[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak gdyby nigdy nic? Jak gdyby odsiadywał dożywocie na Sacre-D.Z? Oto, patrzcie, żyje i czyha na najmniejszy błąd klawiszy, żeby prysnąć stąd.Przesyła wam pozdrowienia i obiecuje, że nie poniecha starań, by uwolnić was od dominacji Imperium i tak dalej, i tak dalej.Co?Zmarszczone czoło i wygięte wargi świadczyły o namyśle, trwało to długą chwilę i zakończyło się wzruszeniem ramion.- Nie wiem.Doprawdy.- Czego nie wiesz? Znasz jego życiorys? Tak, żeby nikt nie przyłapał na mistyfikacji?- Tak, to nie jest problemem.Ja myślę tylko, że to jest tak wątłą nicią szyte, że może trzasnąć.- A co ty ryzykujesz, bądźmy mężczyznami - siedzisz tu i nie wyjdziesz, to co ci opinia światowa?- Nie rozumiesz - pokręcił głową D'abantarnes.- Przypomnij sobie ile zdjęć Łasicy widziałeś? - Odczekał chwilę.- No właśnie, ani jednego, chyba że w aktach sprawy.Uświadamiasz sobie dlaczego tak było? Powiem ci, co powiedział szczery śledczy Gentisowi: nie było i nie będzie twoich zdjęć, bo młodzi mogliby zacząć nosić jego podobizny na bluzach, medalionach, czapkach, sygnetach i czym tylko się da.Wiadomo młódź jest przekorna, a ze zwykłej przekory do buntu jest bliżej niż się ogólnie sądzi.Natomiast jeśli nie ma wizerunku - nie ma symbolu.Kapujesz? Tak jest niebezpieczny ten facet! - wskazał palcem Łasicę.- Chłopie, niech do ciebie dotrze, że ten gość wyrwał na długi okres czasu cztery planety spod dominacji Imperium, a na jednej udało się utrzymać niezawisłość do dzisiaj!!! Dwadzieścia dwie ucieczki z.- Czternaście! Oficjalnie - czternaście, nieoficjalnie.- przerwał Jadraydon.- Dwadzieścia dwie! - zaperzył się Liander.- Osiem razy mieli go w swoich łapach, nie wiedząc o tym i albo uciekał na cudze konto, albo wypuszczali z przeprosinami!- Żartujesz!?- Nie, kochany, ja z Gentisa nie robię sobie żartów!- Uff.Nie-e-e.Musimy z tego wysmażyć taki tekst, że tej bandzie w pięty pójdzie! - zauważył dziwną minę Liandera, zawahał się: - Co?- No.Nie zapominaj, że za jakiś czas od Imperatora może cię dzielić tylko grubość kartki nośnika, ta kartka to może być twoja przepustka do salonów albo twój wyrok.Jadraydon Hutterecci odchylił się w fotelu, przymknął oczy i spod niemal opuszczonych powiek długo sondował twarz Liandera.W końcu wyciągnął w jego stronę szklaneczkę i gdy D'abantarnes nalewał mu powiedział wyraźnie wymawiając głoski:- Nie tak, bracie, nie tak.Ani tak się nie podpuszcza Jadraydona Hutterecciego, ani tak się mnie nie odstrasza.Liander nalał mu niemal do pełna, zamarł na chwilę, potem westchnął i pokiwał głową.- No dobra - wspaniałomyślnie nie dobijał go dziennikarz.- Zostawmy ten temat.To już przesądzone.Zrobimy tak - opowiedz mi co wiesz o Gentisie, wszystko, możesz mówić do rana czy nawet dwa dni, ile wytrzymasz.Potem ja zadam ci pytania, pewnie kupę pytań.- A potem Trefi-Onger urządzi ci łaźnię i tyle - pokazał figę - stąd wywieziesz.- Bez przesady.Mam glejt na wywóz takich dokumentów, jakie mi się zamarzą.- Glejt to glejt, a życie.- powątpiewająco bąknął Liander.- Tym się nie przejmuj - uciął dyskusję Hutterecci.Umyślnie nie dodał, że Trefi-Onger nie zobaczy niczego, bo jedyny nośnik to sam Hutterecci, a jedyna pisząca na tym nośniku głowica to jego własny klips.Najcięższy numer bym wyciął pułkownikowi, gdybym zostawił klips tutaj, pomyślał.Uświadomił sobie, że się uśmiecha.- Już ci mówiłem - ten klips zapisuje wszystko gdzieś na mnie czy we mnie, pomyślałem, że jeśli nie zabiorę go ze sobą to nikt niczego nie odczyta - wyjaśnił.- Aha.Nie jest to głupi pomysł - przyznał D'abantarnes.- A wystarczy go na całe to?.- pomachał rękami.- Zrozum - nośnik to ja - klepnął się w pierś.- Mnie miałoby zabraknąć?- No tak, dobra - tę kwestię żeśmy sobie rozstrzygnęli.To co - do roboty?Długą chwilę wpatrywał się w dziennikarza, a ten zastanawiał się nad czymś.Zerknął na zegarek.Południe minęło półtorej godziny temu.- Mam pieczeń na zimno i całe wiadro tego pseudorumu - powiedział nagle D'abantarnes.- A kawa? Mocna i aromatyczna?- Kawa - tak.Mocna - owszem.- Liander rozłożył ręce.- Za resztę nie ręczę.- Okay.Do roboty.Spróbuj po kolei - kiedy i dlaczego Gentis zaczął boksować się z Imperium.Nie kontroluj żadnych dygresji, mów co chcesz i w dowolnej kolejności, ale ogólnie - jak prosiłem: najpierw początki "kariery."***Gdy tylko otworzył oczy zrozumiał, że popełnił w ten sposób fatalny błąd - tkwiące nieruchomo dotychczas wydmy ruszyły w jego stronę.Miarowy ruch, olbrzymie przelewające się żółte cielska.Sypkie.Osiem wydm takich sobie i ta legendarna, dziewiąta, największa.Hutterecci zaczął wentylować płuca - głębokie wydechy, soczyste wdechy, raz-dwa, raz-dwa.Gdy ósma wydma spłynęła i zaczął wciągać powietrze ostatni przed zanurzeniem raz ktoś szarpnął go za ramię.Potrząsnął.- No co?! - wrzasnął i obudził się.Siedział, a właściwie półleżał w fotelu.Na wąskiej kanapce skulił się w pozycji embriona Gentis, obie dłonie ułożył pod policzkiem, posapywał miarowo.Nawet przez sen spod powiek wypływały łzy, właśnie jedna zamarła w dolince między policzkiem i skrzydełkiem nosa.Hutterecci musiał potrząsnąć głową, by odpędzić od siebie mało mu dotyhczas znane uczucie litości.Za oknami szarzało.Świt.Świt??? A może ten miejscowy zbiorowy omam?Pochylony nad interviperem Liander podawał malutką filiżankę parującego naparu, mocny aromat wypełnił nozdrza Jadraydona.- Och.- Poderwał się, zanim wziął do ręki filiżankę potrząsnął głową.- Miałem sen, który przez chwilę wyglądał jak ta wasza specjalite de la maison - halucynacja, ale to był tylko kawałek kretyńskiego snu.- Ostrożnie przejął naczynie i wyciągając wargi w ryjek siorbnął.- Dzięki wielkie! Pyszna! - Łyknął jeszcze kilka razy.- Która to? O słodka!.Piąta?- Zasnąłeś przed drugą - poinformował go D'abantarnes - ale - zgodnie z tym, co powiedziałeś - gadałem dalej.- Okay-okay.Zaraz sprawdzę na wszelki wypadek.- Chwilę delektował się kawą.Z kaczej perspektywy popatrzył na Liandera.- To, co tu usłyszałem - niesamowite.Jeśli tylko część jest prawdą.- pokręcił głową.Widząc, że D'abantarnes zaczerpuje powietrza szybko dodał: - Nie, nie wątpię, to tylko taki frazeologizm.Po prostu - zwalił się kawał solidnej dotychczas ściany.- Dopił kawę choć niemal bulgotała jeszcze w filiżance, odstawił gorące naczynie.Wstał.- Chyba nadmiar informacji zwalił mnie z nóg.Albo mózg wyłączył sobie zasilanie, żeby się nie ugotować.Poczekaj chwilę.Tuż przed przekroczeniem progu łazienki dotknął klipsa i chwilę uruchamiał poszczególne funkcje zanim odnalazł właściwą.Przepłukując usta, ściągając shavegelem zarost z policzków, brody i całej głowy, zmywając twarz słyszał w głowie opowiadający o Metsegonie głos Liandera.Co kilkanaście sekund, zgodnie z programem dokonywał się piętnastominutowy przeskok w czasie, D'abantarnes albo wyliczał punkty programu politycznego Łasicy, albo opisywał sposób ucieczki, albo szczegóły przesłuchań.Nagranie było znakomitej jakości, Hutterecci wiedział, że jakość zapisu video jest porównywalna z profi.Nic to, że kręcone jest z jednego obiektywu, za to w dwustustopniowym diapazonie, zręczny montażysta, a inni nie współpracowali z Huttereccim, wytnie i pomontuje wszystko w cuda-cudeńka-cudziska [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl