[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiesz, panie, jakzginął?Jordan skinął głową.Przypomniał sobie przy tym list ojca Fabresse.Być może,pomyślał, najstarszy syn barona de Mareuil w rzeczywistości był niewinny.- No, śmierć miał taką, na jaką zasługiwał - powiedziała czarownica bez cieniawspółczucia. Czasem się zastanawiam, czy aby naprawdę nie wstąpił w tegochłopca demon.Trudno uwierzyć, że ludzka istota mogła robić takie rzeczy.Z drugiejjednak strony, wygląda na to, że on myślał całkiem rozsądnie.Był sprytny, długo niepozwalał się złapać.Zamilkła.Jordan nie zadał następnego pytania.47 - Znałam go - dodała niespodziewanie. Niezbyt dobrze, bo moja rodzina to żadnaszlachta.Ale spotkałam go parę razy w dzieciństwie, jeszcze zanim ojciecwyrzucił mnie z domu.- Wymownym gestem wskazała zdeformowane plecy.- I jaki był?- Nijaki - przyznała otwarcie.- Małomówny, spokojny, z tych, co to ludziezawsze mówią, że  nigdy by się po nim czegoś takiego nie spodziewali".- A Rainaud d'Andrieux? Może i jego znałaś?- Nie.On także nie żyje, prawda?Jordan nie odpowiedział.- A ojciec Fabresse? - zapytał zamiast tego.Wzruszyła ramionami.- Trudnię się magią, ale nasz święty Ignacy nie ma, jak widać, nic przeciwkoczarownicom.Czasem więc chodziłam na niedzielne msze, i owszem, ale zproboszczem rzadko rozmawiałam.- A może imię Salvair de Fargues coś ci mówi? Kobieta skinęła głową.- Widywałam go tu.Przywoził pieniądze, od czasu do czasu jakieś ubrania i prosił,żeby ojciec Fabresse rozdał to ubogim.Miły chłopak, wcale nosa nie zadziera.Cóżmnie, panie, tak wypytujesz?Znów nie doczekała się odpowiedzi.Kiedy odezwała się chwilę pózniej, w jejgłosie po raz pierwszy zabrzmiał strach.- Nie powiesz, panie, nikomu o tym, co robiłam?- To nie moja sprawa.- Odetchnęła z ulgą.- Jesteś, panie, dobrym człowiekiem.Powróżę ci w zamian.48 - Dziękuję, nie trzeba.- Nic więcej nie mogę ci dać, panie.Pomyślmy: jeden fakt z przeszłości, byprzekonać cię, iż mówię prawdę, i jedna przepowiednia.Miałeś, panie, bardzoszczęśliwe dzieciństwo i rodziców, którzy cię rozpieszczali.Ale nic dobrego cięnie czeka.Umrzesz, nim skończysz dwadzieścia pięć lat.- Moje dzieciństwo było paskudne, a lat mam dwadzieścia sześć.Albo więc odroku jestem martwy, czego nie zauważyłem, albo ty, pani, powinnaś poszukać sobieinnego zajęcia - powiedział Jordan, bardziej rozbawiony niż zirytowany.- Skoro tak mówisz, panie - ze śmiechem zgodziła się czarownica.- Gdybyśjednak potrzebował kiedyś pomocy, zapytaj o dom Modesty Veran - pod takimimieniem jestem tu znana.Każdy wskaże ci drogę.Wyszła z kościoła, a Jordan odczekał chwilę i podążył za nią.Nie zapomniał oksiędze, ukradzionej z gabinetu ojca Fabresse.Nie miał wyrzutów sumienia.Gospodyni nawet nie zauważy straty, a nowy proboszcz najpewniej wrzuciłbyheretyckie dzieło do ognia.Lepiej więc, by traktat Villaniego znalazł się w rękachJordana, który potrafi zrobić z niego lepszy użytek.Na pierwszy rzut oka Charnavin nie zmieniło się wcale.Przekupki przy straganachnawoływały głośno, koła powozów razno turkotały na bruku, matki strofowały dzieci,by te nie próbowały taplać się w fontannach, i tylko unoszący się znad rzeki fetor psułwrażenie piękna i harmonii.Ale Jordan wyczuwał w pozornie zwyczajnych odgłosachmiasta fałszywą nutę.W ten gorący sierpniowy dzień Charnavin przypominało psa, którywpełzł w kąt, by w spokoju lizać zranioną łapę.Na ustach przechodniów widniały przylepione uśmiechy, ale w ich oczach Jordandostrzegał pustkę, jakby przeżycia minionych dni wypaliły w nich wszelkie uczucia,pozostawiając jedynie coś na kształt przepełnionego bólem zdumienia.Czasempośrodku wesołej na pozór pogawędki ludzie milkli i pogrążali się w ponurych49 wspomnieniach, dopóki ktoś desperackim żartem nie podtrzymał gasnącej rozmowy.WCharnavin wciąż żyła pamięć o Upiorze i jego ofiarach.Dlaczego tak się stało? Nie było tojedyne miasto, które dotknęło nieszczęście, a ludzie mają zdolność zapominania.Ale wtym przypadku zbrodnie były zbyt straszne, by szybko powrócić do codziennego życia,może też zaważył fakt, że koszmar jeszcze się nie skończył - wciąż przecieżznajdowano martwe dziecięce ciała.A może chodziło jeszcze o coś innego.Gdysprawiedliwości staje się zadość i morderca ginie pod toporem kata, ludzie czują ulgę, alemakabryczna śmierć Upiora jedynie rozjątrzyła ranę.A na dodatek, uświadomił sobie Jordan, istniała jeszcze możliwość, że JoanBaptiste de Mareuil był niewinny, a prawdziwy morderca wciąż pozostawał nawolności.Przynajmniej coś takiego sugerował w swoim liście ojciec Fabresse.Być możeczęść dzieci, których zwłoki odnaleziono w ciągu ostatniego miesiąca, w rzeczywistościzginęła już po aresztowaniu syna barona de Mareuil.Trudno jest stwierdzić, czy ciałoprzebywało w wodzie cztery czy osiem tygodni, a panujący tego lata upał mógłprzyspieszyć rozkład.Pozostawało jeszcze pytanie, czy istniał związek pomiędzyzbrodniami Upiora a śmiercią Rainauda d Andrieux.Jordan mógłby się założyć, że tak.Joan Baptiste de Mareuil i Rainaud d'Andrieux pochodzili z tej samej sfery, byli w jednymwieku, możliwe więc, że dobrze się znali.Jordan znalazł się w najbogatszej dzielnicy i spacerował teraz wzdłuż rzeki, mijającsiedziby charnavińskich wielmożów.Większość pałaców była opustoszała, z jednegowłaśnie wynoszono meble.Przypomniał sobie ludzi, których poznał podczaspoprzedniego pobytu w Charnavin.Markiz de Vic, który bardziej dbał o swoje konie niżo trzech rozbrykanych synów.Urocza wdowa, Estrela de Mireio, u której spotykać możnabyło najmodniejszych malarzy i poetów.Don Fabian, chwalący się, że u niego w domuwszystkie naczynia zrobione są ze szczerego złota.Narcis Rudel i jego przepiękna córka - partia w sam raz dla księcia", jak mawiał dumny ojciec.Nieładna, ale zdumiewającobystra dóna Mirelha, wodząca na pasku swego nijakiego męża.A także don Sicart, donJironi, hrabia de Liberau.Jordan nie znał ich zbyt dobrze - dwa lata temu spędził wCharnavin ledwo parę dni, ale wszyscy zapadli mu w pamięć.Charnavińczycy, tak jakisamo miasto, mieli swój urok i styl.A teraz okna ich pałaców i domów zabito deskami, a50 bramy opleciono ciężkimi żelaznymi łańcuchami.Jordan wszedł do znajdującej się w pobliżu cukierni, kupił posypanego makiemprecla i zapytał właściciela o powód tak masowej wyprowadzki.Mężczyzna strzepnął obrus i rozłożył go na jednym ze stołów.- To z powodu Upiora - powiedział.- Tak mi się zdaje.Mówią, że to nie byłczłowiek, jeno diabeł czy demon jakowyś.A teraz jeszcze ta pogoda.Ani kroplideszczu, Czarna Saissa sam brud niesie.Zarazy tylko patrzeć.- Wzdrygnął się.Byłwystarczająco stary, by pamiętać epidemię sprzed dwudziestu pięciu lat: upał iunoszący się nad miastem smród, ciała, których nie miał kto pochować, leżące wcoraz węższym i płytszym nurcie Saissy.- Mówię ci, panie, czekają nas jeszcze ciężkieczasy.W mieście dzieją się dziwne rzeczy.Mojemu sąsiadowi przyśniło się, że jegopomocnik pieniądze z kasy podbiera.I, wyobraz pan sobie, okazało się, że to prawda.Znam też dziewczynę, do niedawna całkiem zwyczajną, która teraz bezbłędnie potrafirozpoznać, czy ktoś kłamie, czy nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl