[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cios, wymierzony w gardło, trafił Henry'ego w ramię.Wampir upadł na ziemię, złapał demona tużpowyżej zniekształconej stopy i pociągnął ze wszystkich sił.Tył głowy istoty okazał się bardziejwytrzymały od telewizora, ale tylko odrobinę.- Spokój, Owen! Cicho! - pani Hughes zaparła się nogami i ledwo udało jej się zamknąć drzwi, nimOwen, szczekając histerycznie, rzucił się naprzód i pociągnął ją w głąb holu.- Owen, zamknij się! -Pies tak hałasował, że ledwie słyszała własne myśli.Szczekanie odbijało się echem większym niż wapartamencie i nieważne, jak dzwiękoszczelne były ścia-ny, do wnętrz docierały wszystkie dzwięki z korytarza.Musiała wyciągnąć Owena z budynku, zanimkomitet mieszkańców ich przez niego wyrzuci.Na końcu korytarza otworzyły się drzwi i stanął w nich sąsiad, którego trochę znała.Był emeryto-wanym wojskowym i sam miał dwa małe psy.Ich szczekanie dobiegało z głębi mieszkania.Niewątpli-wie reagowały na szał Owena.- Co mu się stało? - krzyknął, kiedy był już na tyle blisko, że mogła go usłyszeć.- Nie wiem.- Ledwo udało jej się ustać na nogach, kiedy Owen rzucił się całym ciężarem swojegoogromnego cielska na drzwi apartamentu Henry'ego Fitzroya, drapiąc framugę, a kiedy to nie pomo-gło, próbując pazurami podkopać się od dołu.Pani Hughes usiłowała go odciągnąć, ale z marnymskut-kiem.%7łałowała, że nie wie, co Owen ma przeciw panu Fitzroyowi, chociaż w tej chwili wystarczyłabypewność, że nie grozi jej eksmisja za zakłócanie spokoju.- Owen! Siad! - Pies ją zignorował.- Nigdywcześniej się tak nie zachowywał - tłumaczyła.- Nagle zaczął szczekać jak opętany.Myślałam, żejeśli go wyprowadzę.- Będzie ciszej - zgodził się sąsiad.- Pomóc?- Bardzo proszę - w jej głosie zabrzmiała nutka desperacji.Wspólnie zdołali zaciągnąć wciąż szczekającego mastiffa do windy.- Nie rozumiem tego - westchnęła.- Zwykle nie skrzywdziłby muchy.- Cóż, nie skrzywdził nikogo poza kilkoma bębenkami w uszach - zapewnił ją sąsiad, odsuwa-jąckolano, którym blokował drzwi przed zamknięciem.- Powodzenia.Słyszał, jak głębokie, gardłowe szczekanie Owena wciąż odbija się echem w szybie windy, słyszałoszalały jazgot swojej dwójki.Nagle wszystko ucichło, niemal tak gwałtownie, jak się zaczęło.Męż-czyzna zatrzymał się, marszcząc brwi, usłyszał jeszcze skomlenie, a potem już nic.Pokręcił głową iwrócił do siebie.Z żółtą, lepką substancja wypływającą z ran, demon chwycił grimuar i pokuśtykał na balkon.Imiona iin-kantajce sprawiały, że księga była niewygodnie ciężka, cięższa niż cokolwiek, co zdarzyło mu sięnosić.Poza tym czuł ból.Ten nieśmiertelny, z którym walczył, zranił go.Większość jego ciała przemieniała się powoli z szarości upstrzonej czernią w czerń upstrzoną sza-rością i z powrotem.Miał też rozdartą błonę prawego skrzydła.Musiał się pożywić, zanim zaniesie grimuar  panu".Zranione skrzydło zdołało go unieść, gdy opadałz wysokości na ziemię, ale potrzebował życia, żeby mieć z czego się zregenerować.W pobliżu było ichwiele.Nie spodziewał się, by zabranie jednego sprawiło mu trudność. Zeskoczył w mrok nocy, a żółta substancja lśniła miejscu, gdzie przed chwilą stał.Pani Hughes uśmiechnęła się, słuchając, jak Owen buszuje w krzakach.Ku jej ogromnej uldze w win-dzie się uspokoił i od wyjścia z niej był cichy niczym trusia.Jakby wyczuwając, że o nim myśli, pieswyszedł na otwartą przestrzeń, sprawdził, gdzie jest jego właścicielka i z radosnym szczeknięciemzanurzył się z powrotem w gęstwinę.Wiedziała, że powinna trzymać go na smyczy, nawet w dolince, ale kiedy przychodzili tu póznymwieczorem i w pobliżu nikogo nie było, pozwalała mu biegać luzem, ku obopólnej radości.%7ładne znich nie lubiło dostosowywać się do tempa kroku drugiego.Wsunęła ręce do kieszeni i skuliła ramiona przed nagłym powiewem zimnego wiatru.Wiosna.Kiedypani Hughes była małą dziewczynką, wiosna zawsze przybywała przed Wielkanocą i nigdy nienoszono rękawiczek jeszcze w połowie kwietnia.Przy kolejnym powiewie pani Hughes zmarszczyła zobrzydzeniem nos.Zmierdziało, jakby coś rozmiarów co najmniej szopa zdechło na zachód stąd iosiągnęło już zaawansowany stan rozkładu.A co gorsza, sądząc po tym, jak trzęsły się zarośla, Owen już to znalazł i na pewno miał zamiar się wtym wytarzać.- Owen! - Podeszła kilka kroków bliżej, szykując smycz.- Owen! - Okropny smród gnijącego mięsastał się silniejszy.Westchnęła.Najpierw histeria, teraz to.Resztę nocy będzie musiała spędzić nakąpaniu psa.- Ow.Demon wyrwał jej drugą sylabę słowa wraz z gardłem, drugą ręką chwycił upadające ciało i przysuną!ranę do otwartych ust.Ssąc głośno, zaczął wchłaniać krew, której potrzebował, by ozdrowieć.Potknąłsię i niemal upuścił posiłek, kiedy coś ciężkiego uderzyło go od tyłu, a pazury wyryły linie bólu odramion do bioder.Warcząc, odwrócił się.Z ust kapała mu czerwień.Owen szczerzył zęby, uszy płasko położył po sobie, a gdy znowu rzucił się naprzód, jego warkotprzeszedł w wycie.Okręcił się w powietrzu pod wpływem błyskawicznego uderzenia i opadł Ot trzynogi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl