[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet z gorączką chodziłam na uniwersytet.Ale teraz to było co innego, terazwplątałam się w coś, co nazywa się miłością, i chciałam być młoda i zdrowa, a moje starzejącesię ciało stanęło temu na przeszkodzie.Czułam więc do niego niechęć, a nawet zaczynałam sięgo bać.Gotowa do wszelkich pertraktacji, byle tylko pozwoliło mi dotrwać do końca mojegoromansu w jakim takim zdrowiu.Znalezliśmy się z Aleksandrem w ogromnej hali, w której odbywała się kontrolapaszportów.Było pełno ludzi, głowa przy głowie, morze głów.Pomyślałam, że niewydostaniemy się stąd do wieczora, ale podróżnych przy przejściach kontrolnych ubywało taksamo szybko, jak ich przybywało z lądujących właśnie samolotów.W sali przylotowej oczekiwałna nas kuzyn Aleksandra.Niemłody już mężczyzna, równy Aleksandrowi wzrostem, aleznacznie tęższy.Olbrzymi brzuch tworzył przed nim rodzaj bufora.Koszulka nie dopinała się nanim i Dymitr Pawłowicz, jak mi się przedstawił, świecił nagością, która kończyła się dopierogdzieś w okolicach podbrzusza, gdzie krótkie spodenki ściągnięte były paskiem. No, jak tam podróż?  grzmiał starszy pan. Pokaż no swoją panią, owszem, owszem,niczego, pochwalam twój wybór, a ja się na kobietach znam.Wsiedliśmy wreszcie do samochodu, fotel kierowcy cofnięty był do końca, więc nikt za nimnie mógł już usiąść.Aleksander zaproponował, abym zajęła miejsce z przodu, ale usiadłamz tyłu.Całą drogę rozmawiali, ja się nie odzywałam.Wyglądałam przez okno.Na razie widoki mnie nie zachwyciły, jechaliśmy autostradą, po której obu stronach widoczne były jakieś kotły,wieże ze zwojami drutów.Nie było w tym nic malowniczego, dopiero kiedy zjechaliśmyz głównej drogi, krajobraz się zmienił.Pojawiły się krzewy obsypane kwiatami, kępy palmi innej nie znanej mi roślinności.Droga wiodła teraz pod górę, zobaczyłam w dole morzei rozrzucone na brzegu wśród zieleni białe wille.Wjechaliśmy do miasteczka, w którymmieszkał pan Dymitr.Aleksander powiedział mi, że starszy pan od lat spędza tu większą częśćroku, na kilka zimowych miesięcy wyjeżdża natomiast do córki do Ameryki.Uliczka, przy której stał jego dom, pięła się do góry, willa była dwupoziomowa i miała dwaosobne wejścia.Otrzymaliśmy klucz od naszej furtki, do środka weszliśmy przez tarasobrośnięty krzewami pnących róż, kwitły właśnie wydzielając silny zapach, który niestetymieszał się z wonią usytuowanego nie opodal tarasu szamba.W środku było mroczno i zalatywało stęchlizną od nie przewietrzonych materaców.Zimąpomieszczenia nie były opalane.Wynieśliśmy materace na słońce i do wieczora przykry zapachzniknął.Nasze mieszkanie składało się z dwu pokoi, łazienki i kuchni.W zawieszonych naścianie szafkach w kuchni były naczynia stołowe i talerze.Była też lodówka, zaopatrzona nanasz przyjazd.A więc mogliśmy tu samodzielnie żyć.Wieczorem zaproszeni zostaliśmy na kolację, przyszło paru dobrych znajomych panaDymitra, do którego Aleksander zwracał się: diadia.Wszyscy oni mieli domy przy tej ulicy i takjak krewny Aleksandra spędzali tu większość roku.Rozmowy przy kolacji dotyczyłyprzeszłości, czasów przed rewolucją, których oni już zresztą nie pamiętali.Ich rodzice naszczęście wyjechali w porę, ratując w ten sposób własne głowy i głowy swoich dzieci.Wspominano jakąś Annę Nikołajewnę, która w dziewięćdziesiątej piątej wiośnie zgasła w domustarców w dalekiej Filadelfii. Tak, tak, droga moja  zwrócił się do mnie pan Dymitr  wiatr historii rzucił nas w różnestrony świata jak niepotrzebne śmieci.Ale za to nasze kości nie gniją w jakimś wilczym dolealbo nieczynnym szybie. A nie chciałby pan odwiedzić teraz Rosji?  