[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamiast odpowiedzieć uśmiechem, zerknęła namężczyznę, który gniewnie i podejrzliwie spojrzał na doktora.On też miał jasne włosy -Svenson zaczął się zastanawiać, czy tych dwoje to rodzeństwo - oraz żylasty wyglądniedożywionego konia, a także długie ręce i szerokie dłonie, którymi ściskał kolana.Nosiłbrązowy garnitur w prążki i kremowy krawat.Na siedzeniu obok siebie położył wysokibrązowy cylinder.Svenson nie mógł nie zauważyć, że przyglądający mu się otwarciemężczyzna ma niezdrową cerę i kręgi po oczami - niemal na pewno z niewyspania.Jako człowiek z zasady tolerancyjny i co najmniej uprzejmy, doktor Svenson dopieropo chwili zdał sobie sprawę z tego, że ta para spogląda na niego z nieskrywaną nienawiścią.Ponownie zerknął na ich twarze i upewnił się, że nigdy przedtem ich nie spotkał.Czyżbywchodząc tu, naruszył ich prywatność? Może on chciał się jej oświadczyć? A może jegointencje były mniej przyzwoite? Kiedyś w Wenecji Svenson kupił podniszczony zbióropowiadań o przyjemnościach zażywanych w różnych środkach transportu - pociągu, statku,powozie, podróży konno czy sterowcem - i pomimo zmęczenia właśnie przypominał sobieszczegółowy opis rozkosznych doznań podczas jazdy na wielbłądzie (ze względu na unikalnyrytm, w jakim porusza się to zwierzę), gdy siedząca naprzeciw kobieta z rozmachemotworzyła książkę i zaczęła głośno czytać.- Zaś w godzinie zbawienia prawi będą niczym latarnie w mrokach nocy, gdyż to ichblask pozwoli odróżnić niewiernych od prawych.Spójrzcie głęboko w serca tych wokół was izadawajcie się jeno ze świętymi, albowiem miasta tego świata są siedliskiem grzechu i wgodzinie sądu spadnie na nie gniew Boży.Zepsute naczynia zostaną rozbite.Nieczystedomostwo spalone.Skażona trzoda wydana na rzez.Przetrwają tylko błogosławieni, którzyjuż otwarli się na oczyszczający płomień.To oni ponownie zaznają raju.Zamknęła księgę i ponownie zacisnąwszy na niej obie dłonie, z dezaprobatą spojrzałana doktora zmrużonymi oczami.Jej głos, mający tyle powabu co chrzęst potłuczonegofajansu, pozwolił mu łatwiej dostrzec teraz w rysach jej twarzy oznaki głupoty, które dotychczas był gotów przypisać zwyczajnej tępocie.Jej towarzysz jeszcze mocniej ścisnąłswoje kolana, jakby miał być potępiony, gdyby je puścił.Svenson westchnął - naprawdę niemógł się powstrzymać - lecz w tym nastroju trudno go za to winić.- Cóż za wspaniała homilia - zaczął.- Jednak mówiąc o raju.- Kobieta wydęła usta,zaskoczona tym, że śmiał coś powiedzieć.- Czy ma pani na myśli warunki życia przedupadkiem, gdy wstyd był czymś nieznanym, a pożądanie niesplamione grzechem? Byłoby toniezwykłe.Zawsze zadziwia mnie mądrość Boga, który oferuje zbawionym niewinność iradość zwierząt spółkujących na drodze - lub kto wie, w przedziale kolejowym.Oczywiście,chodzi o czystość doznań.Dziękuję za to Panu w każdej minucie mego życia.W pełni się zpanią zgadzam.Sięgnął do kieszeni po papierosa.Nie odpowiedzieli, chociaż z przyjemnościązauważył, że zrobili wielkie oczy.Umieścił monokl w oku i skłonił się.- Najmocniej przepraszam.Wyszedł na korytarz.*Opuściwszy przedział, Svenson znalazł zapałki i zapalił papierosa.Głęboko sięzaciągając, próbował pozbierać myśli rozproszone po tej idiotycznej wymianie zdań.Pociągpędził na północ, mijając nędzne chaty, sterty gruzu i mizerne karłowate drzewa.Widziałpostacie siedzące przy ogniskach i biegające obdarte dzieciaki, obszczekiwane przezpodniecone psy.Po chwili wszystko zniknęło i pociąg przejechał przez wspaniały królewskipark, a potem obok placyku z kamiennymi posągami przypominającymi mu Francję.Wypuścił powietrze, wydmuchując dym na szybę i odnotowując różnice międzypodróżowaniem drogą lądową i morską - względną obfitość i różnorodność obrazówdostrzeganych na lądzie w porównaniu z ubóstwem wrażeń dostarczanych przez nawetnajbogatszy morski krajobraz.Zauważył jednak, że bogactwo lądu zdaje się wyjaławiaćumysł, gdyż zadowalał się samym oglądaniem umykających w dal widoków, podczas gdymorze skłaniało go do rozmyślań.%7łycie na lądzie - chociaż chętnie je pędził, cosamokrytycznie przyznawał - wydawało mu się dziwnie leniwe i niepozwalające na głębsząanalizę moralną, na filozoficzne rozważania, do jakich zmusza człowieka morze.Ta para wprzedziale - w istocie na poziomie małp - była doskonałym przykładem samozadowolenia.Zbólem pomyślał o Ko-rynnie i jej życiu na wsi - chociaż pochłaniała tyle książek, żewydawała się nosić w głowie ocean słów - ponieważ rozmawiali kiedyś o tym.a ona zawszeobiecywała, że przyjedzie do niego i popłyną razem.Doktor Svenson odepchnął od siebie temyśli i skupił je na pannie Temple.Pomyślał, że jej przeżycia na morzu, podczas pobytu na wyspie i podróży, musiały wywrzeć wpływ na te cechy jej charakteru, które uważał za godnepodziwu.Zebrał siły i przeszedł korytarzem, znów zaglądając do przedziałów - - może znajdziebardziej gościnnych pasażerów.Ci niewątpliwie stanowili różnorodną zbieraninę - kupcy zżonami, grupka studentów, robotnicy oraz paru lepiej ubranych mężczyzn i kobiet, którychSvenson nie znał, lecz mimowolnie (gdyż taki był świat Lacquer-Sforzy, Xoncka id Orkancza) przyglądał im się bardzo podejrzliwie.Co więcej, wyglądało na to, żepasażerowie siedzą w przedziałach parami - czasem po kilka par - ale nigdy pojedynczo.Tylko w jednym przedziale zauważył mężczyznę i kobietę siedzących naprzeciwko siebie wmilczeniu.Svenson zgasił papierosa na podłodze wagonu i wszedł do ich przedziału,kłaniając im się, gdy podnieśli głowy na dzwięk otwieranych drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl