[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jej oczy przesunęły się napółki regałów, na książki, a potem, jakby echo jej słów spędziłotam chwilę, zanim wróciły do niej, nagle zatkała sobie dłoniąusta. Nie.To nie tak.Była dobrą kobietą.Kazała nam odma-wiać różaniec.Każdego wieczoru, zanim położyłyśmy się spać,klękałyśmy razem z nią i odmawiałyśmy różaniec: tajemniceradosne w poniedziałek, tajemnice bolesne we wtorek, tajemni-ce chwalebne w środę. Zamknęła oczy i złożyła ręce, jakbytrzymała w nich paciorki. Ofiarowanie Pana Jezusa w świąty-ni  powiedziała zupełnie innym głosem, poważnym, głębokimi pełnym szacunku. Owoc tajemnicy: Czystość.Posłuszeń-stwo. Brunetti patrzył na jej dłonie poruszające się, jakby nie-widzialne paciorki przesuwały się powoli pomiędzy jej palcami.Jej wargi poruszały się.Brunettiemu wydawało się, że powtarzaostatnie dwa słowa.Takim samym głosem, wpadając w tę samą rytmiczną kaden-cję, Griffoni powiedziała: Lepiej pomyśleć o Ukrzyżowaniu, signora.Owoc tajemnicy:Zbawienie.Przebaczenie. Włoski na szyi Brunettiego stanęłydęba, gdy pomyślał o jej imitacji głosu signoriny Elettry.Lucrezia otworzyła powoli oczy i popatrzyła na Griffoni z ła-godniejszym uśmiechem. Matka nauczyła nas posłuszeństwa. Jej uśmiech przygasł. Nauczyła go także mojego ojca.Zwróciła się do Brunettiego i powiedziała całkowicie normal-nym głosem: Wiem, że ludzie nazywali go królem miedzi.Ale to mojamatka rządziła, a nie on.Brunetti był przytłoczony lękiem, że zaraz się udusi, uwięzio-ny w świecie wypaczonej kobiecości: Griffoni sprawiała wraże-nie, jakby wzięła urlop od rozsądku i wpadła w religijny trans,podczas gdy kobieta z rodziny Lembo wezwała duchy zmarłychrodziców i obie recytowały nazwy dziesiątek różańca, którychnie słyszał od czasów dzieciństwa, gdy przebywał u dziadków i obserwował stare kobiety popadające w dewocję.Wstał, podszedł do najbliższego okna i otworzył je na oścież.Do pokoju wpadło zimne powietrze.Lucrezia nie zauważyłatego, ale Griffoni rzuciła mu ostre spojrzenie i poruszyła głowąw bok, nakazując mu zamknięcie okna.Zrobił to, ale zostałobok niego.Z tego miejsca widział je obie, więc odwrócił sięi popatrzył na północ, gdzie dostrzegł dzwonnicę Santo Stefa-no, sprawiającą wrażenie jeszcze bardziej przekrzywionej niżwidziana z ziemi. Wszystko się przechyla, ale nic nie upada powtarzali wenecjanie przez całe jego życie.Za jego plecami głosy kobiet mamrotały cicho: Brunetti niemiał pojęcia, czy odmawiały różaniec, czy też jedna z nich zwie-rzała się drugiej.Nie widział ani nie usłyszał, kiedy coś zaszłomiędzy nimi, ale wyczuł moment, gdy ich dusze zjednoczyły sięw różańcu.Wspomnienie spojrzenia Griffoni sprawiło, żewzdrygnął się na myśl o tym, jak fałszywy był ten rodzaj jedno-ści pomiędzy nimi, a jednocześnie nie mógł się doczekać, doczego może się to okazać przydatne.W czasie, jaki tutaj spędzili, niebo nad miastem pociemniało.Wieża Santo Stefano rysowała się na tle ciemności tylko dziękirozmieszczonym wokół niej światłom.Rozjaśniona i niebosięż-na, była przekrzywiona i wyglądała, jakby miała się niedługozawalić; o ilu z nas można by powiedzieć to samo?  zastana-wiał się Brunetti.Głosy kobiet dryfowały wokół niego jak dym, Brunetti nie byłw stanie odwrócić się i spojrzeć na nie, nie chciał wiedzieć,o czym mówią.Niech wymieniają się nazwami dziesiątek, po-wtarzają sobie, do jakich cnót zachęcają, ale niech mu pozwolątrzymać się z dala od tego.Choć starał się zablokować lub odfiltrować te słowa, cały czasprzepływały obok niego:  Umartwienie rozumu i serca , Zmierć szczęśliwa ,  Pragnienie nieba ,  Umartwienie zmy-słów ,  Czystość.Czy tego już nie wymieniały? Skąd się brałata obsesja seksualnej czystości?  zadawał sobie pytanie.Cóż toza wypaczony sposób patrzenia na życie.Głosy brzęczały jednostajnie.W końcu, nie mogąc tego dłużejwytrzymać, Brunetti odwrócił się i popatrzył na nie.Głowa Lu- crezii Lembo była przyciśnięta do oparcia fotela, a twarz zakry-ta dłońmi.Griffoni pochylała się do przodu i mówiła do niejgłosem tak cichym, że Brunetti nie słyszał ani słowa.Coś w nim pękło na widok tego groteskowego religijnego te-atru. Griffoni  powiedział tak głośno, że obie kobiety spojrzałyna niego zaniepokojone. Wystarczy.Nie próbowała się z nim spierać.Wstała, nachyliła się do Lu-crezii, która odsłoniła oczy i szepnęła coś do niej.Griffoni ski-nęła głową i wyciągnęła prawą rękę, by dotknąć jej ramienia.Brunetti zignorował je obie i skierował się do drzwi.Przytrzy-mał je otwarte dla Griffoni, która kilkakrotnie poklepała drugąkobietę po ręce, a potem posłusznie podeszła do niego.Wyszlirazem; w milczeniu zeszli po schodach i minęli dziedziniec.Brunetti wymacał klamkę i otworzył drzwi.Razem wyszli nawąską calle.Oparł się pokusie trzaśnięcia drzwiami i skręcił w lewo,w stronę przystanku Accademia.Usłyszał za sobą stłumionydzwięk, a gdy się odwrócił, zobaczył, że Griffoni oparła się ra-mieniem o dom po drugiej stronie calle.Ogarnął go nocnychłód, gdy Griffoni zrobiła krok w jego stronę, złapała go zarękę i oparła się o niego całym ciężarem.Bez namysłu objął jąramieniem i postarał się podtrzymać ją w pozycji stojącej, alezaczęła się osuwać obok niego, więc stanął przed nią, żeby ob-jąć ją także drugą ręką.Jej głowa uderzyła go w ramię, a jednaręka odbiła się od jego boku.Obok znajdowało się niskie zakratowane okno, więc na wpółzaniósł, a na wpół popchnął ją do niego.Opuścił ją, aż usiadłana parapecie, pochylona do przodu, z głową na wysokości brzu-cha.Przykucnął, jedną ręką przytrzymując ją opartą o kraty,a drugą sprawdzając puls, chociaż nie do końca wiedział, co ta-kiego powinien wyczuć.Jej głowa odchyliła się do tyłu i oparła o kraty.Otworzyłaoczy, a Brunetti widział jej zaskoczenie, gdy dostrzegła ścianębudynku po drugiej stronie calle.Nagle świadoma jego obec-ności, odsunęła się, wciskając się w pręty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl