[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piotrekwsunął przedmiot do prawej kieszeni.Chwilę po tym Mariusz przywarł do moich pleców i zaczął mi dawać jakieś dziwneznaki.Przesunąłem się nieznacznie, żeby mieć go w polu widzenia.Wymachiwał rękącoraz bardziej energicznie.Zaczynał panikować? Cóż, ja na pewno tak.Mariusz patrzył tona mnie, to na swój plecak.Trzymał go przy nodze.Był otwarty.Spojrzałem w dółi ujrzałem cały arsenał.Pałka, maczeta, nóż kuchenny i masa innego żelastwa.Wydałem niemy jęk, Mariusz uśmiechnął się pod nosem.Dobrze znałem ten rodzajuśmiechu.Oznaczał, że Mariusz jest w swoim żywiole.Super Mario  wielki powrót.Dodiaska! To były narzędzia, które organizował przed podróżą.Wolałem go w okresieuśpienia, bo ja na przykład byłem nastawiony pokojowo.Przywoływałem akurat w głowieniezwykle sensowne argumenty.Założyłem, że Piotrek się z nimi zgodzi i bez słowasprzeciwu spakuje manatki, znamy się przecież nie od dziś, a tu Mariusz prezentował broń.Zaczerpnąłem powietrza, żeby rozpocząć przemowę.Miała być lepsza niż noworoczne orędzie prezydenta.Wtedy Mariusz podsunął plecak Sylwkowi.Młody zajrzał do środka,włożył rękę, pogrzebał i wyciągnął tasak.W mordę jeża! Błyskawicznie przeniosłemwzrok na wrogów.Piotrek wyciągnął z kieszeni nóż sprężynowy, Waldek stanąłw rozkroku, czekając na rozwój wydarzeń.Nie miałem pojęcia, co czynić. Przyjaciele, nie ma się o co spierać  rzekła dobrotliwie Krystyna. Tylko mi dróbpopłoszycie.Stara dobra Krycha  pomyślałem, ale zmieniłem zdanie, bo nagle starucha chwyciłakurę, złapała ją za skrzydło, wzięła szeroki zamach i rzuciła ptakiem prosto w nas.Kurawylądowała na Sylwku i wytrąciła mu z ręki tasak. Burek!  ryknął Piotrek  Gdzie jest pies?! Darek, szukaj go!Darek rzucił się w kierunku mojego dawnego apartamentu, czyli obory, z którejdochodziło ujadanie psa.W takich sytuacjach zazwyczaj wyczekuję z ciekawością, codalej się wydarzy.Ale do tej pory podobne sytuacje oglądałem w kinie.Skucha, znalazłemsię w centrum wydarzeń i nic nie wskazywało, że doczekam happy endu.Piotrek i jegoscyzoryk zaczęli się do nas zbliżać.Odwróciłem się do mojej świty, przygotowałem kolanai zacząłem przyciszonym głosem: Panowie.nadszedł czas.wiać!  I rzuciłem się stylem antylopy w kierunkuzerwanej siatki.Dalsze wydarzenia przypominały scenę pościgu z amerykańskiej produkcjiz milionowym budżetem.Biegnę slalomem między kurami, wskakuję w kałużę i ochlapujęsobie koszulkę, wbiegam na siatkę, zaczepiam sznurówką o wystający drucik, upadam,przetaczam się, podnoszę się z błota.Nie otrzepuję rąk ani kolan, bo nie mam czasu.Zaplecami wciąż słyszę ujadanie psa i krzyki ludzi.Wpadam na osiedle, ignoruję spłoszonychprzechodniów, przeskakuję przez żywopłot, truchtam na palcach wzdłuż ściany kotłowni,wyglądam ostrożnie zza winkla i wybiegam na ulicę robiącą wrażenie pustej, jednaknieoczekiwanie muszę uskoczyć przed zielonym punto.Lecę dalej.Wbiegam na wał wokół zbiornika przeciwpożarowego, bez sensu, równie dobrzemogłem pobiec dołem.Za pózno to sobie uświadamiam, potykam się o korzeń i staczam.Korzeń upewnia mnie, że powinienem był wybrać inną drogę.Podnoszę się z ziemi jużdrugi raz w ciągu ostatnich minut.W mojej rzeczywistości czas płynie szybko jakw zderzaczu hadronów.Skręcam koło sklepu, wytrącam dzieciakowi lody.Dzieciak płacze.Obiecuję, że pózniej mu odkupię.Wbiegam na pierwsze piętro internatu, otwieram drzwi.Mam klucz, bo rano zapomniałem zostawić go w recepcji.Jak w filmie!Padam na pryczę.Nadchodzi moment, w którym mogę zapytać:  Co jest grane?.Tylkonie mam kogo.Udało mi się zgubić nie tylko pościg, ale i moich towarzyszy.Chlusnąłemsobie wodą mineralną w twarz i wyjrzałem na korytarz.Pusto.Zapukałem dla pewnościw drzwi obok, w razie gdyby chłopaki wybrali inną drogę i dotarli do internatu przedemną, ale nikt mi nie otworzył.Nacisnąłem klamkę, zamknięte.Ojejku.Ojejku? Sam siebie wyśmiałem za niewieści komentarz.Jak powinienem się terazzachować? Pod dworek nie miałem ochoty wracać.Zdecydowałem się wziąć prysznic. Natryski były wspólne na całe piętro, więc zabrałem czyste ciuchy, graty do myciai wyszedłem z pokoju cichym, starannym krokiem.Byłem skupiony, wolałem dmuchać nazimne.Gdy wróciłem, w pachnących dżinsach i koszulce, już siedzieli na mojej pryczy.Sylwekod strony okna, Mariusz obok brata. To było słabe, stary  pierwszy odezwał się Mariusz.Sylwek kopnął mnie w kostkę. Aua, kurde!  oburzyłem się, ale uznałem, że to kiepski moment na wyrównywanierachunków.Mariuszowi ciekła z nosa krew.Nagietki też mu krwawiły.Oddychał szybko i płytko.Sylwek przykrył twarz grzywką.Usiadłem obok nich i spędziliśmy tak trochę czasuw milczeniu, dopóki Mariusz nie wyrównał oddechu.Sąsiadowały ze mną jego krwawiącekwiaty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl