[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moje nazwisko nic wam nie powie.- Mo\e jednak powie.No więc?- Yehuda Malkin.Ben nigdy nie słyszał o \adnym Malkinie.- Zledziliście mnie.W Wiedniu i w Pary\u widziałem twojego kolegę.- Tak, zawalił i dał się zauwa\yć.Jezdził za tobą przez cały tydzień.Ja go ubezpiecza-łem.Teraz mogę ju\ powiedzieć: wynajął nas twój ojciec.Mój ojciec.Ale po co?- Wynajął was mój ojciec.- Ponad pięćdziesiąt lat temu Max Hartman wykupił od Niemców naszych rodziców.Ten zabity był nie tylko moim partnerem.Był moim kuzynem.- Yehuda zamknął oczy.-Niech to szlag.On miał \yć, to nie jego pora.Niech to szlag.- Pokręcił głową.Zmierć kuzynajeszcze do niego nie dotarła i najwyrazniej nie zamierzał do tego dopuścić: nie w tym mo-mencie.Hardym wzrokiem spojrzał na zbitego z tropu Bena.- Zawdzięczamy mu wszystko.Musiał mieć z nimi jakiś układ, bo oprócz nas, wykupił i wywiózł kilka innych \ydowskichrodzin.Max Hartman wykupił kilka \ydowskich rodzin? Ocalił ich przed zagładą w oboziekoncentracyjnym? W takim razie Sonnenfeld mówił prawdę.- Kto pana szkolił? - wtrąciła Anna.- Bo chyba nie Amerykanie.- Urodziłem się w Izraelu, w kibucu.Po ucieczce z Niemiec moi rodziceprzenieśli się do Palestyny.- Słu\ył pan w izraelskim wojsku?- W komandosach.W sześćdziesiątym ósmym, po wojnie sześciodniowej, przeprowa-dziliśmy się do Ameryki.Moi rodzice mieli dość wojny.Po ogólniaku wstąpiłem do wojska.- Wiedeń - warknęła Anna.- Ta podpucha z CIA, Co to, do diabła, było?- Musiałem wciągnąć w to kumpla ze Stanów.Benowi groziło niebezpieczeństwo.Mie-liśmy przewiezć go do Ameryki i zapewnić mu bezpośrednią ochronę.śeby nic mu ju\ niegroziło.- Ale jak.- Posłuchajcie, nie ma na to czasu.Jeśli chcecie przesłuchać Strassera, lepiej zróbcie to,zanim zjawi się policja.- Słusznie - mruknęła Anna.- Chwila - powstrzymał ich Ben.- Mówiłeś, \e mój ojciec.Kiedy was wynajął?Yehuda posłał mu niecierpliwe spojrzenie.282 - Mniej więcej tydzień temu.Zadzwonił do nas i powiedział, \e grozi ci niebezpieczeń-stwo.Ze jesteś w Szwajcarii.Podał nam nazwiska, adresy, pod którymi mieliśmy cię szukać.Prosił, \ebyśmy cię chronili, ubezpieczali.Nie chciał stracić drugiego syna.- Rozejrzał sięszybko.- W Wiedniu omal cię nie zabili.Potem w Pary\u.Tutaj te\ mało brakowało.Od natłoku pytań Benowi zakręciło się w głowie.- Mój ojciec.Dokąd wyjechał?- Nie wiem.Mówił, \e wybiera się do Europy, ale nie powiedział dokąd, a Europa towielki kontynent.Wspomniał tylko, \e przez kilka miesięcy nie będzie z nim kontaktu.Zo-stawił nam kupę forsy na koszty podró\y.-Uśmiechnął się ponuro.- O wiele więcej, ni\ po-trzebowaliśmy.Anna pochyliła się i wyjęła broń z nylonowej kabury pod pachą Voglera.Odkręciłatłumik, schowała go do kieszeni, a pistolet wetknęła za pasek spódnicy i zasłoniła go połą \a-kietu.- I przyjechaliście za nami a\ tutaj? - spytała.- Nie - odrzekł Yehuda.- Nazwisko Strassera było na liście, którą dostaliśmy od MaksaHartmana.Nazwisko prawdziwe, fałszywe i adres.- On wie, co się dzieje! - wykrzyknął Ben.- On ich wszystkich zna.Domyślił się, \e prędzej czy pózniej dotrę do Strassera.- Namierzyliśmy za to Voglera.Facet nie wiedział nawet, \e go śledzimy, zresztą miałto chyba gdzieś.Mieliśmy adres Strassera, więc kiedy do wiedzieliśmy się, \e leci do Argen-tyny.- Obserwowaliście ten dom przez parę dni, tak? - przerwała mu Anna.- Czekaliście naBena.Yehuda rozejrzał się nerwowo.- Powinniście ju\ iść.- Zaraz.Strasser gdzieś wyje\d\ał.Widzieliście, jak wracał?- Tak.Wyglądało na to, \e był na dłu\szych wakacjach, bo miał du\o baga\u.- Czy od tamtej pory ktoś go odwiedzał?.Yehuda zmarszczył czoło.- Nie wiem, chyba nie.Pół godziny temu przyjechała pielęgniarka, ale.- Pielęgniarka! - Anna spojrzała na kombi przed domem.Na drzwiach samochodu wid-niał napis: PERMANENCIA EN CASA.- Szybko!- Rany boskie.- mruknął Ben, puszczając się biegiem za nią.Zadzwoniła do drzwi.- Niech to szlag - jęknęła.- Za pózno.- Yehuda przystanął z boku, krok za nimi.Minęło kilkanaście sekund i drzwi się wreszcie otworzyły.W progu stał sędziwy sta-rzec, zasuszony, pochylony i mocno opalony.Miał skórzastą, pobru\d\oną zmarszczkamitwarz.Josef Strasser.- Quien es este? - spytał, łypiąc na nich spode łba.- Se esta metiendo en mis cosas  yallegó la enfermera que me tiene que revisar.- Mówi, \e właśnie bada go pielęgniarka - przetłumaczyła Anna.- Nie! Herr Strasser,ostrzegam pana, niech pan trzyma się od niej z daleka!Za Niemcem ukazała się ubrana na biało kobieta.- Anno, za nim! - rzucił Ben.Pielęgniarka podeszła do drzwi, ponaglając Strassera i strofując.- Yamos, senor Al brecht, vamos para alla, que estoy apurada! Tengo que ver alpróximo paciente todavia!- Ka\e mu się pospieszyć - szepnęła Anna.- Czeka na nią jakiś pacjent.Herr Strasser, takobieta nie jest pielęgniarką.Niech poka\e panu dokumenty!283 Pielęgniarka chwyciła go za rękę i gwałtownie pociągnęła za sobą.- Yamismo - warknęła - vamos!Wolną ręką chciała zamknąć drzwi, lecz Anna zablokowała je kolanem.Nagle pielęgniarka odepchnęła Strassera do tyłu, sięgnęła do kieszeni fartucha i jednympłynnym ruchem wyjęła pistolet.Lecz Anna była szybsza.- Stój!Pielęgniarka pociągnęła za spust.W tym samym momencie Anna wykonała błyskawiczny obrót, powalając Bena na zie-mię.Ben upadł, usłyszał huk wystrzału i zwierzęcy ryk.Podniósł głowę i dopiero wtedy zrozumiał, co się stało: Anna zdą\yła zejść z linii strza-łu i pocisk ugodził Yehudę.Pośrodku jego czoła wykwitła czerwona, owalna plamka, z potylicy buchnęła krew.Anna oddała dwa szybkie strzały.Fałszywa pielęgniarka wygięła się w łuk i runęła napodłogę.Na króciutką chwilę zapanowała cisza tak głęboka, \e słychać w niej było odległy śpiewptaka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl