[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A potem Bonnie dostrzegła podnoszącą się znad ziemi mgłę.Nie, to nie mogła być mgła.To musiał być dym z płomieni.Ale to coś niezachowywało się jak mgła ani jak dym.Zataczało koła, wznosząc się w powietrze jakniewielki wir powietrzny czy piaskowa burza.Przybierało kształt jakby zbli\ony doludzkiego.Niedaleko tworzył się kolejny.A potem Bonnie dostrzegła trzeci.Wszędziedokoła powstawały następne.Mgła zbierała się nad ziemią, spływała z drzew.Tworzyła kału\e, osobne,niezlewające się ze sobą.Bonnie, w milczeniu wytrzeszczając oczy, widziała ichprzejrzystość, mogła dostrzec przez nie płomienie, drzewa dębu, cegły komina.Klaus przestał się uśmiechać, znieruchomiał i te\ spojrzał.Bonnie obróciła się do Stefano, niezdolna choćby ująć to pytanie w słowach.- Niespokojne dusze  szepnął ochryple, patrząc ze skupieniem swoimizielonymi oczami.- Przesilenie.I wtedy Bonnie zrozumiała.Nadchodzili.Zza rzeki, gdzie był stary cmentarz.Z lasów, gdzie wykopanoniezliczone prowizoryczne groby, \eby pochować w nich ciała, zanim zgniją.Niespokojne dusze, \ołnierze, którzy tu walczyli i zginęli podczas wojny secesyjnej.Nadprzyrodzone istoty, które zareagowały na wołanie o pomoc.Zbierali się wkoło.Były ich setki.Bonnie mogła teraz ju\ dostrzec ich twarze.Ich rozmyte rysy wypełniały siębladymi odcieniami podobnymi do pastelowych rysunków.Dostrzegła plamęgranatu, połysk szarości.Oddziały zarówno konfederatów, jak i Unii.Bonniezobaczyła pistolet wetknięty za pas, błysk ozdobnej szabli.Szewrony na rękawie.Gęstą ciemną brodę, i jeszcze jedną, długą, ładnie utrzymaną, posiwiałą.Niewielkąfigurkę wzrostu dziecka z ciemnymi otworami zamiast oczu i werblem zawieszonymna wysokości uda.- 165 - - O mój Bo\e  szepnęła.- O Bo\e.- Wcale nie wzywała imienia boskiegonadaremno.Ju\ prędzej się modliła.Nie \eby jej nie przera\ali, bo tak było.Zupełnie jakby wszystkie najgorszekoszmary z cmentarzami w roli głównej nagle się ziściły.Jak ten jej pierwszy sen oElenie, kiedy ró\ne stwory gramoliły się z czarnych jam w ziemi, tylko \e tutaj niegramoliły się, one latały w powietrzu, unosiły się nad ziemią i podfruwały, póki nieprzybrały ludzkiej formy.Wszystko, co Bonnie kiedyś myślała o starym cmentarzu \e jest \ywy i pełen obserwujących ją oczu, \e jakaś moc kryje się za jegowyczekującym bezruchem  sprawdzało się.Ziemia Fell's Church parowaławłasnym krwawymi wspomnieniami.Dusze tych, którzy tu umarli, znów chodziłypo tej ziemi.A Bonnie wyczuwała ich gniew.Przera\ał ją, ale budziło się w niej jeszczeinne uczucie, ka\ąc jej wstrzymać oddech i mocniej ścisnąć dłoń Stefano.Bo tejwidmowej armii ktoś przewodził.Jedna postać wysunęła się przed pozostałe, najbli\ej miejca, gdzie stał Klaus.Nie miała jeszcze określonego, wyraznego kształtu, ale połyskiwała i skrzyła siębladozłotym światłem białej świecy.A potem, na oczach Bonnie, zdawało się, \ezaczyna czerpać materię z powietrza i jaśnieje z ka\dą chwilą coraz bardziejnieziemskim światłem.Było tak jasne, \e Klaus się przed nim uchylił, a Bonniezamrugała, ale kiedy usłyszała jakiś niski dzwięk i obejrzała się, zobaczyła Stefano,który wpatrywał się wprost w to światło, bez lęku, szeroko otwartymi oczyma.Iuśmiechem tak radosnym, jakby cieszył się, \e to będzie ostatnia rzecz, jaką zobaczył.I wtedy Bonnie zrozumiała.Klaus opuścił kij.Odwrócił się od Bonnie i Stefano, \eby spojrzeć na światłość,która zawisła nad polaną jak anioł zemsty.Złote włosy powiewały jak Naniewidzialnym wietrze.Elena spojrzała na niego.- Przyszła  szepnęła Bonnie.- Prosiłaś ją o to  odszepnął Stefano.Głos przeszedł mu w wysilony oddech,ale nadal się uśmiechał.Oczy miał pełne spokoju.- 166 - - Odsuń się od nich  powiedziała Elena, a jej głos równocześnie zabrzmiał wuszach Bonnie i w jej myślach.Brzmiał jak bicie dziesiątków dzwonów, odległych, azarazem bliskich.- Ju\ po wszystkim, Klaus.Ale Klaus szybko się pozbierał.Bonnie zobaczyła, \e biorąc wdech, unosiramiona, zauwa\yła po raz pierwszy dziurę z tyłu płaszcza, w miejscu, gdzie utkwiłjesionowy kij.Jej obrze\e poplamione było ciemną czerwienią, a teraz, kiedy Klausrozprostował szeroko ramiona, popłynęła świe\a, jasna krew.- Myślisz, \e się ciebie boję?! - krzyknął.Obrócił się wokół własnej osi, śmiejącsię z tych wszystkich bladych postaci.- Myślicie, \e się was boję? Jesteście martwi!Jesteście pyłem na wietrze! Nic mi nie mo\ecie zrobić!- I tu się mylisz  odezwała się Elena głosem wietrznych dzwonków.- Jestem jednym ze Starszych! Z Pierwszych! Czy wy wiecie, co to znaczy? -Klaus znów się obrócił, zwracając do wszystkich duchów, a w jego nienaturalniebłękitnych oczach zaczął się odbijać czerwony blask ognia.- Ja nigdy nie umarłem.Wy wszyscy umarliście, galerio widm! Ale nie ja.Zmierć nie mo\e mnie dotknąć.Jestem niezwycię\ony!Ostatnie słowo wykrzyczał tak głośno, \e odbiło się echem wśród drzew.Niezwycię\ony.Niezwycię\ony.Niezwycię\ony.Bonnie słyszała, jak to słowoznika w głodnym syku ognia.Elena odczekała, a\ zamilkło ostatnie echo.A potem powiedziała, bardzospokojnie:- Niezupełnie.- Obróciła się i spojrzała na otaczające ją mgliste postacie.- Onchce przelać tu więcej krwi.Odezwał się jakiś nowy głos, tak głuchy, \e przebiegł zimnym dreszczem pokręgosłupie Bonnie.- Tutaj ju\ było wystarczająco du\o zabijania.- To był \ołnierz z Unii zpodwójnym rzędem guzików na mundurze.- A\ za wiele  zawtórował mu inny głos, jak dudnienie odległego bębna.śołnierz konfederacji z bagnetem w dłoni.- Nie mo\emy pozwolić, \eby to trwało. Chłopiec z werblem, z ciemnymidziurami zamiast oczu.- 167 - - Nie będzie więcej przelewu krwi! - Kilka głosów podjęło naraz.- Dośćzabijania! - Okrzyk przechodził od jednego do drugiego, a\ fala dzwiękówzagłuszyła trzask ognia.- Dosyć ju\ krwi!- Nie mo\ecie mnie zranić! Nie mo\ecie mnie zabić!- Bierzmy go, chłopcy!Bonnie nie miała pojęcia, kto wydał tę ostatnią komendę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl