[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zajrzałapod stół, spod którego Basieńka uśmiechnęła się do niejszczerbato i mrugnęła jakby porozumiewawczo.Człowiek ze stanowiskiem i pozycją wuja! westchnę-ła znacząco Jadzia i słowem trafiła wuja w serce.Po na-myśle Kazimierz Maślak powierzył Jadzi opiekę nad za-niedbanym królestwem swej kuchni, w której żona Barba-ra nie potrafiła już się rządzić, nie mówiąc o upieczeniuciasta czy ubiciu bitek.A on miał teraz ważne sprawy nagłowie, przed nim się otwierały perspektywy i Jadzia spa-dła mu jak z nieba.Przynajmniej nikt obcy nie będzie musię po domu plątał i pieniądze też zostaną w rodzinie.Kierowany wciąż nieomylnym węchem KazimierzMaślak poczuł, że jego ukochany zapach pieniądza kiełku-je na nowym polu, gdzie pierwsi już dzielili i przybijalitak, że gdy wieczorem przechodziło się koło wałbrzyskichknajp, słychać było plaskanie spoconych dłoni.Aby w towejść, wuj Kazimierz potrzebował trochę pokombinować,bo nie miał wykształcenia i niekiedy, choć rzadko, odczu-wał jego brak.Pomyślunek i nos okazywały się jednak conajmniej równie skuteczne; tego się człowiek nie nauczy,to się ma od urodzenia.Czyż to nie on, Kazimierz Maślak,jako jedyny w Wałbrzychu i okolicach, wpadł na pomysł,że po denominacji potrzebne będą portmonetki na bilon?Kto, jak nie on, zbił na skajowych portmonetkach fortun-kę, podczas gdy inni pluli sobie w brodę, że studia mieli,dyplomy srakie-takie, a na ten prosty pomysł nie wpadli?295Ha! Chodził więc Kazimierz Maślak od jednej wałbrzy-skiej knajpy do drugiej i słuchał plaskania, węszył.A tamdziało się.Dawni baronowie węglowi, czerwoni dyrekto-rzy i sekretarze kalkulowali, podliczali, czy kolor jużzmieniać, czy przeczekać.Brać dupę w troki, łeb schylićczy, dawaj, skakać na głęboką wodę.Kazimierz Maślakzapamiętywał słowa, które powtarzał najgłośniej byłydyrektor Mizera czy były wice Mrugała.Takich, jak de-mokracja, lustracja, dekomunizacja, nie znał.Takie, jakzysk, kombinacja, żłób, pieniądze i kalkulacja, znał do-brze, i to na pamięć, jak ojczenasz.Domyślił się, że chodzi o to, by nowe i stare jakoś po-łączyć ze sobą i wyciągnąć zysk z demokracji przy pomo-cy odpowiedniej kombinacji i kalkulacji.To prowadziłowprost do pieniędzy i żłobu.Wiele Kazimierz Maślak niemówił, a jak już powiedział, to wszystkim się wydawało,że na to właśnie czekali.Miał umiejętność takiego dobie-rania słów, z których części nie rozumiał, że obie skłóconestrony myślały, że to dla nich wyraża poparcie w zdaniachpięknych i prostych, które sami mieli już na końcu języka.Ale nie tylko słowa.Kazimierz zauważył, że ręce same musię do słów układają jak księdzu w kościele albo komuś ztelewizji.Palce zawsze trzymał razem, jak płetwy, a ludzieśledzili ich ruchy, jakby był milicjantem stojącym naskrzyżowaniu; słuchali go jak jakiego Kaszpirowskiego.Najgorsze jednak, że pić przy tym musiał, a zdrowie jużnie to i nie dość, że trzustka mu szwankowała i pęcherz, tojeszcze bywało, że nagle zapominał, do czego służy wide-lec czy but, nie mówiąc już o żonie Basieńce, której zasto-sowanie dawno wypadło mu z głowy.Któregoś razu2%Kazimierz Maślak tak zapił na Piaskowej Górze w restau-racji Stylowa, że zgubił drogę do domu i gdy parcie napęcherz stało się nie do zniesienia, pomylił cmentarz zparkiem, a potem krążył wśród grobów, szukając wyjścia,aż trafił przed kapliczkę Matki Boskiej, gdzie znużonypadł krzyżem na pysk.Gdy rankiem obudził go chłód izdrętwiałe ciało, zdołał podnieść się na kolana, po czymzamarł, bo ból w krzyżu unieruchomił go w pozycji modli-tewnej, i tak zobaczył go proboszcz Postronek.Wzruszonysiłą wiary Kazimierza Maślaka, pomyślał, że ten parafia-nin może być dobrym nabytkiem dla nowej przykościelnejinicjatywy, którą porodziła magister Helena Demon, nowadyrektorka szkoły podstawowej.Proboszcz Postronek doinicjatywy nie miał wiele zapału, a jeszcze mniej zaintere-sowania.Starał się wywinąć, ale grupa kobiet umiała gozwietrzyć z wiatrem czy pod wiatr i raz-dwa były przytylnych drzwiach.Napierały tak, taki gorąc od nich biłwilgotny, że proboszcz Postronek bał się wręcz o swojezdrowie.Kazimierza Maślaka najpierw zdziwił uśmiech natwarzy zbliżającego się księdza, ale szybko zrozumiał, żepowód jego obecności pod kościołem, i to na długo przedporannym nabożeństwem, został opacznie zrozumiany.Jażem do Panienki Przenajświętszej, powiedział, co mogłoświadczyć o stanie jego zdenerwowania, bo na ogół starałsię nie mówić z wiejska, chyba że interes z jakimś wiej-skim kontrahentem tego wymagał.Cóż za dobry, prostyczłowiek, ucieszył się proboszcz Postronek.Tacy prościludzie to sól tej ziemi czarnej, to fundament Kościoła,opokaż to prawdziwa.Ktoś, kto już o szóstej rano modlisię tak żarliwie, na pewno zrozumie wagę sprawy, z jaką297przyszły do niego Helena Demon i inne.I tak KazimierzMaślak trafił na spotkanie obrońców życia poczętego.Rączki ucałował, zjadł kawałek domowego sernika,który jedna z kobiet przyniosła, i kawałek Izaury od dru-giej, mlasnął, pochwalił, bo Izaurę lubił szczególnie.Hele-na Demon rozdała wszystkim piękny długi wiersz odbityna powielaczu, który można było też śpiewać, i co zaszkoda, że nie było księdza Adasia z gitarą, raz-dwa bymelodię jakąś ułożył.Helena Demon zaoferowała się jed-nak, że przeczyta, a właściwie to może nawet z pamięci.Przytuliła do piersi ratlerka, nabrała powietrza:Mamusiu!To ja, duszyczka mała.Dzięki ci też, tatusiu!Już się na świat dostałam,Pod mamy serduszko szybko wpłynęłam,Jak deszczyk z nieba się wzięłam.Kazimierz Maślak sięgnął po drugi kawałek Izaury ipomyślał, że skoro wyjść się nie da, to zje sobie chociażciasta za darmo.Malutka jestem jak okruszek,A moim domkiem mamy brzuszek.Jeszcze nie wiem, czym chłopiec, czy dziewczynka.Mamusiu!To ja, twoja ociupinka!Aaaa!!!298Matko Boska, przestraszył się Kazimierz Maślak i ażzakrztusił Izaurą.Ma baba głos, pomyślał.Taką w domumieć, to na głowę ci wejdzie, jak jej codziennie dobrze nieprzylejesz.Co tu, mamusiu, się dzieje?!Coś się strasznego stało!Do środka tu światło wleciało!Za nóżkę coś mnie złapało!Aaaa!!!Kazimierz Maślak zlizywał z wąsów okruchy, słuchałi kiwał głową, chociaż przez całe swoje życie nie myślał opłodach, nawet wtedy gdy blizniaczki z Brzeziny nacią-gnęły go na podwójną skrobankę.No to się wpieprzyłem,pomyślał, ale wyjść nie wypadało.W końcu to kościół.Mamusiu!Pan doktor nóżkę mi urywa.Dzwięk jakiś straszny się odzywa,Coś szczęka i drugą nóżkę mi odcina,Mamusiu!!!Już na pół przecięta twa dziecina.Teraz mi brzuszek metal rozdziera,Już się za moje serduszko zabiera,W szczypce zimne zaraz je chwyci.Już cię, mamusiu, dziecina nie zachwyci.Pan doktor na śmieci rzuca moje płucka i wątróbkę,Twoja dziecina już jest krwawym trupkiem.Mamusiu!!!299Moja krewka się leje jak rzekaI już nic mnie dobrego nie czeka.Aaaa!!!Nauczycielski głos Heleny Demon wzmocniony nie-dawnym awansem na dyr.dudnił i drżał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Dahlquist Gordon Szklane księgi porywaczy snów[JoannaC]
- Ross Adam Ciemna strona małżeństwa[JoannaC]
- Joanna Chmielewska Wielki diament (Częœć1)
- Joanna Chmielewska Wszyscy jesteÂœmy podejrzani
- Joanna Chmielewska Krokodyl Z Kraju Karoliny
- Lew Tołstoj Anna Karenina[JoannaC]
- Wayne Joanna Przez całš dobę
- Chmielewska Joanna Dwie trzecie sukcesu
- UsingYourMacClassic
- Woititz Janet G. Małżeństwo na lodzie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- boszanna.htw.pl