spytałam. O nie, to już nie jest moja Rosja i nigdy nią nie będzie.Moja Rosja została rozstrzelanaw domu Ipatjewa.Nie przypadkiem ten, co kazał dom w Jekatierinburgu wysadzić w powietrze,zasiada teraz na Kremlu.Ale i tak nie udało im się zatrzeć tej zbrodni, teraz Sasza napisał o niejksiążkę na zamówienie francuskiego wydawcy.Prawda zawsze wyjdzie na wierzch! A ja zawsze wiedziałem, że historia to złośliwa suka  wtrącił jeden z zaproszonych gości.Miał już dobrze w czubie, bo od początku kolacji prawie nic nie jadł, sięgał jednak często pokieliszek.Stworzyli tu sobie getto, na ulicy słyszało się tylko język rosyjski.Wuj Aleksandraprzesiadywał całymi godzinami na werandzie, co i rusz zaczepiając któregoś z przechodniów.  Zdrawstwuj, Wołodia, kak zdorowje? A jakoś, pomalutku  odpowiadał przechodzień, wolno pnąc się pod górę, a pan Dymitrwitał już kogoś innego. Co słychać, Anno Pietrowno, jak tam zakupy, udane? Drogo, Dymitrze Pawłowiczu, coraz drożej na tej piekielnej wyspie.Wszystko przez tychprzyjezdnych.Mój pobyt tutaj stworzył mi wiele nowych problemów, ten chociażby, że trzeba byłochodzić na plażę.Dla Aleksandra było to takie proste.Wkładał krótkie spodenki, koszulkę, nabrzegu rozbierając się do kąpielówek.Niemal natychmiast jego skóra nabrała oliwkowegoodcienia, co przy jasnych włosach stanowiło ciekawy kontrast.Słońce, tak okrutne dla mnie, dlaniego było łaskawe.Kiedy wchodził do wody, śledziły go wszystkie oczy, jego muskularne,piękne ciało, szerokie ramiona i wąskie biodra, długie umięśnione nogi.Dopiero tutaj jegomęska uroda zajaśniała pełnym blaskiem.Nie mogłam zrozumieć, dlaczego zwrócił na mnieuwagę, na osobę tak mało atrakcyjną fizycznie.Moja twarz była do przyjęcia w mroku paryskiejkawiarenki, ale w ostrym słońcu Majorki! Klęska.A moje ciało to była klęska nieporównaniewiększa.Sukienka w secesyjne kwiaty chroniła je przed wzrokiem innych, ale Aleksandernalegał, abym kupiła sobie kostium kąpielowy. Muszę się najpierw przyzwyczaić do słońca  mówiłam zajmując miejsce pod parasolem.A gdzieś w środku pojawiał się zwierzęcy strach.On wymagał ode mnie, abym się na oczachwszystkich obnażyła.Ale przecież nie znał mojego ciała tak dobrze, jak ja je znałam, niewiedział, jaką klęską mógł się okazać skąpy skrawek materiału. Nie powinnam się nagrzewać, przecież wiesz  broniłam się. Nie musisz leżeć plackiem na słońcu, ale wykąpać się chyba możesz? Woda jest brudna, pełno w niej paprochów.Aleksander przyjrzał mi się uważnie. O co naprawdę chodzi? O nic.najlepiej się czuję w swojej czerwonej sukience.Starałam się unikać jego wzroku. Nie chcesz się pokazać rozebrana? Przecież masz ładne ciało.Wszystko można było o mnie powiedzieć, tylko nie to.Aadne ciało miała dziewczyna, któratego ranka szła plażą.Mulatka o niezwykle pięknej twarzy, bujnych, aż granatowych włosachi figurze jak stworzonej przez Michała Anioła, gdyby zechciał rzezbić kobiety.Miała na sobietylko skąpe figi, przy każdym poruszeniu jej obnażone duże piersi kołysały się lekko, byłykształtne, o sterczących brodawkach, potem wąziutka talia i biodra o cudownym, fascynującymkształcie.Stąpała wolno na smukłych nogach.Tak, ona miała prawo odkrywać swoją nagość.Tego ranka siedząc pod parasolem przyjęłam swoistą defiladę obnażonych kobiecych ciał.Zrozumiałam dobitniej niż kiedykolwiek, czym jest starzejąca się materia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl