[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pół roku trzy miesiące na liczniku. Dobrze  ucieszył się Marek. To będzie pierwszy dla Wańki. Gadaj tak mamie  śmiał się Kazik. Chcesz mi powiedzieć, że Wańka spadł z nieba irobisz z nim pierwszy numer? Nie ma o czym mówić.W każdym razie Wańka nie wróci z pustymi rękoma.Odwieziego mój chłopak, jak jakiego hrabiego.Tylko postaw to pudło za Grandem, żeby chłopaki niemusieli się gimnastykować jak wykiwać parkingowego.Tam jest niestrzeżony. Przecież wiem  obruszył się Kazik. Dobra, będę jutro od pierwszej na obiedzie wGrandzie.Trochę mi go szkoda, nie lubię pociągów ani samolotów, ale trudno, czego się nierobi dla przyjaciela  roześmiał się. Dla szmalu  uzupełnił Marek. To też  zgodził się Kazik i wręczył Markowi zapasowe kluczyki. Masz, po co mają uszkodzić zamek? Okay  Marek schował kluczyki. To po sprawie.Wracamy? Ja nie.Przecież poszedłem z tą szmatą do pokoju. Jak chcesz.To graba.Czekam na sygnał i ruszam z miejsca ostro.A tu masz za tegowraka  wręczył Kazikowi paczkę dolarów.Podali sobie dłonie.Marek wysiadł pierwszy i wrócił do lokalu, gdzie jego partnerka nie-mal go nie rozpoznała, tak była już pijana.Następnego dnia do policji wpłynął meldunek od obywatela niemieckiego, że kiedy jadłobiad w Grand Hotelu ukradziono mu z nie strzeżonego parkingu niemal nowego volkswage-na golfa.Policja przyjęła meldunek i obiecała szukać wozu i sprawców, ale gość niemiecki zgóry wiedział, że takie obiecanki nie są spełniane i po dwóch dniach odjechał pociągiem, po-zostawiając policji swój adres w Monachium.8Obudziła się z głębokiego snu i w pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie jest i co się z niądzieje.Usiadła, nasłuchując w ciemności.Tym razem wyraznie usłyszała dzwonek.Pomy-ślała, że to telefon.Zaświeciła nocną lampkę i sięgnęła po słuchawkę, ale gdy dzwięk dzwon-ka rozległ się po raz kolejny, uświadomiła sobie, że to ktoś domaga się żeby go wpuścić domieszkania.Przyszło jej na myśl, że matka zapomniała kluczy i niechętnie wstawszy z posła-nia poczłapała do drzwi. To ty, mamo?  zapytała zaspanym głosem.Dzwonek zabrzmiał raz jeszcze.Długo, na-tarczywie. Co jest  pomyślała już zła  nie słyszy mnie, spiła się, czy co? i zapytała gło-śniej: To ty?Odpowiedział jej chrapliwy, męski głos: Otwieraj!Senność uleciała momentalnie.Wydało jej się, że zna ten głos, ale nie wiedziała skąd.Natychmiast powrócił tamten, wieczorny lęk, dużo silniejszy, wywołujący skurcz w gardle.Jeszcze próbowała bronić się myślą, że to ktoś obcy zabłądził, pomylił drzwi w nocy i powie-działa niepewnie: Proszę odejść, to pomyłka.26  Otwieraj!  głos był już niemal grozny. No, otwieraj!  dzwonek zabrzmiał tym razembardzo głośno i Jolce zdawało się, że musi go być słychać w całym, wielopiętrowym domu. Kto?  zapytała, jeszcze grając na zwłokę. Nie udawaj, że nie wiesz  mężczyzna mówił głośno, trochę bełkotliwie, poznała, że jestnietrzezwy. Otwieraj, bo rozwalę drzwi! To rozwal!  krzyknęła nagle zdesperowana. A ja zadzwonię po policję.Rozległ sięgłośny łomot.To przybysz walił pięścią w drzwi i nie zdejmował palca z przycisku dzwonka. Otwieraj!  krzyczał. Ale matki nie ma w domu.Nie wpuszczam obcych.Za drzwiami na chwilę zapanowałacisza.Potem przybysz powiedział nieco spokojniej: To ty Jolka? W porządku, otwórz.Nie poznajesz mnie? Wpuść. Odejdz  zażądała. Nie odejdę  upierał się. Otwieraj mówię. i znów zabębnił pięścią.Uznała, że awantura z pijanym poprzez drzwi do niczego nie doprowadzi, a może sięskończyć niemiłą interwencją sąsiadów i wzywaniem policji.Otworzyła.Kostek wszedł dośrodka, zatrzasnął za sobą drzwi i oparłszy się o nie plecami uważnie się jej przyglądał. Masz głos podobny do Zośki.Myślałem, że to ona. Mówiłam, że jej nie ma w domu.Idz stąd. A to czemu?  postąpił krok ku niej.Jolka odruchowo cofnęła się w głąb pokoju. Mamtu prawo być, byłem zameldowny, wracam do swojego domu. Lepiej odejdz  Jolka starała się przekonywać go łagodnie, wiedząc, że z pijanym niewygra złością. Jak matka przyjdzie, to cię wywali na zbity pysk. Zobaczymy, kto kogo wywali  roześmiał się i już całkiem wszedł do środka. A swojądrogą mogłabyś mnie sympatyczniej przywitać.Człowiek wraca po tylu latach a tu własnedziecko wita go jak wroga  starał się być żartobliwy, swobodny, ale widać było, że nie jestzbyt pewny siebie i nadrabia miną.Jolka przyglądała mu się z uwagą i coraz bardziej żałowała, że go wpuściła.Kostek bardzopostarzał się od czasu, kiedy go widziała po raz ostatni.Był przygnębiony, miał głębokiebruzdy na policzkach, zapadnięte oczy, a ciemny zarost nie ogolony przynajmniej od dwóchdni czynił go jeszcze bardziej zaniedbanym.Wydał jej się odrażający.Cuchnął wódką i pi-wem, ubranie miał wymięte a ręce brudne. Lepiej spieprzaj stąd!  sięgnęła do żargonu.Kostek roześmiał się bezczelnie: A jak nie, to co? Jak matka wróci, to we dwie załatwimy cię bez kłopotu.Polecisz po schodach i jeszczezłożymy meldunek, że chciałeś nas okraść. %7łartujesz, kiciu  wyciągnął rękę jakby chciał pogłaskać ją po policzku, ale odskoczyłado tyłu z obrzydzeniem. Twoja mamuśka nie jest taka zła, żeby człowieka głodnego wyrzu-cać w nocy na bruk.Zresztą mówiłem ci, że jestem tu u siebie. U siebie to jesteś w pierdlu! Dobra, dobra, przestań mała  powiedział ugodowo, jakby go zmęczyła ta kłótnia. Niewidzisz, że jestem złachany jak ostatni kundel.Daj trochę odsapnąć.Matka wróci, pogadamyi jak będzie chciała, to sobie pójdę.No, nie stój tak, jakbyś mnie chciała ugryzć.Ojciec toojciec, choćby najgorszy, nie?Mówiąc to, wszedł głębiej do mieszkania.Minął pokój, w którym spała Jolka, zajrzał dodrugiego, potem wszedł do kuchni i bez pytania rozsiadł się za stołem, opierając łokcie nablacie, a brodę na dłoniach.Dopiero teraz, w świetle silnej, kuchennej żarówki Jolka zoba-czyła jaki jest mizerny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl