[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy zabłysło mocne światło latarki.- Ręce do góry! Milicja!Nie próbował stawiać oporu.ROZDZIAŁ VIIPotężne mięśnie nie szły w parze z odpornością psychiczną.Konerski z uczuciem niesmaku patrzył na tego olbrzyma, któryjuż na początku przesłuchania stracił całkowicie panowanienad sobą.Był przerażony.Trząsł się.- Ja nic nie wiem.Ja naprawdę nic nie wiem.Japrzypadkowo.Zupełnie przypadkowo.- Zupełnie przypadkowo natrafił pan w nocy na skrytkę, wktórej znajdowała się biżuteria pani Kamienieckiej -uśmiechnął się Konerski.- Bo.panie kapitanie.boja.bo rzeczywiście.Ta skrytkato faktycznie.Aleja nie mam.- bełkotał atleta.Konerski poprawił się na krześle i zapalił papierosa.- Panie Nasielski - powiedział spokojnie - chciałbym cośpanu zaproponować.Sądzę, że nie ma najmniejszego sensu,żebyśmy obaj tracili czas na tego rodzaju bezsensownepogawędki.Zdaje pan sobie sprawę z tego, że my wiemydużo, bardzo dużo o panu, o pańskim środowisku, opańskich wspólnikach.Rozmowa, którą w tej chwili z panemprzeprowadzam, ma na celu zakończenie tej sprawy.Właściwie chodzi o ostateczne wyjaśnienie kilku szczegółów.Nie musi pan oczywiście odpowiadać na moje pytania.Jednakże pańska sytuacja ulegnie znacznemu polepszeniu,jeśli złoży pan wyczerpujące zaznania, mówiąc prawdę iniczego nie zatajając.Olbrzym oblizał spierzchnięte wargi.- Nie wiem.Nie mam pojęcia, co mógłbym panupowiedzieć.- Może zaczniemy od początku - zaproponował Konerski.-Pan dobrze znał nieżyjącego Romana Matynicza.- Znałem, ale może nie tak dobrze.Poznaliśmy sięprzypadkowo.Ot, tak, przy jakiejś okazji.Jak to międzyludźmi bywa.- Tak czy inaczej znał pan Matynicza.- No.faktycznie.znałem.- I z Matyniczem zaplanował pan skok na sejf, w którympani Kamieniecka przechowywała swą cenną biżuterię.- To nie ja.To Lola! - zareagował energicznie Nasielski.- Lola? Wychowanica pani Kamienieckiej? - udałzdziwienie Konerski.Nasielski doszedł widocznie do wniosku, że nieżyjącejdziewczynie nic już zaszkodzić nie może.Postanowił trzymaćsię tej linii obrony.- To Lola.To był jej pomysł.Jak wrócił z Francjisiostrzeniec starej Kamienieckiej, Lola przestraszyła się, żestara całą biżuterię mu zapisze.- I wtedy zwróciła się do pana.Ale skąd.Do Matynicza.Jatylko tego.Konerski skrzywił się.- Zaczyna pan kręcić, panie Nasielski.Ostrzegam, że to sięźle skończy.Czy pan nie rozumie, że ja usiłuję panu pomóc, apan mi w tym przeszkadza.Te wszystkie łgarstwa na nic sięnie zdadzą.Mogę pana zapewnić.Atleta wyjął z kieszeni spodni chustkę i otarł pot z czoła.- No więc dobrze, panie kapitanie.Dobrze.Powiemwszystko tak jak na świętej spowiedzi.- Właśnie o to mi chodzi.Niech pan mówi prawdę.- Dobrze.Będę mówił prawdę.Lola chciała tę biżuterię.- Ukraść.- No.właściwie to nie ukraść.Zabrać, żeby się nie dostałaGelnertowi.Ale ja nie mam głowy do tych wszystkichmechanizmów.- Pana szczęście.Inaczej już by pan nie żył.- Nie rozumiem.- Mniejsza z tym.Niech pan mówi dalej.- Wiedziałem, żeMatynicz jest dobrym fachowcem od kas i takich różnychkombinowanych schowków.Dopuściłem go do spółki.- Czy pan wiedział o tym, że Lola, wychowanica paniKamienieckiej, miała zamiar zlikwidować Matynicza?Atleta zawahał się.Widać było, że nie jest pewien, co maodpowiedzieć.- Proszę mówić prawdę - upomniał goenergicznie Konerski.- Wiedział pan czy nie?- No.rzeczywiście.Lola coś na ten temat wspomniała,ale myślałem, że tak tylko żartuje.- Okazało się, że to nie były żarty.Niewykluczone, że panatakże miała zamiar się pozbyć.- O, co to, to nie - zaprzeczył z ożywieniem Nasielski.- Onamnie kochała.Mieliśmy razem wyjechać do Argentyny albodo Australii.Konerski z powątpiewaniem potrząsnął głową.- Ja bym nie był tego taki pewny.Ale mniejsza z tym.W tejchwili to nie ma znaczenia.Czy kradzież biżuteriiplanowaliście od dawna?- Dosyć dawno rozmawialiśmy na ten temat.Sprawa stałasię pilna, jak wrócił z zagranicy Gelnert.Lola zaczęła się bać,że siostrzeniec pani Kamienieckiej także będzie miał ochotępodgrandzić te brylanty.Podobno to fachowiec od takichnumerów.Ma wyższe wykształcenie.- Skąd pan wiedział, gdzie biżuteria jest ukryta?- Lola mi powiedziała.- Dlaczego?- Jak to dlaczego? - zdziwił się olbrzym.- Przecieżrobiliśmy do spółki.A zresztą mówiła, że jakby jej się cośstało, to szkoda by było tej biżuterii.- To znaczy, że liczyła się z grożącym jejniebezpieczeństwem.- Można by tak myśleć.Chociaż nie wiem, kogo by sięmiała obawiać.- A ja wiem - powiedział Konerski.Z przesłuchaniemLucyny Siemietyckiej nie było większych trudności.Niepróbowała wykręcać się, kłamać, opowiadać najrozmaitszychzmyślonych historii.Od razu przyznała się do popełnieniamorderstwa.- Tak.To ja ją zabiłam, tę dziwkę, tę podłą kurwę.I nieżałuję tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl