[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedzieli natomiast – nie wiedział tego nikt zwyjątkiem najwyższych rangą członków kultu – że oprócz Roderickaorganizacja ma jeszcze dwóch innych przywódców.Niemniej, jeśli chcielizachować władzę zdobytą przez Czarną Kobrę, Daniel i Alex potrzebowaliRodericka.Niestety, wieść o liście i związanym z nim zagrożeniu dotarła do nichzbyt późno, by zdołali dopaść czterech oficerów, zanim ci opuścili Bombaj,wyruszając w drogę do Anglii.Do tego, żeby z sukcesem postawić w stanoskarżenia Rodericka, hołubionego syna hrabiego Shrewtona – sprytnegoarystokraty i polityka, niezastąpionego sprzymierzeńca samego Księciunia –TL Rpotrzeba było właśnie takiego dowodu jak ów list z jego demaskującąpieczęcią.Owo zagrożenie – oryginał listu – znajdowało się w rękach jednego zczterech oficerów.Pozostali pełnili rolę wabików.Który z kurierów przewoziłoryginał, tego trzej przywódcy Czarnej Kobry nie wiedzieli, podobnie jak nieodkryli jeszcze, kto w Anglii podjął się wyzwania, by przedłożyć rzeczonydowód sądowi oraz Izbie Lordów.Dlatego też posłali szeregowych członków kultu i zabójców ślademczterech oficerów, sami zaś wrócili do Anglii, gromadząc pokaźne siłyfanatycznych wyznawców.Los się do nich uśmiechnął, wiatry im sprzyjały,412tak że zdołali wyprzedzić czterech kurierów i przyczaili się, by zgarnąć ichjednego po drugim, kiedy pokażą się w Anglii, i tym samym zlikwidowaćryzyko demaskacji.Pułkownik Derek Delborough.najstarszy rangą z tego grona, cztery dnitemu zszedł na ląd w Southampton.Podjęta od razu próba zabójstwa zostałapechowo udaremniona i pułkownik dotarł do Londynu.Nie przekazał jednakdotąd nikomu przewożonego przez siebie listu, kopii bądź oryginału, im trzemzaś udało się umieścić wśród jego ludzi złodzieja.W ten lub inny sposóbwkrótce zdobędą list pułkownika.Załatwiwszy przynajmniej tę sprawę, Daniel i Roderick pojechali konnodo Dover, dowiedzieli się bowiem, że pojawił się tam Hamilton.Ichpierwotny plan zakładał, że Hamilton w ogóle nie przeprawi się przez Kanał,najwyraźniej jednak zawiódł dowodzący pościgiem za nim starszy rangączłonek kultu.Nim wszakże Daniel i Roderick dotarli do Dover, grupa Hamiltonarozdzieliła się i opuściła miasto.Przywódca oddelegowanych tam członkówkultu wyznaczył ludzi do śledzenia każdego z trzech pojazdów, ale wszyscyTL Rczterej tropiciele zniknęli.Na szczęście, na angielskiej wsi Hindusi wczarnych turbanach rzucali się w oczy.Nie było trudno wyśledzić tropicieli,lecz trzy tropy urywały się tajemniczo niedaleko gospody, którą Roderick za-szczycał właśnie swą obecnością.Roderick obracał w dłoniach szklaneczkę, ponuro wpatrując się wbrandy.– Jeśli będziemy siedzieć i czekać, aż Hamilton się pokaże, kto wie, czynie utkniemy tu na wiele dni – odezwał się.– Być może tego właśnie chcą:żebyśmy skupili się na nim i przeoczyli przybycie dwóch kolejnych kurierów.413– Bardzo prawdopodobne.– Daniel osuszył swoją szklaneczkę.–Rozstawiliśmy wzdłuż tutejszych dróg wystarczająco wielu ludzi, by miećpewność, że dowiemy się, jeśli Hamilton wychynie z ukrycia i podąży napółnoc bądź gdziekolwiek indziej.Jeżeli wyruszymy teraz, możemy jechaćprzez całą noc i dogonić Aleksa.Zobaczymy, czy Creighton znalazł namnową bazę w Bury.Tego ranka za pośrednictwem Larkinsa, osobistego lokaja Rodericka ijego prawej ręki, uzyskali informację, że Delborough kieruje się doCambridgeshire, znajdzie się więc w pobliżu rozsianych po hrabstwie Norfolkrezydencji, w których wielu możnych i wpływowych ludzi spędzało świętaBożego Narodzenia.Alex, z nich trzech najlepszy taktyk, zdecydował, żepowinni przenieść bazę z londyńskiego Shrewton House w inną lokalizację,skąd łatwiej im będzie przechwytywać kurierów.Creighton, człowiek Daniela, zasugerował, by poszukać odpowiedniegodomu w Bury St.Edmunds.Alex przystał na tę propozycję.Podczas gdyRoderick i Daniel pojechali na południe, zająć się Hamiltonem, Creightonudał się do Bury, Alex zaś pozostał w Londynie, żeby zorganizowaćTL Rprzenosiny.– Muszę też sprawdzić, co u Larkinsa.– Roderick wychylił ostatni łykbrandy.– Chcę być na miejscu, gdy ten mały złodziej będzie mu przekazywałlist Delborougha.– Pochwycił spojrzenie Daniela.– Jako że na razie nie mamy wieści opozostałych dwóch kurierach, w tej chwili interesuje nas przede wszystkimDelborough.Daniel podszedł do okna.Odchylił zasłonę i wyjrzał na dwór.– Nadciąga śnieżyca.Jeśli tu zostaniemy, jutro możemy się stąd niewydostać, a z kolei umyślni Aleksa nie przedrą się do nas.414– Pora ruszać.– Roderick zaszurał fotelem.Daniel przytaknął,puszczając zasłonę.– Hamilton nie zaryzykuje podróży w śnieżnej zawiei – orzekł.– Mamyczas, żeby udać się na północ, załatwić sprawę z Delboroughem, a potemzająć stanowiska, kiedy także Hamilton ruszy w tę stronę.Pozwólmy mu donas przyjść, na teren, gdzie będziemy mogli skierować przeciw niemu większesiły.Dzięki temu będziemy świetnie przygotowani również na przyjęcieMonteitha i Carstairsa, kiedy ci się zjawią.– Napotkał spojrzenie Rodericka iskinął głową.– Jedźmy.Pięć minut później gnali drogą do Londynu.TL R415Rozdział 1816 grudnia 1882, ranekMoja sypialnia w Mallingham ManorDrogi pamiętniku, Los mi sprzyja.Zanosi się na to, że zyskam dziśdoskonałą okazję do drobiazgowego przyjrzenia się temu, co może się okazaćidealną formą małżeństwa dla mnie i Garetha.Wystarczyła kilkuminutowa konwersacja z Leonorą i Clarice, żebymuzmysłowiła sobie, iż zapatrują się na życie i mężczyzn podobnie jak ja.Zmoich obserwacji minionego wieczoru wynika zaś, że ich małżeństwa(przynajmniej na pierwszy rzut oka) zawierają wszystkie te elementy,wszystkie te korzyści, których życzyłabym sobie w moim własnym.Dlategozamierzam poświęcić ten dzień na uzyskanie maksimum informacji.A propos mojego celu, w nocy napadało sporo śniegu.Nie zdołalibyśmyjechać dalej, nawet gdyby taki był nasz pierwotny plan.Spędzimy cały dzieńzamknięci w domu.W moim przypadku, prowadząc subtelny wywiad.E.TL RZanim nastało późne popołudnie, kiedy to Emily, Leonora i Claricewślizgnęły się do saloniku i ze śmiechem opadły na sofy, Emily dowiedziałasię już wszystkiego, na czym jej zależało, a nawet o wiele więcej.– Wasze dzieci są cudowne.– Uśmiechnęła się promiennie do Clarice iLeonory.– Również maleństwa są doskonałe.– Nie zamierzamy się z tobą spierać, choć, naturalnie, nie jesteśmyobiektywne.– Leonora uśmiechnęła się z czułością.– W każdym razie cieszęsię, że były grzeczne.416– Wystarczyło wspomnieć o małpkach, żeby je oczarować.– Clariceleniwie machnęła ręką.– Caleb i Robert planują już, jak przekonać Jacka,żeby im taką sprawił.– Zmarszczyła brwi.– Muszę pamiętać, by napomknąć mojej drugiejpołowie, że nie życzę sobie w domu małpy.– Na pewno nie! – zgodziła się Leonora.– Z drugiej strony, sama mamjuż trzy.– Spojrzała na Emily.– Rozmawialiście z Garethem na temat dzieci?Ile byście chcieli mieć?Emily przytaknęła.– Powiedziałam „mnóstwo".Wywodzę się z licznej rodziny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl