[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie, ze mną wszystko w porządku  pośpieszniezapewniła dziewczyna. Chodzi o Guya. O Guya?  Laura zmarszczyła brwi, usiadła nałóżku. Co się stało? Czyżby on.? Nie wiem, nie umiem ci tego wyjaśnić.Po prostuwiem, że stało się coś złego, czuję to. Głos jej drżałz niepokoju. Lauro, mam przeczucie, że coś się stało,naprawdę  powtórzyła z uporem. Dlaczego tak myślisz?  Nie wierzyła jej.Jużcałkiem się obudziła. Domyślam się, że jesteś zdener-wowana po wczorajszym dniu, to naturalne, biorąc poduwagę twój stan.Jej stan! Chociaż w jakimś sensie Laura miała rację.Rzeczywiście tak było.Tylko niezupełnie tak, jak sądziłaLaura.Boi się o Guya nie dlatego, że nosi jego dziecko,ale dlatego, że go kocha.Jej strach bierze się z miłości,z tego, że. Lauro, proszę cię!  powiedziała błagalnie, zerka-jąc na stojący obok łóżka telefon. Zadzwoń do niego. Dobrze  przystała Laura. Ale obawiam się, że niebędzie zachwycony budzeniem o szóstej rano.Nie słuchała jej.Instynkt podpowiadał jej, że musidziałać, że musi go ratować.Nic jej od tego nieodwiedzie.W napięciu patrzyła, jak Laura wybiera numer.Roz-legł się sygnał, drugi, kolejny. Pewnie śpi jak zabity po lekach, którymi go nafa- szerowali w szpitalu  powiedziała uspokajająco. Wiem, że się o niego martwisz  dodała miękko,odkładając słuchawkę. Ale przecież sama słyszałaś, jaklekarz mówił, że już nic mu nie grozi, że nic mu niebędzie. Lauro, proszę cię. wydusiła przez ściśniętegardło Chrissie.Umierała z niepokoju. Wiem, że coś sięstało.Odwróciła się zrezygnowana i ruszyła do wyjścia. Dokąd idziesz?  znużonym głosem zapytała Lau-ra. Ubiorę się i pojadę do Guya  odparła z desperacją.Dobiegło ją głębokie westchnienie Laury. Dobrze już, poczekaj.Pojadę z tobą  niechętniezdecydowała Laura. Ale nie zdziw się, jeśli nieprzywita nas z otwartymi rękami.W końcu jest bardzowcześnie.Rzadko zdarzało się jej oglądać świat o tak wczesnejporze.W innych okolicznościach pewnie zachwyciłabysię świeżością i pięknem poranka, poczuciem harmoniiz naturą, ale teraz miała myśli zaprzątnięte czym innym.Przelotnie zerknęła na kilka gęsi podrywających się znadniewielkiego jeziorka, obok którego właśnie przejeż-dżały.Niepokój, jaki ją nurtował, nie pozwalał cieszyćsię nawet takim sielskim widokiem. Zaklinasz się, że nic do niego nie czujesz, a takbardzo się o niego martwisz  z lekką ironią zauważyłaLaura, kiedy przejeżdżały przez puste ulice Haslewich. Ja.ja go kocham  wyznała cicho Chrissie. Tylko że nie mogę wiązać się z kimś, kto nie ma domnie zaufania i szacunku, kto. Głos jej się łamał.Umilkła i tylko lekko potrząsnęła głową.  Przepraszam, nie chciałam cię zdenerwować  zmi-tygowała się Laura. To nie twoja wina  odrzekła cicho Chrissie. Sama jestem sobie winna. Zaparkujmy tutaj  zmieniła temat Laura.Nigdzie nie było śladu żywej duszy.Chrissie z niepo-kojem popatrzyła na dom Guya.W oknach na piętrzezasłony były zaciągnięte.Laura energicznie zastukała do drzwi, nacisnęła dzwo-nek.Słuchały, jak jego dzwięk rozbrzmiewa w ciszy domu. No, to powinno go obudzić  z przekonaniemstwierdziła Laura, ale choć odczekały parę minut, w środ-ku nadal panowała cisza. Może spróbuj jeszcze raz  z niepokojem zasugero-wała Chrissie, ale Laura potrząsnęła głową. Mam lepszy pomysł  oznajmiła i zaczęła prze-szukiwać torebkę.Po chwili wyciągnęła z niej pękkluczy.Wybrała jeden z nich i uśmiechnęła się. Guy dałmi klucze, żebym mogła zaglądać, kiedy on gdzieśwyjedzie  poinformowała, wkładając klucz do zamkai naciskając klamkę.Weszła za Laurą do środka.Wzdrygnęła się.Było takcicho, przerażająco cicho.Laura zaczęła wchodzić na górę, Chrissie tuż za nią.Drzwi do sypialni Guya były zamknięte.Laura zawołałabrata, uchyliła drzwi.Sceptycyzm, z jakim odnosiła siędo nerwowych próśb Chrissie, w jednej chwili zniknąłbez śladu, gdy tylko spostrzegła leżącego na łóżku Guya. O Boże!  zawołała, podbiegając do łóżka. Lauro, co się stało?  z niepokojem zapytałaChrissie, bo Laura zasłoniła jej sobą cały widok. Nie jestem pewna, ale to chyba zakażenie  z prze- rażeniem wykrztusiła Laura, odsuwając się nieco w bok,by Chrissie mogła spojrzeć.W pokoju panował półmrok, ale nawet w tymsłabym świetle widać było, że zraniona ręka strasz-liwie spuchła, a od rany w stronę serca szła czerwonapręga [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl