[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie było nas na waszym ślubie - dorzucił ojciec, biorąc odmatki słuchawkę.- Przynajmniej teraz będziemy wamtowarzyszyć.Mark zarezerwował im eleganckie apartamenty, gdzie woknach wisiały jedwabne story, a pod ścianami stały kanapy obitebrokatem.Aazienki kusiły marmurami, wannami zhydromasażem, miękkimi ręcznikami i perfumowanym mydłem.Zjawił się kelner z napojami.Caroline odesłała dziewczynkido pokoju, żeby odpoczęły.Mark stał przy oknie, ale teraz podszedł bliżej, usiadł koło niejna kanapie i otworzył butelkę schłodzonego szampana.- To chyba kosztuje majątek - zauważyła Caroline.Wzruszył ramionami.150 - Firma zapłaci.- Podał jej kieliszek.Unikała jego wzroku, niechciała słyszeć tego, co miał jej do powiedzenia, choć wiedziała,że nie zdoła tego uniknąć.- Koroner potwierdził, że to było samobójstwo -oznajmił.-Policjanci pracowali bardzo sumiennie, przenalizowali też jegofinanse.- Wzruszył ramionami.- Nic więcej nie da się zrobić.- Według Issy Jamesa zamordowano - odezwała się.Znowu wzruszył ramionami.- Nonsens.W każdym razie sprawa jest już zamknięta.Tokoniec.Niech mu ziemia lekką będzie.Wstał, przechadzał się nerwowo.- Zajmę się wszystkim - obiecał.- Firmą, mieszkaniem.Wszystkim.Odłożę przedmioty osobiste, zdjęcia i pamiątki,które być może zechcecie zatrzymać.No wiesz, jego stare pióroMontblanc, zegarek, spinki do mankietów.- Memento mori - stwierdziła Caroline ze smutkiem.Z jednejstrony miała ochotę sama tam wrócić, rozejrzeć się, ale wiedziała,że dla Issy będzie to zbyt bolesne.- Mówi się, że nie można wejśćdwa razy do tej samej rzeki - mruknęła znużonym głosem.- Nic ci z tego nie przyjdzie - zauważył cicho.To już koniec,pomyślała.Koniec pewnej epoki.- James wziął kolejną pożyczkę pod zastaw apartamentu -dodał.- Sprzedam go i zobaczymy, co zostanie po spłaciedługów.Niestety, przepuścił większość swoich udziałów wfirmie, ryzykował, przekazał je tej kobiecie.Nic już na to nieporadzę.Caroline duszkiem wychyliła szampana i odstawiła kieliszek.151 Mark spojrzał na nią.- Pogrzeb jest o wpół do dwunastej.Z westchnieniem szykowała się na koszmarne chwile.- Wieczorem przylecą moi rodzice.- Zjemy razem kolację, porozmawiamy jak ludzie.Miał rację.Gdy śmierć puka do drzwi, trzeba zachowywać sięgodnie, wspominać dobre czasy, wypić za zmarłego.Czuła na sobie jego wzrok.- Poradzisz sobie? - zapytał.- Bardziej żal mi Issy niż Jamesa - wyznała.-Teraz to onacierpi najbardziej.- Zrobię, co w mojej mocy, by wam pomóc - zapewnił.Uwierzyła mu.Rozdział 39CASSANDRA MERITON, MATKA CAROLINE, nienawidziłaswojego imienia.Co, do cholery, strzeliło jej rodzicom do głowy,by nazwać ją imieniem greckiej wróżbitki, która odrzuciła zalotysamego Apollina?- Widzisz, skoro uważali, że jestem boska, mogli mnieprzecież nazwać imieniem Diany, bogini łowów, czy Artemidy,siostry Apolla, która chyba ciągle przesiadywała z koleżankami iświetnie się bawiła.I dlatego - zaznaczyła - ty nazywasz sięCaroline, prosto i zwyczajnie.A ja skracam moje imię do Cas-sie.A Isabel, piękne imię, to Issy.Brzmi to jak dwa drinki: poproszęCassie i Issy, z lodem.152 Matka zawsze potrafiła ją rozbawić.Zawsze biła od niejradość, nawet teraz, gdy zjawiła się w hotelu Raffles objuczonabagażami i prezentami.- Skarbie! - zawołała, upuściła pakunki na ziemię i wyciągnęłaramiona do Caroline, po czym uściskała ją tak mocno, że córkaroześmiała się głośno.-Cudownie cię widzieć, choć wolałabym,żebyśmy się spotkały w innych okolicznościach! - Rozglądała siępo eleganckim saloniku.- Albo ten Mark staje dla ciebie nagłowie, albo zarobił fortunę - stwierdziła, patrząc badawczo nacórkę.- Bo James nie zostawił ci zbyt wiele, co?- Nie sądzę, nie, nie teraz, kiedy wpakował sięw takie tarapaty.Jej ojciec, wysoki, barczysty, z kapeluszem, który zwyklenosił, zajmując się ogrodem, objął ją serdecznie.Ale najpierwzdjął kapelusz i ściskał go w dłoni.- Nie może się z nim rozstać - sapnęła Cassie.-Zrósł się z nimw jedno.Usiadła na kanapie i poklepała poduszkę kołosiebie.- Usiądz.Porozmawiajmy.- No właśnie, opowiedz nam wszystko po kolei -zawtórowałjej ojciec.Caroline opowiedziała wszystko, co wiedziała, nie opuściłanawet szczegółów na temat śmierci Jamesa.Wspomniała oszaliku Hermesa na jego głowie.- Według Marka chciał w ten sposób nie dopuścić do zalaniakrwią kabiny.Mark stwierdził, że był bardzo schludny.Dziwne,ale inaczej go zapamiętałam.Według mnie w ogóle nie byłschludny.153 Zagubiona spojrzała na matkę, która oznajmiła, że ludzie podwpływem wielkiego stresu, jak James ostatnio, robią dziwnerzeczy.Ze względu na Issy, oceniła, szkoda, że dokonał akurattakiego wyboru.I wtedy nagle zalała się łzami.Cassandra Meriton prawie nigdy nie płakała.W życiunarzekała tylko z dwóch powodów - skarżyła się na swój niskiwzrost i na imię.Miała zaledwie metr pięćdziesiąt dwa wzrostu izawsze nosiła obcasy, choćby niewysokie, ale wierzyła, żedodają jej powagi.Jej jasne włosy kręciły się niesfornie pod wpływem wilgoci wpowietrzu.Nosiła je obcięte na pazia.Miała niebieskie oczy izadarty nosek.Twierdziła, że jeśli jeszcze raz ktoś nazwie jąsłodką, udusi go własnymi rękami. Co jak co, ale słodka nie jestem", zaklinała się.I to prawda.Skończyła literaturę na Oxfordzie, a w wolnym czasie, podczasniezliczonych podróży męża, zrobiła też doktorat.- Nie mogłabym tak spokojnie siedzieć i oglądać telewizji -tłumaczyła.- Nigdy nie byłam leniwą damulką, która tylkochadza na lunche.- Ale dla Caroline zawsze była troskliwąmatką: gotowała domowe obiadki i pilnowała, by wszystko byłona swoim miejscu.Rodzina i przyjaciele ją uwielbiali.Podobnie jak mąż, Henry Meriton.Henry podejrzewał, żeludziom się wydaje, że to on jest głową rodziny, ale wrzeczywistości była nią jego żona.Informował o tym wszystkichna prawo i lewo, aż kazała mu przestać, bo wszyscy mają podziurki w nosie opowieści o tym, jaka jest wspaniała.A w tejchwili serce mu się ściskało na myśl o rozpaczy córki i wnuczki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl