[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tak, szubrawca, który z was wydusza pieniądze.To mi odpowiada  zgodził się lekkoHondelyk. Dlaczego się kryjesz za chustą? Po co mają wszyscy wiedzieć, kogo wystawicie przeciwko bandycie?93  Tak. Brodacz rozejrzał się po zebranych. Macie lepsze pomysły? A jeśli wezmie trzos i zwieje?  warknął któryś. Wezmę go po załatwieniu sprawy  machnął niedbale ręką Hondelyk. A jeśli jest wysłańcem. Głupiś waść!  przerwał inny.Spór nabrzmiewał jak gula po ukąszeniu żmerchy.Hondelyk sieknął zamaszyściemieczem, głownia wyśpiewała krótką, ale przejmującą piosenkę.Nastała cisza. Umówmy się, jeśli zgodzicie się na moje warunki pokażę twarz jemu  skinął głową nagrubego brodacza. Wynagrodzenie, jak powiadam, po robocie, sami ocenicie czywykonana. Aaa, to co innego. Pewnie. Juści! Tako niech. Cicho!  zagłuszył radosny gwar brodacz.Myślał chwilę. Kończymy spotkanie.Wywracajcie do domów, ja zostanę i będę rozmawiał.Pomrukując i ciekawie zerkając na zamaskowanego sprzymierzeńca brzuchacze i chudylichwiarz rozeszli się do swoich kolasek, i po chwili zostały tylko dwie  jedna przy stole ijedna nieopodal, gdzie zasiadł tyłem do nich jeden z biesiadników.Brodacz wskazał ławę iusiadł pierwszy na znak, że ufa Hondelykowi.Ten też usiadł, zsunął chustę w dół.Chwyciłw palce precel, zanurzył w chrzanie z miodem i wrzucił do ust. Chu ach! Kąsa! chuchnął.Obrzucił spojrzeniem krzaki, w których siedział Cadron,nie wywołał go. No? Co was gryzie?Mężczyzna chwilę zbierał myśli, wetchnął. My tu, jak wiecie, boście musieli tą drogą przybyć, jesteśmy skazani na jeden tylkoporządny szlak  nad rzeką, a potem przełęczą i na równinę.Dwa inne szlaki to raczejścieżki, na których nawet kozice nie biegają swobodnie.Nie liczą się jako drogi.A bezdrogi jesteśmy odcięci od wszystkiego. Chwycił kufel, ale tylko zamajtał nim i przyglądałsię jak wewnątrz omywając ścianki biega piwo. A na drodze zaś rozsiadła się banda i pobiera haracz  dokończył Hondelyk zwyważonym, by nie urazić gospodarza, uśmiechem.Grubas zerknął nań spod oka, z błyskiem dziwnego uśmiechu w spojrzeniu. %7łeby tak było!  powiedział po znaczącej pauzie.Wychylił się w kierunku rozmówcy ipowiedział bardzo wyraznie:  Ona jest w mieście i pobiera od nas haracz, za to, że niepobiera od innych.Od nas, to znaczy od gildii kupców, karczmarzy i rzemieślników. Zaraz. Zmarszczył czoło jego adwersarz.To samo zrobił Cadron w krzakach.Banda jest w mieście, łupi trzy najbogatsze gildie i nic nie możecie zrobić!? Nie banda jest w mieście  poprawił go grubas. Ona. Ona??? Wilczyca.Marcja Finnegarth.Piękna rudowłosa diablica. E e e.Nic nie rozumiem  ruda wilczyca? Piękna? No to może po kolei?  westchnął grubas. Cztery lata temu w postawionej na górzeMahny świątyni.widziałeś ją?  Hondelyk skinął głową, trudno było nie zauważyćbudowli przyczepionej do skalistego zbocza i sterczącej nad miastem iglicy. Z dachusterczy miecz Mistrza Skonu, prawda? Kiedyś ów miecz wotywny zafundowały trzynajbogatsze miejskie gildie, nasze. Dodał nie bardzo potrzebnie, na dodatek stuknął siępalcem w pierś. Tak  zgodził się Hondelyk na znak, że  jak na razie  wszystko rozumie. Miecz ów się obluzował i zaczął chwiać, trza go było umocować.Po kolei próbowałotrzech śmiałków, ale śliska kopuła i porywy wiatru zabiły wszystkich trzech i nikt więcej się94 nie zgłaszał.Wtedy przybył do miasta człowiek, który kazał nazywać się Wilk.Przybył zżoną, rudowłosą pięknością, synem i kilkoma jeszcze ludzmi, ni to przyjaciółmi, ni torodziną; nie wiadomo.Jak się dowiedział Wilk, że obiecujemy coraz wyższewynagrodzenie, zgłosił się i spróbował poprawić miecz.Zginął przy tym jego syn, ale robotęwykonali.Wilk wyglądał na szalonego człowieka, kiedy zgłosił się po nagrodępowiedzieliśmy:  Co chcesz? , a on:  Glejt  powiada  mi dajcie, żebym w każdej zwaszych karczm mógł zjeść i wypić do woli.Dali my ten glejt, choć woleliśmy jakiśuczciwy trzos, na jego własne, Wilka, nieszczęście.Pół roku szwendał się od szynku dokarczmy i z powrotem.Aż zgubił glejt.Jak wytrzezwiał to przyszedł do gildii i zażądałdrugiego, ale gildia się postawiła postawiła weto.Zaś on powlókł się do Dominiona, rzeczcałą wyłożył a Dominion, oby władał długo i szczęśliwie, kazał mu wypalić na szyi piętnoodpowiednie.Wilk wchodził do karczmy, przechylał głowę, pokazywał glejt i pił dokądmógł.Nawet znalazł naśladowców. Brodacz odchylił głowę i pstryknął się w szyję. Takzaczęli w okolicy pokazywać, że chcą okowity. Cmoknął z dezaprobatą. No, ale nie otym chciałem.Wilk się, rzecz jasna, spił.Kiedyś zasnął w rowie, pyskiem w dno zarył i sięutopił. Sapnął kilka razy. Wtedy się zaczęło z Wilczycą.Pamiętam, przyszła do mnie ibezczelnie powiada:  Nienawidzę was, wódczarzy, karczmarzy, szynkarzy.Od was się całemoje nieszczęście zaczęło, a wy ze słabości ludzkich żyjecie.Teraz ja z was będę żyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl