[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bardzo chłodno do tego podchodzicie, poruczniku.- Bullen spojrzał na mnie z dziwnym wyrazemw oczach.- Jasne, że chłodno.- Pokazałem Bullenowi mój rewolwer.Niech mi pan pokaże tego, kto to zrobił,a potraktuję go dokładnie tak, jak on potraktował Dextera.Dokładnie tak samo, i do diabła z kapitanem Bullenem i całym prawem.Właśnie taki jestem chłodny.- Przepraszam, Johnny. Po chwili jego głos znów stwardniał: - Nikt nic nie słyszał.Jak to sięstało, że nikt nic nie słyszał?- Trzymał pistolet tuż przy Dexterze, może go nim nawet dotykał.Widać ślady spalonego prochu.To mogło trochę wytłumić huk.Poza tym wszystko wskazuje na to, że ta osoba, czy osoby,to profesjonaliści.Tacy używają pistoletów z tłumikiem.- Rozumiem.- Bullen odwrócił się do MacDonalda.- Możesz tu sprowadzić Petersa, bosmanie?Natychmiast.- Rozkaz, kapitanie.- MacDonald odwrócił się, chcąc odejść, lecz powiedziałem szybko:- Kapitanie, jedno słówko, zanim MacDonald pójdzie.- Co takiego? - Jego głos był twardy, niecierpliwy.- Zamierza pan wysłać depeszę?- Jakbyś zgadł, wysyłam depeszę.Poproszę, żeby na nasze spotkanie wypłynęło kilka szybkich łodzipatrolowych.Te z silnikami benzynowymi rozwijają taką szybkość, że będą tutaj przed północą.A jakim powiem, że w ciągu dwunastu godzin zamordowano u nas trzy osoby, to przylecą jak na skrzydłach.Mam dość bawienia się w spryciarza, Pierwszy.Ten fałszywy pogrzeb dziś rano, żeby uśpić ichpodejrzenia, żeby myśleli, że pozbyliśmy się jedynego dowodu rzeczowego przeciwko nim.Widzisz,co nam to dało? Następnego trupa.- To nie ma sensu, kapitanie.Jest już za pózno.- Co masz na myśli?- Nawet sobie nie zadał trudu, żeby założyć pokrywę, nim wyszedł.- Wskazałem wielki aparatnadawczo-odbiorczy, z krzywo założoną, nie przyśrubowaną pokrywą.- Może się śpieszył, możewiedział, że nie ma sensu jej zakładać, że i tak musimy to odkryć prędzej czy pózniej& i to raczejprędzej niż pózniej.- Podniosłem pokrywę i odstąpiłem na bok, żeby Bullen też mógł się przyjrzeć.Nie było najmniejszych wątpliwości, że nikt już tego odbiornika nie uruchomi.Pod pokrywą walałysię porwane druty, pogięty metal, zmiażdżone kondensatory i lampy.Ktoś używał młotka.Tego nietrzeba się było domyślać - młotek wciąż leżał wśród splątanych, rozbitych szczątków czegoś, co kiedyśstanowiło skomplikowane wnętrze nadajnika.Zasunąłem pokrywę.- Jest jeszcze zapasowy - rzekł Bullen ochrypłym głosem.- W szafie pod tamtym stołem.Tenz generatorem benzynowym.Nie mógł go zauważyć.Morderca go jednak zauważył, to nie był gość, który mógł coś przegapić.W każdym razie nieprzegapił okazji do użycia młotka.Nad zestawem awaryjnym pracował jeszcze bardziej starannie niżnad głównym i - na wszelki wypadek - zgruchotał też armaturę generatora benzynowego.- Nasz przyjaciel znów musiał prowadzić nasłuch na swym odbiorniku - stwierdził spokojnieMacDonald.- I przyszedł tu, chcąc zatrzymać depeszę lub zniszczyć aparat, żeby nie przychodziłowięcej depesz.Miał szczęście.Gdyby się trochę spóznił i telegrafista byłby na wachcie, a moi ludzieszorowaliby na zewnątrz pokład, nic by nie mógł zrobić.- Ja bym w żadnym wypadku nie kojarzył szczęścia z tym mordercą - rzekłem.- On jest piekielniesprawny, zbyt sprawny.Nie wydaje mi się, żeby nadeszły jakieś depesze, które go wystraszyły, ale bałsię, że mogą nadejść, On wiedział, że podczas pogrzebu zarówno Peters, jak i Jenkins będą zwolnienize służby i przypuszczalnie sprawdził, że drzwi do kabiny radiowej są zamknięte.Więc poczekał, ażteren będzie czysty, wyszedł na pokład, otworzył kabinę i wszedł do środka.A Dexter, na własnenieszczęście, zobaczył go, jak wchodził.- Klucz, poruczniku - wychrypiał Bullen.- Klucz.Jak on wszedł?- Ten facet od Marconiego w Kingston, który sprawdzał oba zestawy, kapitanie.Pamięta go pan? -Jeszcze jak pamiętał: agent firmy Marconi zadzwonił na statek pytaniem, czy chcemy skorzystać z jego usług, a Bullen uczepił się tego jak zesłanej z nieba okazji, by zamknąć kabinę radiową i nieprzyjmować więcej kłopotliwych i rozwścieczających go depesz z Londynu i Nowego Jorku.- On tuspędził ze cztery godziny.Miał dosyć czasu na wszystko.Jak to był facet od Marconiego, to ja jestemkrólowa Saba.Miał ze sobą ładną, wielką, imponującą skrzynkę z narzędziami, ale jedyne narzędzie,jakiego użył, o ile można to tak nazwać, to kawałek wosku rozgrzanego do odpowiedniej temperatury,żeby zdjąć odcisk klucza& Nawet gdyby mu się udało zwędzić klucz i zwrócić go niepostrzeżenie, to itak nie zdołałby wyciąć nowego, te specjalne yale są zbyt skomplikowane.Przypuszczam, że to byłowszystko, co on tu zrobił.Moje przypuszczenie było z gruntu fałszywe.Niestety myśl, że ten rzekomy agent Marconiego mógłw inny sposób spędzać czas w kabinie radiowej, przyszła mi o wiele, wiele pózniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl