[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pójdę za ciebie.Umów się z ojcem o wszystko.Dobrze,Moryc, zostanę twoją żoną.Chciał pocałować ją w rękę, ale cofnęła się łagodnie. Idz już, jestem taka niezdrowa, idz.przyjdz jutro, po południu.Nie chciała więcej mówić, a on tak był uradowany zrobieniem interesu,że nie zauważył nawet jej dziwnego zachowania się i pobiegł do papyGrunspana, aby jak najprędzej ustalić cyfrę posagową.Grunspana niebyło, bo go wezwano do kantoru.Moryc powrócił, aby prosić Meli opowiedzenie ojcu wszystkiego.Zastał ją stojącą na tym samym miejscu, gdzie pozostawił, patrzyław okno wzrokiem, który nigdzie nie patrzył i nic nie widział, była bla-da jak płótno, poruszała ustami, jakby coś mówiła z duszą własną lubze wspomnieniami. Dobrze, Moryc, powiem ojcu, będę twoją żoną,dobrze!  powtarzała monotonnie.Nie wyrwała mu ręki, gdy ją całował, nie słyszała nawet, że jużwyszedł; położyła się na otomanie, wzięła książkę do ręki i leżała bez-myślnie, zapatrzona w róże kołyszące się za oknem i w złotą szklanąkulę.błyszczącą nad klombami.Moryc był tak uradowany, że Franciszkowi, który palto podawał,dał całe dziesięć kopiejek i dorożką Pojechał do Borowieckiego fabry-ki, Powinszuj mi, żenię się z Melą Grunspan  zawołał wpadając dokantoru. I to pieniądz niezły  rzekł Karol podnosząc głowę znad papie-rów. To pieniądz gruby  poprawił Moryc.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG183 Tak, jeśli towarzystwo asekuracyjne wszystko wypłacić zechce powiedział Karol z naciskiem, bo go zirytowała ta wiadomość, że Mo-ryc za jednym zamachem zdobywał piękną pannę i duży posag, a on,on musi się wiecznie męczyć. Przyniosłem ci pieniądze. Właśnie się obliczałem, że może nie będę potrzebował brać odciebie.Znalazłem kogoś, który chce mi dać na weksel z terminem pół-rocznym i na osiem procent tylko  powiedział umyślnie, bo pieniędzynie miał, ale chciał mu zrobić przykrość. Bierz! Ja umyślnie dla ciebie pieniądze wydobyłem i zapłaciłemprocent z góry. Zatrzymaj pieniądze dni kilka, gdybym nie wziął, zwrócę ci kosz-ty. Nie lubię takich warunkowych interesów  mówił niezadowolo-ny. Więc panna Mela cię przyjęła? Dziwi mnie to trochę. Dlaczego? Cóż mi masz do zarzucenia?  pytał prędko, gniewnie. Wyglądasz na kantorowicza, ale to nie przeszkadza, tylko że. Powiedz, proszę cię. Tak się podobno kochała w Wysockim  powiedział tonem zdzi-wienia, pełnego złośliwości. To jest taka prawda, jakby kto mówił o bankructwie Szai. Dlaczegóż nie miałaby się w nim kochać? Ona piękna, on przy-stojny.Oboje mają pewne wspólne społeczne bziki, oboje namiętni,widziałem u Trawińskich, jak się zjadali oczami.Mówili tam o ichmałżeństwie. ciągnął nieubłaganie, bawiąc się cierpieniem, jakieznać było na twarzy przyjaciela. Może i tak było, nic mnie to nie obchodzi. Mnie by obchodziła przeszłość narzeczonej.Nie ożeniłbym się zkobietą ze wspomnieniami.Uśmiechnął się tak złośliwie, że Moryc zerwał się gwałtownie. Po co mi to mówisz? Nie ubliża to ani tobie, ani pannie Meli, mówię, co mi na myślprzyszło.Bardzo się cieszę nawet, że się żenisz tak świetnie.Uśmiechnął się znowu zjadliwie.Moryc trzasnął drzwiami i wybiegł wzburzony i wściekły na Karo-la.Taki był zaperzony, że zaczął krzyczeć na robotników.którzypompowali wodę z fundamentów.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG184 Ruszać się, chamy! Robicie jak z łaski, od wczoraj nic wody nieubyło. A to czego?  zapytał jeden z robotników dosyć głośno. Co ty pyskujesz, do kogo ty tak pyskujesz? Ja cię zaraz, łajdaku,wyrzucę z roboty. Wynoś się, parchu, pókiś cały, bo ci mordę przekręcę, żebyś wi-dział, gdzie uciekać  szepnął jakiś mularz przykładając mu pięść donosa.Moryc cofnął się spiesznie i podniósł taki wrzask, że Karol ukazałsię przy robotnikach i Maks wybiegł z przędzalni.Moryc wrzeszczał, żeby robotnika oddalić natychmiast, bo muubliżył. Daj pokój, Moryc, nie wtrącaj się do nie swoich rzeczy. Jak to nie do swoich rzeczy! mam takie same prawo jak i ty krzyczał. Na chwilę przypuśćmy, że takie samo prawo, ale ci to jeszcze niedaje prawa wymyślania robotnikom, wymyślania wcale niesłusznie. Co to jest: przypuśćmy! Moje dziesięć tysięcy rubli tyleż warte coi twoje. Nie krzycz tak, chcesz się przed robotnikami pochwalić, że maszdziesięć tysięcy rubli? Ty nie potrzebujesz mnie uczyć, co ja mam mówić. A ty nie potrzebujesz tego krzyczeć, mogąc po ludzku powie-dzieć. Ja to robię, co mnie się podoba. Krzyczże sobie, kiedy ci się to podoba  zawołał Karol pogardli-wie i wrócił do kantoru [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl