej nastroje na unieruchomionym okręcie wy-raznie się poprawiły, W załodze rosło poczucie satysfakcji, \e przy-najmniej bitwa została wygrana, nawet jeśli części nieprzyjaciółudało się uciec.Opadające wody - poziom morza obni\ał się o piętnaściestóp w tej szerokości geograficznej - ukazały wszystkim, na cowa\ył się "Norfolk".Okręt le\ał teraz pół mili od głównegokoryta Aaby, w płytkim zagłębieniu między dwiema ławicamipiasku, poprzecinanymi strumykami i potoczkami, wijącymi sięwe wszystkich kierunkach wśród gładkich podwodnych pagór-ków, z których tu i ówdzie sterczały zbutwiałe deski lub wręgiroztrzaskanych statków.Początkowo Ordlaf zebrał całą załogęi rozkazał im kopać pod kilem, mając nadzieję, \e uda się ze-pchnąć kadłub na wodę tym samym torem, którym przypłynęli.Gdy jednak wody opadły i przekonali się, jaka odległość dzieliich od głównego kanału, porzucili ten zamiar.Nie więcej ni\sześćdziesiąt czy siedemdziesiąt stóp przed dziobem znajdo-wał się następny kanał, głęboki na jakieś dziesięć lub więcejstóp, mimo \e odpływ ju\ prawie się skończył.Niewątpliwiekapitan Ragnarssona zdołał tam dotrzeć, dobrze wiedząc, \e trafina głębię, a następnie popłynął w prawo lub w lewo, kiedy jegoprzeciwnik zaprzątnięty był czym innym.Skierował się ku wy-brze\u, w stronę Hamburga i głównego kanału albo jakimś tyl-ko sobie znanym szlakiem na otwarte morze; nie miało to w tejchwili znaczenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl