[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Loretta siedziała przy oknie i haftowała, przysuwając tamborek jaknajbliżej szyby, ku światłu.Spojrzała na niego, kiedy się zbliżał.Chwycił stolik stojący pomiędzy dwoma fotelami, postawił przed nią,a potem przyciągnął jeden z foteli i usiadł na krześle.- Grasz może w pikietę?Przetasował z wprawą karty, odrzucił niepotrzebne i spojrzał na nią.Odpowiedziała spojrzeniem.- Trochę.- Skoro tak, zagraj, proszę, ze mną.- Spojrzał na robótkę.- Kobietyzawsze mają czym zająć ręce i głowy.Żołnierze.grają w karty.Uśmiechnęła się.- Dobrze.- Odłożyła robótkę i odwróciła się, by usiąść twarzą dostolika.Położył talię i gestem zachęcił dziewczynę, by przełożyła.Zaczęli grać.Loretta licytowała czysto i wyraźnie, a on odpowiadał, wpatrując sięw karty.Wygrała to rozdanie, a także następne trzy.Chrząknęłaznacząco.Pochylił się i skupił uwagę na grze.Skrywając uśmiech, śledziławzrokiem odrzucone przezeń karty, zdecydowana utrzymać przewagę.Gra szybko przerodziła się w swego rodzaju bitwę inteligencji i woli,uwagi i pozbawionego lęku ryzyka, determinacji i skupienia.Jeśli chodzi o taktykę oraz strategię, okazali się godnymiprzeciwnikami.- Kto cię uczył?- Mój brat Chester.Pewnego razu, podczas wyjątkowo śnieżnychświąt Bożego Narodzenia, utknęliśmy w domu i biedak nie miał nic doroboty poza grą w karty.A tylko ja chciałam z nim grać.Wygrała pierwszą rozgrywkę.On drugą.Następna okazała sięremisem.Zasiedli do kolejnej.Po zapowiedziach i odrzuceniu kart Lorettauznała, że zalicytowane lewy będą dla niej trudne do wygrania, i wyszłakrólową.Spojrzał na nią z uznaniem.- Podejmujesz większe ryzyko, niż byłbym skłonny podejrzewać.- Niezupełnie.- Owszem, i przypominasz w tym Esme.- Spojrzał na kartę.- Toryzyko wykalkulowane.Nie działasz na ślepo, ale oceniasz sytuację isłuchasz intuicji.- Nie jestem taka jak Esme - zaprotestowała, zniecierpliwiona.- Niemam jej odwagi.A kiedy nie odpowiedział, podniosła wzrok znad kart i spojrzała naniego.Zatonęła w letnim błękicie jego oczu.- Damie, która walczy z opryszkiem, rzucając modlitewnikiem, apotem pomaga związać go sznurem do zasłon, nie brakuje z pewnościąodwagi.- Inne też tam były.Ja im tylko pomogłam.- Uporządkowała talię izmarszczyła nos.- Poza tym to była konieczność.Rafe wpatrywał się przez chwilę w karty, a potem zamruczał podnosem:- Życie to konieczność.- Wybrał kartę i położył króla na królowej.Napotkał spojrzenie Loretty i pozbierał karty.- Moja lewa, jak sądzę.Prychnęła i skupiła się na grze.Komentarz Rafe'a na temat podejmowania przez mą ryzyka - choćby iskalkulowanego - utkwił Loretcie w głowie i nie pozwalał o sobiezapomnieć.Późnym wieczorem, kiedy Esme, Rose i Gibson wróciły doapartamentu, siedziała przed jednym z okien, podciągnąwszy pod siebiestopy, i wpatrywała się w noc na zewnątrz.- Chyba już się położę, kochanie.- Esme zatrzymała się przy drzwiachswojej kabiny.- Muszę powiedzieć ze bardzo się cieszę, iżzdecydowałyśmy się przyjechać do Budy, a potem obrać rzeczną trasę.Podekscytowanie związane z misją Rafe'a w połączeniu ze spokojemrejsu po rzece podziałały na mnie ożywczo.Loretta musiała się uśmiechnąć.- Dobranoc.Zostanę tu jeszcze chwilę.I może przespaceruję się przedsnem po pokładzie.Choć Esme skinęła jedynie głową i weszła do kabiny, uwagi Lorettynie umknął podejrzany błysk w oczachciotki.Powiedziała już Rose, iż może udać się na spoczynek.Pomoże Gibson przy Esme, a potem obie pokojówkiwrócą do swojej kajuty.Loretcie nie chciało się jednak spac.Oparłałokiećna parapecie, złożyła na dłoni brodę i zapatrzyła sięw mrok.Komentarz Rafe'a zmusił ją, aby stawiła czoło temu, co od jakiegośczasu przeczuwała i co starała się ignorować.Zmieniła się.Nieodwołalnie.W trakcie podróży, reagując na wyzwania, których me była w stanieuniknąć, stała się kobietą, jaką była naprawdę - Michelmarshówną z krwii kości.Nie przewidziała, jak niepowstrzymana okaże się ta część jej natury.Jak wzrośnie w siłę.Ani tego, ze zakocha się w Rafie Carstairsie.Przebywanie z nim, ich słowne potyczki, wzmacniały jej prawdziwąnaturę.Maska zachowującej się poprawnie, opanowanej damy zniknęła,podobnie jak skłonność Loretty do ukrywania się za nią.Nie wyobrażałasobie, że mogłaby wrócić do dawnej roli, choćby było to nie wiem jakwygodne.Nie teraz, kiedy posmakowała już, jak to jest być sobą.Zdawała sobie sprawę, że właśnie taki cel przyświecał Esme, gdyzaproponowała jej tę wyprawę.Nie była przy tym na tyle głupiutka czy niedojrzała, aby odrzucaćprzemianę tylko dlatego, że takie było zamierzenie Esme.Jednakodrzucenie przeszłości wiązało się z koniecznością podjęcia decyzji, kimchce być w przyszłości.Odpowiedź z każdym dniem stawała się bardziejjasna.- Dobranoc, panienko.- Rose pomachała jej, wychodząc z kabinyEsme.- Przykręcić lampę?- Tak, proszę.- Loretta odczekała, aż płomień zmniejszy się iprzygaśnie.- Śpij dobrze.Rose uśmiechnęła się i wyszła, a za nią Gibson.Loretta posiedziała jeszcze chwilę, bijąc się z myślami, ziiytowanatym, w jakim kierunku zmierzają.Zanim przebrała się do kolacji, opatrzyła ranę Rafe'a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl