[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Oszalałaś? Natychmiast złaz i wracaj do domu! Jeszcze nie jest za pózno!" Jednak ten drugi był innego zdania: Zaszłaś tak daleko -powtarzał.- Nie możesz się teraz wycofać.Sama wiesz, jak bardzo tego pragniesz - nigdy nie będziesz mogła z nim być, jeśli terazzrezygnujesz.Zresztą dobrze, zostań tchórzem i odejdz.Niech on odsunie się od ciebie i zapomni o wszystkim.Mam nadzieję, żewieczna samotność okaże się przyjemna".Musiałam zakryć usta, żeby nie zacząć głośno krzyczeć.Nie było sensu dłużej zwlekać.Podjęłam już decyzję.- Możesz otworzyć oczy! - krzyknęłam do Xaviera.Nim spojrzał w górę, rozglądał się przez kilka sekund, zdezorientowany.Wreszcie mnie dostrzegł.Pomachałam mu.- Co ty tam robisz? - w jego głosie dało się wyczuć panikę.- Beth, to nie jest zabawne.Zejdz na dół, zanim coś ci się stanie.- Nie bój się, już schodzę.Tyle że po swojemu.Zrobiłam krok do przodu.Stałam teraz na samej krawędzi.Chwiejąc się, przeniosłam ciężar ciała na pięty.Chropowata skała boleśnie raniła mi stopy, lecz nie zwracałam na to uwagi.Unosiłamsię już niemal w powietrzu, nade wszystko pragnąc kolejny raz poczuć wiatr we włosach.- Daj spokój, Beth! Zostań tam, idę po ciebie! - słyszałam, jak Xavier krzyczy, ale nie słuchałam go już.Smagana coraz gwałtowniejszymi podmuchami wiatru, rozłożyłam ramiona i runęłam w dół.Człowiekowi w takiej chwili żołądekpodskoczyłby do gardła, lecz mnie rozpierała radość, uczucie wszechogarniającej euforii.Leciałam ostrym skosem ku ziemi,109rozkoszując się gwałtownym pędem powietrza szczypiącego mnie w policzki.Xavier znów coś krzyknął i zaczął biec, chcąc mniezłapać, lecz jego wysiłki były daremne.W tym akurat przypadku nie potrzebowałam niczyjej pomocy.W połowie lotu opuściłam ręcei pozwoliłam, aby nastąpiła przemiana.Z wnętrza mego ciała wystrzeliło oślepiające światło, wydostając się na zewnątrz każdymporem i rozjarzając skórę niczym rozgrzany do białości metal.Zobaczyłam, jak Xavier cofa się, osłaniając oczy.Zaraz potempoczułam, jak między moimi łopatkami rozkładają się skrzydła.Uwalniając się, rozerwały na strzępy cienką tkaninę bluzki.Rozpostarte, rzucały na piasek długi cień, sprawiając wrażenie, jakby unosił się nad nim jakiś olbrzymi majestatyczny ptak.Xavier przykucnął i zdałam sobie sprawę, że pulsujący blask musi go bardzo razić.Wisząc w powietrzu, podczas gdy moje skrzydłapracowały miarowo, czułam się naga i bezbronna, ale też i dziwnie podekscytowana.Napięte ścięgna sygnalizowały gotowość dodalszego wysiłku.Tak dużo czasu spędzały ostatnio ściśnięte ubraniem! Z trudem oparłam się przemożnej chęci, by wzbić się wyżej idać nurka między chmury.Po chwili poszybowałam w dół, lądując łagodnie na piasku.Buchający ode mnie płomienny żar przygasłnieco, gdy moje stopy dotknęły stałego gruntu.Xavicr przetarł oczy i zamrugał gwałtownie, starając się odzyskać wzrok.W końcu udało mu się to i mnie zobaczył.Cofnął się okrok, oszołomiony, z rękami zwisającymi bezwładnie po bokach, jakby nagle zapomniał, do czego służą.Stałam przed nim, wciążjeszcze delikatnie połyskując.Strzępy bluzki zwisały smutno niczym macki, zza ramion zaś wyłaniały się imponujących rozmiarówskrzydła, lekkie jak puch, lecz sprawiające wrażenie olbrzymiej siły.Rozpuszczone włosy spływały swobodnymi falami na plecy, aświetlisty krąg nad moją głową - wiedziałam to na pewno - jaśniał silniej niż kiedykolwiek.- Jasny gwint! - wyrwało się Xavierowi.- Czy mógłbyś nie bluznić? - poprosiłam grzecznie.Gapił się na mnie, próbując znalezć właściwe słowa.- Wiem - westchnęłam.- Dam głowę, że nie tego się spodziewałeś.- Machnęłam ręką w kierunku plaży.- Teraz możesz odejść,jeśli chcesz.Xavier stał przez kilka sekund bez ruchu, przyglądając mi się szeroko otwartymi oczami.Następnie okrążył mnie powolutku,muskając ostrożnie palcami moje skrzydła.Mimo iż wyglądały potężnie, były cienkie jak pergamin i ważyły tyle co nic.Patrzyłam, jakpodziwia delikatne białe pióra i maleńkie membrany, widoczne pod przezroczystą skórą.- O rety - powiedział wreszcie.Wyraznie brakowało mu słów.- To jest takie.- Nienaturalne?- Niesamowite.Ale czym ty jesteś? Bo przecież nie możesz być.-Aniołem? Bingo.Xavier potarł w zamyśleniu grzbiet nosa, jakby starając się w ten sposób pomóc sobie odnalezć w tym wszystkim jakiś sens.- To nie może być prawda - oznajmił w końcu.- Nie pojmuję tego.- Oczywiście, że nie pojmujesz.Mój świat oddziela od twojego olbrzymia przepaść.- Twój świat? - zapytał z niedowierzaniem.- To czysty obłęd.110- Dlaczego?- Jak to, dlaczego? Przecież to jakieś bajki.Takie rzeczy nie istnieją naprawdę!- Ależ istnieją - zapewniłam.- Ja jestem jak najbardziejprawdziwa.- Wiem.I najbardziej przeraża mnie to, że ci wierzę.Przepraszam cię na moment.Usiadł ciężko na piasku, unosząc brwi i krzywiąc się jak ktoś, kto zmaga się z niemożliwą do wyjaśnienia zagadką.Próbowałamwyobrazić sobie, co musi dziać się w jego głowie.Z pewnością zapanował tam chaos.Na usta ciśnie mu się tyle pytań.- Jesteś zły? - spytałam.- Zły? Dlaczego miałbym być zły?- Bo nie powiedziałam ci o tym wcześniej.- Próbuję sobie tylko to wszystko jakoś poukładać odparł.- Rozumiem, że to niełatwe.Nie śpiesz się.Milczał przez długą chwilę.Gwałtowny urywany oddech wskazywał, że toczy jakąś wewnętrzną walkę.Wstał i powoli przesunąłdłonią nad moją głową, zataczając półkole.Wiedziałam, że wyczuwa palcami ciepło emitowane przez aureolę.- A więc dobrze.Anioły istnieją - zgodził się wreszcie, wymawiając te słowa wolno i wyraznie, jakby sam sobie starał się cośobjaśnić.- Ale co robicie tu, na ziemi?- Są nas tu tysiące, w ludzkiej skórze, rozsianych po całym globie - odrzekłam.- Mamy do wypełnienia misję.- Jaką misję?- Trudno to wytłumaczyć.Jesteśmy tu, aby pomóc ludziom znów zwrócić się ku sobie, pokochać się nawzajem.- Wyraz twarzyXaviera sugerował, że niewiele z tego rozumie, postarałam się więc nieco rozwinąć swoją wypowiedz.- Na świecie jest za dużo złości,za dużo nienawiści.To pobudza ciemne moce, zachęca je.Gdy raz się uwolnią, nie będzie można ich powstrzymać.Nasza pracapolega na tym, by niwelować negatywne wpływy, zapobiegać nieszczęściom.To miejsce już wiele przeszło.- Chcesz powiedzieć, że wszystkie te złe rzeczy, które się tu ostatnio wydarzyły, są sprawką sił ciemności?- W każdym razie większość.- A mówiąc o siłach ciemności, masz na myśli diabła, jak sądzę?- Lub jego wysłanników.Xavier wyglądał, jakby miał się zaraz roześmiać, lecz się powstrzymał.- To jakieś szaleństwo.Kto niby wysłał was na tę misję?- Sądziłam, że to akurat jest oczywiste.Xavier wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.- Chyba nie chodzi ci o.111- Owszem, tak.Ta informacja wyraznie nim wstrząsnęła.Miał taką minę, jakby właśnie dostał się w sam środek tornada, które porwało go ze sobą,a następnie cisnęło z powrotem na ziemię.Palcami bezwiednie odgarnął włosy z czoła.- Czy to znaczy, że Bóg naprawdę istnieje?- Nie wolno mi o tym mówić.- Uznałam, iż najlepiej będzie zakończyć rozmowę, nim zajdzie ona za daleko.- Niektóre rzeczypozostają poza ludzkim pojmowaniem.Miałabym nie lada kłopoty, gdybym zaczęła ci to wyjaśniać.Nie powinniśmy nawet wymawiaćJego imienia.Xavier kiwnął głową.- Ale jest też życie po śmierci? - zapytał.- Niebo?- Bez wątpienia.- A więc.- Potarł podbródek, nad czymś się zastanawiając.- Skoro jest niebo, należy uznać, że.musi istnieć również.- Tak, to też
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Żółte oczy krokodyla 01 Żółte oczy krokodyla Pancol Katherine
- Lachlan M D Synowie boga 01 Synowie boga (2)
- Chuck Wendig [Double Dead 01] Double Dead [Tomes of the Dead]
- § Trigiani Adriana Pula szczęœcia 01 Pula szczęœcia
- Schröder Patricia Morza szept 01 Morza szept(1)
- Marjorie M. Liu Pocałunek łowcy 01 Pocałunek łowcy
- White James Szpital Kosmiczny 01 Szpital Kosmiczny
- Ortolon Julie Prawie idealnie 01 Prawie idealnie
- § Venturi Maria Zwycięstwo miłoœci 01 Zwycięstwo miłoœci
- Chris Westwood [Ministry of P Graveyard Shift (retail) (epub)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- rozszczep.opx.pl