[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli nie uzyska pozwolenia na rozmowę z panem Ard Rhiosobiście tego wieczoru, to będzie musiał rozważyć przekazanie tej sprawy jednej z tych agend,a im już pan Ard Rhi nie będzie mógł tak łatwo odmówić.To podziałało.Sekretarz niechętnie go powiadomił, że będzie miał swoje spotkanie.Ale czymusi ono odbyć się tego wieczoru? Ben nalegał.Nastąpiła przerwa.Do jego uszu dotarła jakaśgorączkowa rozmowa w tle.Zgoda, ale tylko kilka minut, punktualnie o dziewiątej w GraumWythe.Połączenie zostało przerwane.Pod koniec rozmowy głos sekretarza brzmiał naprawdęgroznie.To jednak nie miało znaczenia.Jego spotkanie z Michelem Ard Rhi musiało nastąpić w nocy, bo inaczej cały plan byłby nicniewart.Miles nagle zwolnił, odrywając Bena od własnych myśli, skręcił w lewo przy parzekamiennych słupów z kulistymi lampami na górze i podążył dalej wąską, pojedynczą drogą, która ginęła pośród drzew.Zniknęły światła reflektorów innych samochodów i te pochodzącez odległych okien pojedynczych domów oraz odbicia świateł ziemi na zachmurzonym niebie.Lampy limuzyny stały się samotnymi latarniami w mroku.Była to długa, samotna droga przez noc.Zamiast lasu mijali teraz winnice, hektary małych,wykrzywionych winorośli rosnących w nie kończących się rzędach.Mijały minuty.Ben myślał o Willow ukrytej w bagażniku samochodu i owiniętej starannie kocami.%7łałował,że nie może sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku.Zgodzili się jednak, że nie będąpodejmować żadnego ryzyka.Od wyjazdu z Bothell mieli się nie zatrzymywać, aż do.Ben zmrużył oczy.Przed nimi zamigotały nagle światła.Ich blask dobiegał zza wzgórza porosłego drzewami, naktóre się wspinali.Gdy zbliżył się do nich samochód, zostały automatycznie włączone.Kiedydotarli na pagórek, przed ich oczami wyrosły masywne wieże Graum Wythe.Mimo że zamekwciąż był daleko, widzieli go dość wyraznie.Flagi i proporce powiewały dziko na nocnymwietrze, lecz umieszczone na nich insygnia skrywał mrok.Zaczęto już opuszczać most zwodzonynad fosą i podnosić kratę w bramie.Przedpiersia i kolczaste ogrodzenia przecinały otwarty terenwokół zamku, przypominając ciemne szramy.Limuzyna sunęła drogą w stronę potężnej bramyz żelaza, osadzonej w niskim, kamiennym murze, który ciągnął się kilometrami w jedną i drugąstronę.Ben wziął głęboki oddech i niespodziewanie przeszył go dreszcz.Jakże groteskowy widokprzedstawiał sobą zamek!%7łelazne skrzydła bramy uchyliły się bezszelestnie, otwierając im wejście i Miles mógł wolnowjechać do środka.Przestał rozmawiać i siedział sztywny za kierownicą.Ben mógł sobiewyobrazić, o czym myślał.Droga wiła się serpentyną w stronę zamku, jasno oświetlona i ograniczona z obu strongłębokimi rowami.Pewnie po to, aby nikt przypadkiem nie zszedł ze szlaku, pomyślał ponuroBen.Po raz pierwszy, odkąd wymyślił to przedsięwzięcie, zaczął mieć wątpliwości.GraumWythe przycupnęło w oddali jak jakaś olbrzymia bestia, zupełnie sama na opustoszałym terenieze swoimi basztami, przedpiersiami, strażnikami, reflektorami i ostrymi drutami kolczastymi.Budowla bardziej przypominała więzienie niż zamek.I oni właśnie wjeżdżali do tego więzienia,bezbronni.Nagle uderzyła go pełna świadomość tego, gdzie się znajduje, przerażająca prawdawstrząsnęła nim.Jakimże był głupcem! Myślał, że wciąż znajduje się w świecie szklanychwieżowców i pasażerskich odrzutowców.Ale Graum Wythe z pewnością nie należało do tegoświata.Było częścią innego.Było częścią życia, do którego się wkupił, nabywając prawa własności do królestwa prawiedwa lata temu.Tutaj nie było niczego z tego nowoczesnego świata.Mógł nosić garnitury, jezdzić limuzynami i wiedzieć, że miasta i autostrady znajdują się wszędzie dokoła niego, ale to niczegonie zmieniało.To był Landover! Ale nie było Paladyna, który mógłby go uratować.Nie było Questora, żebyzasięgnąć rady.Nie miał też do pomocy czarów.Jeśli coś się tu nie uda, to będzie skończony.Samochód dotarł na koniec krętej drogi i wjechał na opuszczony most zwodzony.Minęlifosę, potem kratę w bramie i wjechali na dziedziniec, gdzie kolista droga prowadziła pętlą przedgłówne wejście.Wypielęgnowane trawniki i ogrody z kwiatami nie zdołały zrównoważyć ciężarukamiennych murów i okien z żelaznymi kratami. Uroczo  wyszeptał Miles.Ben się nie odezwał.Był teraz spokojny i opanowany.Jest tak jak za dawnych czasów,powiedział do samego siebie.Tak jak kiedyś, gdy był prawnikiem.Jedzie po prostu jeszcze jedenraz do sądu na rozprawę.Miles zatrzymał limuzynę na końcu podjazdu, wysiadł, obszedł ją dokoła, aby otworzyćBenowi drzwi.Ben stanął na dziedzińcu i się rozejrzał.Mury i wieże Graum Wythe majaczyłyz wszystkich stron, rzucając swoje cienie mimo potoku światła, które zalewało cały dziedziniec.Za dużo światła, pomyślał.Wejścia i mury były patrolowane przez straże, anonimowe figuryodziane na czarno.Ich również było zbyt wielu.Ciężkie, dębowe drzwi głównego wejścia otworzyły się i stanął w nich odzwierny.Mileszamknął mocno drzwi samochodu i nachylił się. Powodzenia, doktorku  szepnął.Ben skinął głową.Potem wszedł po schodach i zniknął we wnętrzu zamku.Minuty szybko mijały.Miles czekał przez jakiś czas przy tylnych drzwiach limuzyny, potemwrócił do drzwi kierowcy, zatrzymał się i ostrożnie rozejrzał.Drzwi do zamku zamknięto,a odzwierny zniknął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl