[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Droga, wędrówka i Cassie.Nie będzie tęsknił zastrachem przed pogonią ani długimi godzinami w siodle.Ale na pewnozatęskni za Cassie.Nie potrafił wyobrazić sobie życia bez niej.- Zaprowadz konie do stajni - poleciła.- Ja porozmawiam z mojąprzyjaciółką Marie.To kolejna wojenna wdowa.Jeśli szczęście namdopisze, wieczorem będziemy na morzu.Pogoda sprzyja.Zagryzł wargi.Reginę wyczuła jego niepokój i przytuliła się do nóg.Przynajmniej jedna istota płci żeńskiej, która świata poza nim niewidziała.Podrzucając słomę koniom, starał pogodzić się z myślą, że Cassie nanim nie zależy.Ale niezbyt mu to wychodziło.Cassie weszła do głównej izby.- Bon soir, Marie - powitała siedzącą przy ogniu kobietę.- Jak to miło,że masz chwilę spokoju. - Cassandra! Cieszę się, że cię widzę - odpowiedziała oberżystka,odkładając robótkę.- Pamiętasz mojego siostrzeńca Antoine'a? - spytała,wskazując chłopca, który czytał książkę przy stole.- Oczywiście.Nie chcę ci przeszkadzać w nauce, Antoine.Wstał,uśmiechnął się szeroko i wrócił do książek.- Jesteś tu przejazdem? - spytała Marie.- Owszem, i im krócej tu zostanę, tym lepiej.- Cassie wyciągnęła zukrytej kieszeni brzęczącą sakiewkę.- Masz szczęście.Dziś w nocy odpływa statek.To była dobra wiadomość.Powinni jak najszybciej opuścić Francję.- Znajdzie się na nim miejsce dla dwojga pasażerów? Marie skinęłagłową i Cassie wręczyła jej sakiewkę.- Opłata za rejs.- Interesy z tobą to przyjemność, Cassie.Gdzie twój towarzysz?- Zajmuje się końmi.Całkiem niezłe, nie rzucają się w oczy.Nie wiem,kiedy będę wracać, zrób z nimi, co zechcesz.Marie wyjrzała przez okno.Było pochmurno, szybko zapadał zmierzch.- Zdążycie coś zjeść, a potem ruszajcie do zatoczki.Poślę przodemAntoine'a, żeby ich uprzedził, że przyjdziecie.Gdy chłopiec zamykał książkę, na dziedzińcu zaroiło się od jezdzców.- Być może to pościg - powiedziała Cassie półgłosem.- Albo celnicy.Bez przerwy tu zaglądają - odparła Marie pochmurnie.-Antoine, biegnij do zatoczki i ostrzeż ich, że możemy mieć kłopoty.- Oui, tante - odpowiedział i wybiegł przez kuchnię na dwór.- Czas zmienić się w dwie plotkarki.Marie nalała wina do ciężkich szklanic i przesunęła jedną z nich pobarze w stronę Cassie.- Czy twój towarzysz wie, że nie powinien się pokazywać? Dobrepytanie.Grey był nieprzewidywalny. - Mam nadzieję.- Cassie wzięła szklankę i usadowiła się na stołkunaprzeciwko Marie.Drzwi otworzyły się gwałtownie i do środka weszło pięciu żandarmów.Wszyscy byli uzbrojeni i przybrali marsowe miny mężczyzn, którzyszukają kłopotów.Jako doświadczona oberżystka, Marie zorientowała się w sytuacjirównie szybko, jak Cassie.Spoglądała czujnie, ale jej głos brzmiał niemalserdecznie.- Czym mogę służyć, obywatele? Mam dobry rybny gulasz i świeżychleb w kuchni.- Bardzo dobrze.I butelkę najlepszego koniaku do tego - zażądałsierżant.- Ale przede wszystkim szukamy szpiegów.Wyciągnął z kieszeni złożoną ulotkę.- Starca, staruszki, młodego Anglika o blond włosach.Być możepodróżują w towarzystwie.Nie widziałaś kogoś takiego? Wszyscyzwiewają jak szczury do tej swojej Anglii.Marie postawiła na barze pięć szklanek.- Nie przypominam sobie nikogo takiego.Wszystkie starsze kobiety,które tu zachodzą, są miejscowe.- Schyliła się pod bar, szukając koniaku.- O angielskich szpiegach też nic nie wiem.- Za to o przemytnikach niejedno - zadrwił jeden z żandarmów.Wyjąłjej z ręki koniak i napił się z butelki.- Ile nam zapłacisz, żebyśmypojechali dalej, nie robiąc tu rewizji?- Próby przekupienia żandarmów są nielegalne, prawda? - odparłachłodno.- Nie mam czego się bać.Tu nie ma przemytników.Tylkojedzenie i picie.- I kobiety.- Wysoki, grubawy żandarm o posturze niedzwiedziawskazał paluchem na Cassie.- W ulotce napisano o starej kobiecie bezznaków szczególnych.Takiej jak ta.Popatrzył na nią zmrużonymi oczyma.Atmosfera zaczęła sięzagęszczać.- To nie było miłe, obywatelu - odparła spokojnie Cassie, upewniając się,czy w razie potrzeby szybko dosięgnie ukrytego sztyletu.Dwie kobietymiały niewielkie szanse przeciwko pięciu uzbrojonym brutalom.- Owszem, lata lecą, ale jeszcze nie jestem stara.- Powinnaś być wdzięczna, że prawdziwy mężczyzna chce cięprzelecieć - powiedział drwiąco.- Normalnie nie tknąłbym żadnej z was,ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.Kiedy podszedł bliżej, Cassie sięgnęła po sztylet, ale zanim zdążyła gowyjąć, już trzymał ją w potężnych ramionach.Jego oddech śmierdziałtanią brandy.- Puszczaj! - warknęła, szarpiąc się z całej siły, ale był od niej większy isilniejszy.Pchnął ją na podłogę i siadł na niej okrakiem.Dowódca przechylił się przez bar po Marie.Uderzyła go w twarzbutelką.Klnąc, zatoczył się do tyłu, ale trzeci żandarm obszedł bar,zaszedł swoją ofiarę od tyłu i wyciągnął na środek pomieszczenia.Jejkrzyk urwał się w połowie.W innej sytuacji Cassie mogłaby unieruchomić napastnika, ale kiedy naniej siedział, była niemal bezradna.Modliła się tylko, by Grey nieusłyszał zamieszania i nie wpadł do środka.Choć umiał walczyć,żandarmi byli uzbrojeni i zastrzeliliby go bez wahania.Mając nadzieję, że Antoine sprowadzi z zatoczki marynarzy, zatopiłazęby w uchu napastnika.Poczuła w ustach smak krwi.Ryknął zwściekłości i zamachnął się, by uderzyć ją w głowę.Odwróciła się, uchyliła przed główną siłą ciosu i udało jej się wyrwaćramię.Jeśli zdoła dosięgnąć oczu.Powietrze rozdarł mrożący krew w żyłach ryk.Grey toczył obłąkanymspojrzeniem, szarżując jak bokser.W dwóch susach znalazł się obokCassie i ściągnął z niej napastnika.Rozległ się ohydny trzask, kiedyskręcił mu kark.Jeden z żandarmów szybko załadował pistolet i wziął go na cel.- Uważaj, Grey! - krzyknęła Cassie, zrywając się z podłogi.Odwrócił sięjak fryga i rzucił na napastnika [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl