[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cienie głazówwyglądały jak plamy atramentu rozlanego na jaśniejszym tle.Był to surowy krajobraz, lecz z tejwysokości tchnął spokojem.Jakiś szmer zwrócił uwagę Tommy’ego.Tuż obok niego stał chłopiec.Wyglądał mniej więcej na jego rówieśnika, lecz miał na sobietrzyczęściowy szary garnitur.Węszył w powietrzu niczym pies, coraz bardziej zbliżając nos doTommy’ego.Jego oczy błyszczały.- O co chodzi? - spytał Tommy, odsuwając się.Nieznajomy odpowiedział uśmiechem tak zimnym, że chłopiec poczuł dreszcz na kręgosłupie.Przestraszony zaczął raz po raz stukać w guzik alarmowy; wzywał pomocy.Przysunął się plecamido okna, jego serce biło tak szybko, że urządzenia pomiarowe zapiszczały.Chłopak mrugnął do niego.Tommy zdumiał się, widząc to dziwne zachowanie.Bo kto dzisiaj puszcza oko?Prawa ręka nieznajomego poruszyła się tak szybko, że Tommy zobaczył tylko rozmytą plamę tużprzy swojej szczęce.Jego szyję przeszył ostry ból.Dotknął twarzy rękami i ujrzał krew.Płynęła z jego gardła, przesiąkała przez szpitalną piżamę ikapała na podłogę.Nieznajomy chłopak opuścił dłoń i lekko przechylił głowę.Tommy przycisnął rękę do gardła, starając się zatamować upływ krwi.Dusił się, lecz mimo tokrew ciekła przez palce.Krzyknął, ale z jego ust wydobyło się tylko charczenie.Gardło ścisnął parzący ból.Wiedząc, że potrzebuje natychmiastowej pomocy, wyrwał przewody EKG.Na monitorze ukazałasię prosta linia, zawył alarm.Do sali wpadli dwaj żołnierze z pistoletami maszynowymi gotowymi do strzału.Zobaczył zaskoczenie na ich twarzach, lecz chłopak znów mrugnął okiem.Tommy wiedział, że jest źle.Nieznajomy szybkim jak błyskawica ruchem chwycił krzesełko i roztrzaskał nim grubą szybę.Wtej samej chwili wypchnął Tommy’ego w ciemną noc.Nareszcie wolny.Spadając, czuł zimne powietrze owiewające ciało.Z szyi płynęła ciepła krew.Zamknął oczy, aby przygotować się na spotkanie z mamą i tatą.Ledwo zdążył ich sobie wyobrazić, gdy runął na ziemię.Nigdy nie doznał podobnego bólu.Byłpewny, że za chwilę nastąpi koniec.To było nieuchronne.Ale tak się nie stało.Kule krzesały iskry na asfalcie.Żołnierze strzelali przez wybite okno.Wbiły się w klatkępiersiową Tommy’ego, udo i rękę.Każdemu trafieniu towarzyszyło szarpnięcie bólu.Zawyły syreny, reflektory przeszyły mrok.Chłopak wylądował lekko obok Tommy’ego, jego szare zamszowe buty ledwo zachrzęściły naziemi.Czyżby wyskoczył z tej wysokości?Chwycił Tommy’ego za rękę.Jego kości boleśnie ocierały się o siebie, kiedy nieznajomywywlókł go poza plamy światła reflektorów i na pustynię.Poruszał się szybko jak gazela.Najwyraźniej nie przejmował się, że ostre kamienie ranią porwanego w plecy i że ten ma połamanekości.Przez cały czas z góry świeciły na nich obu obojętne gwiazdy.Ich migotliwe spojrzenia były tak zimne, jak spojrzenie nieznajomego, gdy mrugał.Tommy pragnął, żeby to się już skończyło.Chciał zasnąć.Umrzeć.Rozpoczął odliczanie do śmierci.Raz, dwa, trzy, cztery…W jego umyśle zamglonym bólem pojawiła się najgorsza myśl ze wszystkich.A jeśli ja w ogóle nie mogę umrzeć?2726 października, 23.44 Jerozolima, IzraelErin podążała kilka kroków za Rhunem, który wyszedł z kaplicy, wspiął się po schodach i ruszyłprzez labirynt tuneli.Sunął szybko, lecz wiedziała, że i tak spowalnia krok, aby mogła za nimnadążyć.Bała się jednak bardziej do niego zbliżyć.W kaplicy w blasku gromnicy wyraźnie widziałajego gniew.Z trudem się powstrzymał, żeby się na nią nie rzucić.Gdyby nie lęk przed plątaniną krętych korytarzy, wzięłaby nogi za pas.Jednak zgubiła swojąświecę, sangwinista zaś dzierżył w dłoni gromnicę.Bez oświetlenia Erin nie miała szans wrócić wbezpieczne miejsce.Wreszcie z góry dobiegły głosy spierających się mężczyzn.Drzwi były otwarte i padało z nichświatło.Rozpoznała wszystkie: gniewny głos Jordana, oficjalny, denerwujący ton Ambrose’a orazwestchnienia zrezygnowanego kardynała Bernarda.- Gdzie ona jest?! - zagrzmiał Jordan, który najwyraźniej nie wiedział, co Ambrose zrobił z Erin.Ciemna postać Rhuna zniknęła za drzwiami.Erin pospieszyła za nim i znalazła się w nowoczesnym pokoju z bielonymi ścianami, posadzką zwypolerowanych kamieni i długim stołem, na którym leżały broń i amunicja.Oczy wszystkich zwróciły się na nią.Twarz sierżanta się rozluźniła.- Bogu dzięki - powiedział.- Mówię tak, chociaż Bóg nie miał z tym nic wspólnego.Pozostali, z wyjątkiem Rhuna, mieli nieprzeniknione miny.On zaś skoczył do Ambrose’a, chwycił go za kark i przyparł do ściany.Krótkie nogi mnichazadyndały w powietrzu.- Kardynale! - jęknął, dusząc się.Rhun zacisnął mu dłoń na gardle.- Przyjdzie czas na porachunki między nami, Ambrose.Zakarbuj to sobie.Jordan zrobił krok w ich stronę, unosząc ręce.Twarz kardynała nie zdradzała emocji.- Puść go, Rhunie.Dopilnuję, żeby dostał naganę.Sangwinista zbliżył twarz do twarzy Ambrose’a.Tylko Erin, stojąc z boku, mogła widzieć ostre końcówki zębów Rhuna, gdy ten mówił:- Precz z moich oczu! Bo inaczej porachunki zaczną się niezwłocznie!Rhun puścił księdza, któremu pobielała twarz.A więc i on zauważył ostre zęby.Ambrose stanąłna ziemi, odszedł kilka kroków, a potem umknął biegiem.Jordan podszedł do Erin.- Wszystko w porządku? Gdzie byłaś?- Nic mi nie jest.Nie chciała rozmawiać o tym, co ją spotkało, zwłaszcza teraz, gdy jeszcze nie oswoiła się zprawdziwym stanem cywilnym nowego kolegi z zespołu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl