[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem wstałem i znacząc swój szlak obłoczkami fajkowego dymu,poszedłem przed siebie.Postanowiłem spędzić resztę nocy na dworze i szukałemmiejsce, gdzie mógłbym się położyć.Naturalnie zawędrowałem w końcu ścieżką do zagajnika.Pogrzebałem trochęw ziemi i stwierdziłem, że istotnie kopano tu niedawno.Nie miałem nastroju, byprzy księżycu dokonywać ekshumacji - bez oporów uwierzyłem opowieściGanelona o tym, co tutaj znalazł.Sam właściwie nie wiem, po co tu przyszedłem.Ponure ciągoty, jak sądzę.Wolałem jednak nie kłaść się spać w pobliżu.Przeszedłem na północno - zachodni kraniec ogrodu i odszukałemniewidoczne z domu miejsce.Rósł tu wysoki żywopłot, a trawa była długa,miękka i pachnąca słodko.Rozścieliłem płaszcz i usiadłem.Wyciągnąłem stopy pomiędzy chłodne zdzbłai westchnąłem.Już niedługo, pomyślałem.Cienie, diamenty, karabiny, Amber.Byłem w drodze.Rok temu gniłem w lochu, tak często przekraczając tam i zpowrotem granicę pomiędzy rozsądkiem a szaleństwem, że prawie ją zatarłem.Teraz widziałem znowu, byłem wolny, silny i miałem plan.Byłem szukającąspełnienia grozbą, bardziej śmiertelną niż poprzednim razem.Teraz mój los niewiązał się z cudzymi zamiarami.Tylko ode mnie zależał sukces bądz porażka.To było przyjemne uczucie, równie miłe jak trawa pod stopami i alkobolprzesączający się do krwi i rozgrzewający ciało.Wyczyściłem fajkę, odłożyłem jąna bok, przeciągnąłem się, ziewnąłem i zacząłem układać do snu.Coś poruszyło się w dali.Oparłem się na łokciach i próbowałem to cośdostrzec.Nie musiałem długo czekać.Jakaś postać sunęła powoli ścieżką.Szłacicho i zatrzymywała się często.Zniknęła pod dębem, gdzie siedzieliśmy przedtemz Ganetonem, i nie pojawiła się przez dłuższą chwilę.Potem przeszła jeszcze zpięćdziesiąt kroków, stanęła i zdawało mi się, że patrzy w moją stronę.A potemruszyła prosto na mnie.Przechodziła obok kępy krzaków i wynurzyła się z cienia,gdy księżyc oświetlił nagle jej twarz.Najwymzniej wiedziała o tym, gdyżuśmiechęła się w moją stronę.Zwolniła podchodząc i zatrzymała się tuż przedemną.- Jak widzę - stwierdziła - twoja kwatera niezbyt ci odpowiada, lordzieCorwinie.- Ależ nie - zaprzeczyłem.- Lecz noc jest tak piękna, że taki włóczęga jak janie potrafi się oprzeć.- Poprzedniej nocy zapewne także nie mogłeś się oprzeć - zauważyła.- Mimodeszczu.Usiadła na płaszczu obok mnie.- Spałeś pod dachem, czy pod gołym niebem? - zapytała.- Na dworze - odparłem.- Ale nie spałem.Prawdę mówiąc nie spałem, odkądsię ostatnio widzieliśmy.83 - A gdzie byłeś?- Nad morzem.Przesypywałem piasek.- Nie brzmi to przyjemnie.- I nie było przyjemne.- Wiele myślałam, odkąd razem chodziliśmy w Cieniu.- Wyobrażam sobie.- Także nie spałam wiele.Dzięki temu słyszałam, jak wracasz, jak rozmawiaszz Ganelonem, wiedziałam, że jesteś gdzieś tutaj, kiedy on wrócił sam.- Miałaś rację.- Muszę się dostać do Amberu.Wiesz o tym.Muszę przejść Wzorzec.- Wiem.Zrobisz to.- Ale prędko, Corwinie.Prędko.- Jesteś młoda, Daro.Masz mnóstwo czasu.- Do licha! Czekałam całe życie.i nawet o tym nie wiedziałam! Czy nie masposobu, żebym mogła wyruszyć zaraz?- Nie.- Dlaczego? Mógłbyś szybko przeprowadzić mnie przez Cienie, wprowadzićdo Amberu, pozwolić przejść Wzorzec.- Gdyby nie zabili nas od razu, to przy odrobinie szczęścia moglibyśmy dostaćna pewien czas sąsiednie cele.Albo dyby.Do egzekucji.- Za co? Jesteś księciem tego miasta.Możesz robić, co chcesz.Roześmiałem się.- Jestem banitą, moja droga.Jeżeli wrócę do Amberu, to zostanę ścięty, o ilebędę miał szczęście.Jeżeli nie, to czeka mnie coś znacznie gorszego, Jednakbiorąc pod uwagę wszystko, co zdarzyło się poprzednim razem, sądzę, że zabijąmnie od razu.A ta uprzejmość z pewnością obejmie także tych, co będą mitowarzyszyć.- Oberon nie zrobiłby niczego takiego.- Zrobiłby, gdyby został dostatecznie mocno sprowokowany.Zresztą nie masię nad czym zastanawiać.Oberona już nie ma.Eryk zasiada na tronie i nazywasiebie władoą.- Kiedy to się stało?- Kilka lat temu, według rachuby czasu Amberu.- A dlaczego miałby pragnąć cię zabić?- Oczywiście dlatego, żebym ja nie mógł zabić jego.- Zrobiłbyś to?- Tak.I zrobię.Sądzę, że już niedługo.Zwróciła do mnie twarz i spojrzała mi w oczy.- Dlaczego?- %7łeby samemu zasiąść na tronie.Widzisz, prawnie należy do mnie.Eryk jestuzurpatorem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl