[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ze śniadaniem? O co tu chodzi?  mruknął na wpół do siebie. Te kule zjawiają siędosłownie wszędzie.* * *Magowie biegli korytarzem. Jak można zabić ducha? Skąd mam wiedzieć? Zwykle nie pojawia się taki problem.125  Myślę, że potrzebne są egzorcyzmy. Co? Trzeba je wysyłać do ciepłych krajów?Dziekan był gotów na takie pytanie. Chodzi o egzorcyzmy, panie nadrektorze, nie o egzotykę.Nie sądzę, żebywypoczynek w egzotycznych krajach był tu niezbędny. No pewno, chłopie.Nie chcemy chyba, żeby kręciły się tu stada wypoczę-tych duchów.Rozległ się mrożący krew w żyłach krzyk.Odbił się echem od mrocznychkolumn i łuków, po czym ucichł nagle.Nadrektor zatrzymał się.Magowie wpadli na niego z tyłu. Według mnie brzmiało to jak krzyk mrożący krew w żyłach  oświadczył. Za mną!Skręcił za róg.Zabrzmiał metaliczny trzask, a potem kilka przekleństw.Coś małego w żółto-czerwone paski, z maleńkimi ociekającymi kłami i trzemaparami skrzydeł wyfrunęło zza zakrętu i przemknęło nad głową dziekana, brzę-cząc jak miniaturowa piła tarczowa. Ktoś wie, co to było?  spytał nieśmiało kwestor.Stwór zatoczył krągwokół magów i zniknął w mroku pod sufitem. Wolałbym, żeby on tak nieprzeklinał. Chodzmy  rzucił dziekan. Musimy sprawdzić, co mu się stało. Musimy?  spytał z powątpiewaniem pierwszy prymus.Wyjrzeli za róg.Nadrektor siedział na posadzce i rozcierał kostkę. Co za idiota to tutaj zostawił?  powiedział. Co zostawił?  zdziwił się dziekan. Ten piekielny druciany kosz na kółkach  odparł nadrektor.Tuż za nim zmaterializowało się w powietrzu maleńkie, fioletowe, pająkopo-dobne stworzenie i szybko odbiegło w stronę szczeliny w ścianie.Magowie nawetgo nie zauważyli. Jaki druciany kosz na kółkach?  zapytali chórem.Ridcully rozejrzał się niepewnie. Mógłbym przysiąc. zaczął.Rozległ się kolejny krzyk.Ridcully poderwał się na nogi. Za mną, chłopcy!  zawołał i utykając, bohatersko ruszył naprzód. Dlaczego zawsze wszyscy biegną w stronę mrożącego krew w żyłach krzy-ku?  mruczał pod nosem pierwszy prymus. Przecież to wbrew rozsądkowi.Przebiegli przez krużganki i wypadli na dziedziniec.Pośrodku starożytnego trawnika wyrastał ciemny, zaokrąglony pagórek.Wy-dobywały się z niego wąskie, syczące strużki pary. Co to jest?126  Chyba nie pryzma kompostu na samym środku trawnika? Modo będzie zły.Dziekan przyjrzał się uważnie. Hm.Zwłaszcza że, jak się zdaje, to jego nogi wystają spod pryzmy.Pagórek pochylił się w stronę magów.Usłyszeli ciche  glop, glop.A potem ruszył. No dobrze. Ridcully zatarł ręce. Który z was, panowie, dysponujew tej chwili jakimś zaklęciem przeciwko czemuś takiemu?Magowie zaczęli z zakłopotaniem poklepywać się po kieszeniach. W takim razie ja ściągnę uwagę tej pryzmy, a kwestor z dziekanem spróbująwyciągnąć Moda. No pięknie  westchnął cicho dziekan. Jak można ściągnąć uwagę pryzmy kompostu?  zdziwił się pierwszyprymus. Moim zdaniem ona niczego takiego nie ma.Ridcully zdjął kapelusz i ostrożnie wysunął się do przodu. Kupa śmieci!  wrzasnął.Pierwszy prymus jęknął i zasłonił oczy.Ridcully zamachał kapeluszem. Biodegradowalne odpadki! Nędzne zielone ścinki!  podpowiedział wykładowca run współczesnych. O to chodzi  pochwalił go nadrektor. Postarajcie się rozwścieczyćdrania.Tuż za nim pojawiła się w powietrzu i odfrunęła trochę inna odmiana oszalałej,owadopodobnej kreatury.Pryzma zaatakowała kapelusz. Pomyje!  oświadczył Ridcully. Bez przesady  odezwał się zaszokowany wykładowca run współcze-snych.Dziekan i kwestor podkradli się od tyłu, chwycili nogi ogrodnika i pociągnęli.Modo wysunął się z pryzmy. Przeżarła mu ubranie!  zawołał dziekan. Ale czy nic mu się nie stało? Jeszcze oddycha  poinformował kwestor. Jeśli ma szczęście, stracił zmysł węchu  dodał dziekan.Pryzma spróbowała złapać kapelusz nadrektora.Rozległo się  glop.Czubekkapelusza znikł. Zaraz! Tam było jeszcze prawie pół butelki!  wrzasnął Ridcully.Pierwszy prymus chwycił go za rękę. Chodzmy, nadrektorze!Pryzma obróciła się i zaatakowała kwestora.Magowie cofnęli się nieco.127  Nie jest chyba inteligentna, prawda?  upewnił się kwestor. Ona tylko przesuwa się powoli i wyżera, co złapie  uspokoił go dziekan. Wystarczy wsadzić jej spiczasty kapelusz, a nadawałaby się do grona pro-fesorskiego  mruknął nadrektor.Pryzma ruszyła za nimi. Nie nazwałbym tego  powoli  zauważył dziekan.Spojrzeli wyczekująco na nadrektora. Biegiem!  zdecydował Ridcully.Choć byli w większości dość korpulentni, osiągnęli na krużgankach całkiemprzyzwoitą prędkość.Przecisnęli się przez drzwi i zatrzasnęli je za sobą.Zarazpotem z drugiej strony dobiegło wilgotne, ciężkie uderzenie. Wyrwaliśmy się  odetchnął kwestor [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl