[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mam potworną ilość roboty i jestem prawie nieprzytomny.— Szkoda, bo miałam nadzieję, że się zobaczymy…— Oczywiście, że się zobaczymy.Zadzwonię, jak tylko się nieco obrobię, i jakoś się umówimy.A w ogóle co słychać?Różne rzeczy było słychać, ale nie musiałam tego zaraz ujawniać.Dzwonił w poniedziałek… Czułam, jak błogi spokój spływa na moje zmaltretowane serce.Ależ dobrze, poczekam, aż będzie miał chwilę czasu.Grunt, że jest, że dzwoni, że mogę z nim teraz rozmawiać, że już teraz będę mogła jawnie zadzwonić do niego…Po trzech kwadransach odłożyłam słuchawkę, wprawdzie nie umówiona konkretnie, ale już znów pełna nadziei i szczęścia.Szczęścia zatrutego myślą, że jak komuś bardzo na czymś zależy, to zawsze czas znajdzie, ale jednak szczęścia.Zwłaszcza w porównaniu z tym, co było…Usiadłam do pisania nieszczęsnego artykułu, którego jednak nie było mi sądzone skończyć.Zmagania z opornym ojczystym językiem znów mi przerwał dzwonek telefonu.— Dobry wieczór — powiedział piękny, miękki głos.— Dobry wieczór — odparłam, usiłując uczynić to równie pięknie, i dusza mi się sama uśmiechnęła.— No i jak samopoczucie?— Nieco lepiej.Chociaż jeszcze ciągle dalekie od ideału.Skąd pan dzwoni, z pracy?— A nie, niech pani sobie wyobrazi, wyjątkowo dzwonię z domu.Dziś wcześniej skończyłem i nawet byłem na mieście i kupiłem taką piękną narzutę na tapczan.— Jaką narzutę? Niech pan opowie.— Taką miękką, szarą, kosmatą, właściwie takie futro.Bardzo ładne.Bo wie pani, ja bardzo lubię kupować sobie coś do domu.Ja w ogóle szalenie lubię swój dom.— A jakie pan ma mieszkanie?— Wyjątkowo wygodne.Mam dwa pokoje z kuchnią i wszelkimi wygodami.— I w ile osób pan tam mieszka?— Sam mieszkam.— To pan płaci za nadmetraż?— Niech pani sobie wyobrazi, że nie płacę za nadmetraż.— Jakim sposobem? To jest spółdzielcze?— Nie, kwaterunkowe.Ale nie płacę.A razem ze mną mieszka jeszcze pies.— Ach, ma pan psa? Uwielbiam psy.Jakiego?— Czarnego nowofundlandczyka.Absolutnie rasowego z rodowodem, ze specjalnej hodowli, jedynej w Polsce.Rzeczywiście uwielbiam psy.Przez długie lata chowałam się w towarzystwie psa i teraz, zanim się zdążyłam obejrzeć, zagłębiliśmy się w dyskusję o wadach, zaletach i różnych cechach charakteru najrozmaitszych psów.Poszłam spać z kłębiącym mi się przed oczami stadem szczekających ogarów.Następnego dnia znów zadzwonił.Zaczęłam już być nastawiona na te telefony i kiedy trzeciego dnia się nie odezwał, poczułam rozczarowanie.Znów mi się zrobiło smutno i doszłam do wniosku, że jednak jestem nieszczęśliwa i zaniedbana.Książka telefoniczna otworzyła się sama na literze H.Zadzwonić? Miał dzwonić, jak będzie dysponował większą ilością czasu… Hotel Warszawa… — …Pokój trzysta trzydzieści sześć, proszę… Na dźwięk znajomego głosu zmaltretowane serce znów mi zaczęło stukać.Nie masz czasu? Do diabła z twoim czasem.Nie wierzę, to nie brak czasu, to brak zainteresowania.Ostatecznie przyjeżdżasz do Warszawy na dwa albo trzy tygodnie i co? Nie możesz znaleźć godziny na zobaczenie się ze mną? Bzdura, po prostu masz mnie w nosie, ale niech cię chociaż zobaczę…Ponieważ umówiliśmy się na niedzielę, sobota była nieważna.Sobotę przesiedziałam w domu, przejęta, zdenerwowana, nie zwracając nawet uwagi na to, że telefon milczy.Niech milczy, niech go diabli biorą, ja jestem na jutro umówiona…W niedzielę siedziałam w publicznym lokalu i patrzyłam na tę twarz, jedyną na świecie.Mój Boże, jak pięknie w opalonej twarzy wyglądają niebieskie oczy!…I co z tego, że ja też pięknie wyglądałam? Że zauważył zmianę uczesania? Co z tego, że trzymał mnie na ulicy pod rękę? To wszystko nie było TO, to była tylko urocza, miła przyjaźń… Oczywiście, że jestem sympatyczna, można się ze mną ludziom pokazać, można przebywać w moim towarzystwie bez wstrętu i co z tego? Co z tego? I wbrew logice i zdrowemu sensowi, wbrew niewątpliwej oczywistości na dnie głupiego serca ciągle tkwiła cichutka nieśmiała nadzieja.A może jednak? Może istotnie ten brak czasu?… Może jeszcze przyjdzie ta najpiękniejsza w życiu chwila, że będę się mogła znów przytulić do flanelowej koszuli i będę na pewno wiedziała, że jestem jedna, jedyna, najważniejsza na świecie…Ach, nieprawda, nieprawda! Nie przyjdzie… Wszystkie jesteśmy jednakowo głupie…Czy można pisać artykuł na poważny temat, jeśli się jest szarpanym między nadzieją i rozpaczą? Wykluczone, nie można! Znów, kiedy zadzwonił telefon, siedziałam na tapczanie w ponurym zamyśleniu, nie mającym nic wspólnego z estetyką wnętrz domów kultury.Ostry dźwięk poderwał mnie jak trąbka bojowego ogiera.Prawda, klin klinem! Precz z beznadziejną rozpaczą!— …Dobry wieczór…— No, nareszcie! — wykrzyknęłam zniecierpliwionym głosem.— Co to znaczy: „No, nareszcie”.Tak się wita starych znajomych?— No pewnie, że tak.Co pan najlepszego narobił? Nie dzwonił pan przez dwa dni i ten pan z pokoju trzysta trzydzieści sześć znów mi zaczął skakać po głowie.— Natychmiast nadrabiam niedopatrzenie.Nie mogłem dzwonić, bo wyjeżdżałem w delegację, ale już, jak pani widzi, wróciłem i właśnie dzwonię.— O, to chwała Bogu.Wie pan, tak się zastanawiałam nad tym, co pan może robić, i doszłam do wniosku, że są tylko dwie możliwości.W alei Lotników jest rzeźnia miejska i więzienie.Albo pan jest rzeźnikiem, albo naczelnikiem więzienia.Zważywszy pańskie godziny pracy, może pan być jeszcze szatniarzem w Patrii, ale toby się wtedy nie zgadzało miejsce.Chyba, że jest pan nocnym stróżem?…— Nie jestem nikim z tego, co pani wymieniła.Nocnym stróżem bardzo chciałbym być, ale nigdy mi się to nie udało, pomimo licznych starań.— Co pan robi, oprócz spełniania zajęć zawodowych?— Bardzo mało rzeczy, bo ja naprawdę mnóstwo pracuję.Czasem chodzę do kina, czasem do teatru albo na koncert, a czasem po prostu jestem w domu, odpoczywam i czytam.— A jakie jest pańskie ulubione zajęcie?— Bardzo śmieszne.Prowadzenie samochodu.— Aprobuję.Ma pan samochód?— Mam.— Jaki? Tę warszawę, którą pan tu przyjechał?— A, nie.To była warszawa kolegi.Ja mam inny wóz, którego aktualnie nie używam, bo jest w remoncie.— Co mu się stało? Wypadek?— Nie, ja nie miewam wypadków, bo ostrożnie jeżdżę.Coś mu tam nawaliło w przednim zawieszeniu i nawet mam z tym pewne kłopoty, bo to jest taki trochę nietypowy wóz i nie mogę dostać do niego części.Ale teraz niech mi pani lepiej powie co innego…Rzeczywiście, to było co innego.Zagadnienie ewentualnej zamiany kontaktów telefonicznych na osobiste na ogół nie miewa nic wspólnego z przednim zawieszeniem samochodu, obojętne, typowego czy nie.Nie dojrzałam jeszcze w pełni do tej zamiany, ale temat rozwinął się bardzo wdzięcznie.Po godzinie mój rozmówca zapowiedział niewielką przerwę, a potem następny telefon.W przerwie intensywnie myślałam, co, po podniesieniu słuchawki, objawiło się następująco:— Wie pan co — powiedziałam bardzo łagodnie — ja nie jestem partykularna i na drobiazgach mi nie zależy.Może pan sobie być hyclem albo członkiem rządu, albo kimkolwiek, to mi jest doskonale obojętne.Ale imię to jest element nierozdzielnie związany z człowiekiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl