[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dar Tariki Tariąuat oświadczyła:  Jest dla nas jasne, że przemysł rozrywkowy nie mazamiaru zrezygnować z pokazywania zła ani też odpokutować za swe bluz-nierstwa.Zatem,tak jak uprzedziliśmy, w dniu dzisiejszym, dokładnie w południe, zaczniemy detonowaćkolejne bomby.Dzisiaj wybuchnie pierwsza; następne będą eksplodowały co dwadzieściacztery godziny albo do czasu, kiedy uznamy, że przemysł rozrywkowy wreszcie dostrzegł, iżdroga, którą z taką determinacją uparcie się porusza, jest zła i prowadzi donikąd". - Słyszałaś to? - Frank zapytał Astrid.- Nie wiem, dokąd dzisiaj jedziesz.W porządku,dobrze, nie będę cię o nic pytał.Ale, jak mawiają w Posterunku przy Hill Street, uważaj tamna siebie.- Nie wybieram się do Star-TV, jeśli tym najbardziej się martwisz.Ani też do domu CharlesaLassera.- Doskonale.Odnoszę dziwne wrażenie, że Star-TV jest następnym obiektem na liścieterrorystów.Przez długi czas w milczeniu pili kawę, siedząc przy kuchennym blacie i przypatrując sięsobie.Frank bardzo był ciekaw, o czym myśli Astrid, jednak wyraz jej twarzy niczego niezdradzał.- Każdy, kto zauważy jakieś podejrzane zachowania powinien natychmiast to zgłosić - mówiłkomisarz Williams.- Prosimy także o korzystanie z numeru alarmo-231wego, jeśli zauważycie jakieś samochody zaparkowane w dziwnych bądz niewłaściwychmiejscach albo wzbudzające jakiekolwiek podejrzenia.Wszystkie telefony będąodnotowywane z najwyższą powagą, prosimy więc powstrzymać się od telefonicznychdowcipów.W ciągu najbliższych godzin życie wielu setek ludzi zależeć będzie od naszejwspólnej czujności.- Przerażające, prawda? - zapytała Astrid.- Tak.Nadal nie chcesz mi powiedzieć, dokąd dzisiaj pojedziesz?Dotknęła jego dłoni.- Nie martw się o mnie.Nic mi nie grozi.- Nikt dzisiaj nie jest bezpieczny.- Tak uważasz? Ja jestem niezniszczalna, Frank.Tak naprawdę nikt nie może mi zrobić niczłego.O dziesiątej dwadzieścia trochę znudzony Frank postanowił przejechać się do Fox.Lizzienapełniła go nowym entuzjazmem dla Zwinek, kiedy powiedziała, że Dusty i Henry to  żywi,oddychający ludzie".Napisał kilka konspektów nowych odcinków i chciał się przekonać, cosądzą o nich Mo i Lizzie.Uznał, że program powinien nabrać trochę patosu, wycisnąć ztelewidzów trochę łez.Może babcia Dusty'ego powinna dowiedzieć się od lekarzy, że cierpina zagrażającą życiu chorobę? Jeśli cokolwiek zmusi widzów do szlochu, to właśnie młodychłopiec, który stopniowo zaczyna zdawać sobie sprawę, że niezależnie od tego, jak mocnokocha swoją babcię, nie będzie ona żyła wiecznie.Spróbował otworzyć drzwi do biura, jednak zdołał je zaledwie uchylić, kiedy o cośzawadziły.- Daphne? - odezwał się, wcisnąwszy głowę do środka.Daphne klęczała na podłodze,otoczona górami papierowych teczek, skryptów z pozaginanymi rogami i fotografii.- Przepraszam, panie Bell.Nie wiedziałam, że pan przyjdzie dzisiaj do biura.- Tęskniłem za tobą, Daphne.Nie mogłem już wytrzymać ani minuty dłużej.Odsunął od drzwi stertę jakichś folderów.232- Przepraszam pana za ten bałagan.Pan Cohen powiedział, że skoro nie mam nic do roboty,mogę posprzątać podręczne archiwum.Wreszcie wcisnął się do środka.Przechodząc nad jakąś górą papierów, ujrzał wielką czarno-białą fotografię ich trojga - jego, Mo i Lizzie - zrobioną w dniu, w którym wyemitowanopierwszy odcinek Zwinek.Pochylił się i podniósł ją.W tym samym momencie z sąsiedniego pokoju wyszedł Mo.W ustach miał cygaro ipoklepywał się po kieszeniach odwiecznym odruchem człowieka, który szuka zapalniczki.- Spójrz tylko - powiedział Frank.- Trudno uwierzyć, że kiedyś byliśmy tacy młodzi.Mo popatrzył na fotografię i zmarszczył czoło. - A ja nie wierzę, że kiedykolwiek byłem taki przystojny.- Przecież to jestem ja.Ty to ten brzydki facet po prawej stronie.Mo znalazł wreszcie na biuru Daphne jakieś zapałki i zapalił cygaro.- A więc przyjechałeś taki kawał drogi do biura, żeby się ze mnie nabijać? Mogłeś oszczędzićsobie drogi i wysłać e-maila.Hej, Daphne, kto napisał Czterdzieści lat życia szambonurka?- Nie wiem, Mo.Kto to napisał?- Makał Nawardze.- Czy Lizzie jest także w biurze? - przerwał im Frank.- Jasne.Oboje jesteśmy niewolnikami naszej pracy.Gdzie indziej byś się nas spodziewał otej porze? Prawdę mówiąc, ostatnio przyniosła scenariusz ze sceną pierwszego koncertuDusty"ego i Henry'ego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl