[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Są to bowiem chwile samozapomnienia.Towarzyszy im utrata zainteresowaniawłasnym  ja" oraz całkowite pochłonięcie czymś lepszym.Następuje pewne ogołocenie,które nie jest naszym własnym dokonaniem.Użyłbym tu słowa opętanie, gdyby nie rodziłoono złych skojarzeń.Należało by je w tym wypadku rozumieć jako boskie opętanie.Przeżycieto oznacza, że znajdujemy się pod wpływem czegoś lub kogoś innego.Z tego powoduwszelkie próby panowania nad sobą lub zachowania zimnej krwi są tu nie na miejscu.Abywkroczyć w ten świat, trzeba wszystko to zostawić za drzwiami.DWIE NAUKIPłyną z tego dwie nauki.Pierwsza dotyczy pomysłu psychologów, aby odtworzyć w sobiedziecko.Psychologowie, którzy promują tę ideę, powinni naprawdę bardziej uważać nastosowane przez siebie terminy.Stać się jak dziecko? Wspaniale.Z chrześcijańskiego punktuwidzenia  koniecznie.Lecz uczynienie tego naprawdę oznacza rezygnację z większej częścipsychologicznego programu, zwłaszcza tej jego części, która koncentruje się na powiększeniusiebie samego.Jeśli ktoś utrzymuje, że jest dla świata darem Bożym, to raczej małoprawdopodobne, aby potrafił docenić i przyjąć dary Boże przeznaczone dla niego.Druga nauka dotyczy problemu zażywania narkotyków.Wydaje mi się oczywiste, żezażywanie narkotyków to najczęściej mniej lub bardziej świadoma próba odzyskania czegoś,co odeszło wraz z dzieciństwem.Osoby biorące narkotyki mówią z przejęciem o żywościkolorów, o zdających się ożywać przedmiotach materialnych, o typowym dla dzieci poczuciurozciągnięcia wszystkiego w czasie (pamiętacie jak lato zdawało się być całą wiecznością?).Iprawdą jest, rzecz jasna, że można w sposób sztuczny wyłączyć własne ego i tym samymotworzyć się na niezwykłe przeżycia.Z pewnością jednak powinno to nam coś mówić na temat naszego stanu, skoro w taki sposób chcemy mu zaradzić.Nastolatkowi lub osobie doro-słej potrzebne są drogie środki chemiczne oraz rozmaite rekwizyty;dziecku wystarczą robaczki świętojańskie, poranny szron lub pies z sąsiedztwa.W pierwszejmetodzie nie ma nic z pokory; jest to zuchwała próba łapania przeżyć i sprawienia, bypojawiały się one na każde nasze zawołanie.Mało tego, jest to zła metoda, ponieważ przeżycia te nie mają być celem samym w sobie, lecztylko wskazówkami kierującymi nas ku czemuś poza nimi.Są to obrzeża chwały, nie samachwała, i jeśli nie wyjdziemy poza te doznania, ku rzeczywistości, którą wskazują, obrzeża tewytrą się i wyblakną.Będziemy coraz bardziej rozpaczliwie próbowali odtworzyć coś, czegonie da się odtworzyć, lecz co należy dopiero odkryć.Z samej swej natury przeżycia te mówiąnam:  Nie jestem tym, czego chcesz, jedynie posłańcem tego czegoś".Powiedziawszy to,spełniły swój cel: cel, który my niweczymy, skupiając się na posłańcu, a ignorując samoprzesłanie.Lewis, któremu lektura poezji i mitów zdawała się dostarczać przeżyć, jakieinnym dostarczają narkotyki, doszedł do tego wniosku po swoim nawróceniu.Pisał on:  Tobyło cenne tylko jako wskazówka, kierująca ku czemuś innemu i znajdującemu się nazewnątrz.Podczas gdy to coś innego było wątpliwe, wskazówka w naturalny sposób budziłamój niepokój.Kiedy zgubimy się w lesie, widok drogowskazu ma dla nas ogromneznaczenie".Nie należy jednak marnować czasu na wpatrywanie się w drogowskazy, jeślidroga jest oczywista i kiedy, jak mówi Lewis,  Będziemy w Jeruzalem".BALDACHIM AADURadość dzieciństwa nie jest czymś, do czego dążymy w sposób bezpośredni, starając sięodtworzyć przeżycia z czasów dzieciństwa niczym dorosły, który wkrada się do przedszkolapo to, by pojezdzić sobie na koniku na biegunach.Wydaje się, że zachowanie tej radościuzależnione jest raczej od tego, co na pierwszy rzut oka może się wydawać jejprzeciwieństwem: od poczucia obowiązku, wstrzemięzliwości, a poza tym od świadomegopodtrzymywania różnicy pomiędzy dzieckiem a dorosłym.Dorośli mają światło objawienia,nie potrzebują już cudownego światła z wiersza Wordswortha.Im więcej uwagi będąpoświęcać chrześcijańskim obowiązkom, tym bardziej zapomną się i, paradoksalnie,przekonają się, że stając się bardziej dorośli  stali się bardziej podobni do dzieci, a zatemzdolni do odczuwania dziecięcej radości.Dziecko z kolei potrzebuje na tyle silnychdorosłych, by potrafili oni wznieść nad jego głową baldachim ładu i spokoju.Ma ono prawodo zachwytu, nie zaś niepokoju.Po czymś takim zadanie przeprowadzenia go od objawienia naturalnego do objawienia boskiego będzie łatwiejsze.Rzeczywiście powinniśmy stać się jak dzieci, lecz powinniśmy jasno powiedzieć, co przezto rozumiemy.Szczęście dzieci (i ich szczególna cnota) bierze się nie z ich wolności, czysamoświadomości lub poczucia własnej wartości (wszystko to są zmartwienia dorosłych orazmłodzieży), lecz z ich uczucia zadziwienia i z bezpieczeństwa, jakie zapewnia właściwiezorganizowane społeczeństwo dorosłych. ROZDZIAA XVCzego uczy nas romantyczna miłość?W którym miejscu psychologia myli się co do miłości?Seks i wyjątkowośćW poprzednich rozdziałach utrzymywałem, że chrześcijańskie spojrzenie na świat bliższejest naszemu doświadczeniu niż jakiekolwiek inne.Uważam, że to samo dotyczychrześcijańskiego spojrzenia na miłość.Wbrew powszechnemu mniemaniu.Kościół nie jestani zbyt sentymentalny, jeśli chodzi o śluby, ani zbyt ograniczony w sprawach seksu.I wjednym, i w drugim wypadku jego stosunek jest po prostu bardzo realistyczny.DWA OBLICZA MIAOZCINasze doświadczanie miłości ma dwa oblicza.Większość z nas była kiedyś zakochana iznalazła w tym stanie coś, co znacznie przerasta zwykłe życie.Powiedzieliśmy sobie:  Takiewłaśnie powinno być życie!" i postanowiliśmy je tak właśnie przeżyć.Jakiś czas potemwiększość z nas stwierdziła, że ten stan uczuciowy nie spełnia wiązanych z nim nadziei.Niektórzy od razu dali sobie spokój i stali się oziębli oraz wyrachowani w swoimzainteresowaniu płcią przeciwną.Inni brnęli dalej, pomimo miłosnych rozczarowań i rozstań,ku bardziej dojrzałej miłości.Lecz, jak się okazało, nawet ona była czymś znacznietrudniejszym, niż można było kiedykolwiek przypuścić.Tak, o ile się nie mylę, wygląda zwykłe doświadczanie miłości.Aby należycie uchwycić jego istotę, potrzebne nam jest takie jego objaśnienie, które niebędzie odbierać sensu ani jednemu, ani drugiemu zespołowi faktów.Objaśnienie to możnaodnalezć w tym, co chrześcijanie określają jako zaślubiny Chrystusa z Jego Kościołem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl