[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero wtedy, kiedy nabrała pewności, że jest bezpieczna, zaczęła poświęcać więcejuwagi miejscu, w którym się znalazła.Szybko odkryła w ścianach lekko fosforyzujące płytki;wystarczyło ich dotknąć, żeby włączyć oświetlenie na sporym odcinku korytarza albo wwiększej części pomieszczenia.Niektóre działały, inne nie, ale ona dotykała wszystkich, jakiezdołała znalezć.Przez pewien czas wędrowała po części mieszkalnej statku: wąskie korytarze,a przy nich nieduże pokoiki, wyposażone w łóżko, biurko, konsoletę komputerową orazekran.Większość była pusta i nienagannie uporządkowana, znalazła jednak i takie z niezasłanymi łóżkami oraz ubraniami porozrzucanymi po podłodze.Jednak nawet tam niedostrzegła ani brudu, ani kurzu.Albo załoga  Arki opuściła ją zaledwie wczoraj, albo stateksam dbał przez wieki o czystość i porządek, utrzymując w tej jego części niemal całkowitąpróżnię.Dopiero teraz, kiedy znowu zjawili się ludzie, napełnił ją powietrzem.Sąsiednia sekcja wyglądała zupełnie inaczej.W pokojach piętrzyły się stosy rupiecipokrytych grubą warstwą kurzu, w jednym zaś znalazła szkielet leżący w łóżku, które jużdawno rozpadło się ze starości.Stopniowo korytarze stawały się coraz szersze.Rica zaglądała do magazynówwypełnionych trudnym do zidentyfikowania ekwipunkiem oraz pustymi klatkami, donieskazitelnie czystych, ciągnących się bez końca laboratoriów, aż wreszcie dotarła domiejsca, w którym  jej korytarz przecinał pod kątem prostym inny, jeszcze szerszy.Przezchwilę stała, niezdecydowana, po czym wyciągnęła broń.Założę się, że tędy idzie się dosterowni albo do jakiegoś innego ważnego miejsca, pomyślała.Ostrożnie przemknęła nadrugą stronę szerokiego korytarza, po czym przywarła plecami do ściany, ponieważ niecodalej, w półmroku, dostrzegła jakieś nieruchome kształty.Przyglądała im się ze wstrzymanym oddechem, ale nie poruszyły się, więc powoli,centymetr po centymetrze, zaczęła się do nich zbliżać.Kędy znalazła się w odległości kilkumetrów, parsknęła śmiechem i schowała igłacz do kabury.Tajemnicze kształty okazały siętrójkołowymi pojazdami na wielkich baloniastych oponach, zaparkowanymi w płytkichniszach i podłączonymi przewodami do gniazdek w ścianie.Wyciągnęła jeden z nich naśrodek korytarza, wskoczyła na siodełko i pstryknęła głównym przełącznikiem.Wskaznikgotowości zapłonął zielonym światłem.Skuter był nawet wyposażony w reflektor, któregoblask wydobywał z ciemności kilkunastometrowy odcinek korytarza.Wspaniale.Uśmiechnęła się od ucha do ucha, po czym wcisnęła pedał gazu.Może niezbyt szybko, ale jednak zmierzała do celu.Jefri Lion zaprowadził ich do zbrojowni.Tam właśnie Haviland Tuf zabiłMuchomora.Lion omiatał pomieszczenie snopem światła latarki, wydając okrzyki zachwytu nawidok stojaków z laserami, bronią palną, ogłuszaczami, paralizatorami oraz skrzyń zgranatami oślepiającymi.Celise Waan narzekała głośno, że nie potrafi posługiwać się żadnąbronią, a poza tym i tak przypuszczalnie nie potrafiłaby nikogo zabić.Bądz co bądz, jestuczoną, a nie żołnierzem.Haviland Tuf trzymał oburącz Muchomora.Kiedy opuścili  Róg Obfitości , kocurpowitał go radosnym mruczeniem, szybko jednak umilkł, teraz zaś wydawał żałosne odgłosy,jakby się krztusił, usiłując jednocześnie rozpaczliwie miauczeć.Szara, gęsta sierśćwychodziła mu kłakami.W blasku latarki Liona Tuf zobaczył, że kotu coś wyrasta zpyszczka: jakby plątanina długich czarnych włosów połączonych również czarną galaretowatąsubstancją.Muchomor skarżył się coraz głośniej, bezskutecznie drapiąc pazurami skafanderTufa.Jego wielkie żółte oczy zaszły mleczną mgłą.Pozostali nie zwracali na niego uwagi.%7ładne z nich nie miało czasu ani ochotyzawracać sobie głowy kotem, który od urodzenia towarzyszył kupcowi w jego podróżach.Sprzeczali się głośno, pochłonięci snuciem planów na najbliższą i nieco dalszą przyszłość.Tuf jeszcze mocniej przycisnął kocura do piersi, pogłaskał go po raz ostatni, szepnął mu cośdo ucha, po czym zdecydowanym, błyskawicznym ruchem skręcił mu kark.- Nevis już raz próbował nas zabić - mówił Jefri Lion.- Nie obchodzą mnie twojenarzekania; musisz wziąć się w garść, i już.Chyba nie oczekujesz, że Tuf i ja będziemytwoimi ochroniarzami? - Zmarszczył brwi.- Szkoda, że prawie nic nie wiem o tym bojowymskafandrze, który zabrał nam Nevis [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl