[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uważa, że pozwolenie dr Bailey na przeczytanie naszych skarbów i wydanie o nichwstępnej opinii jest jak najbardziej właściwe - zwłaszcza że to ona je znalazła.Postanowiłam napisać równieżdo Pana, bowiem był Pan przy tym obecny i wyrażał zainteresowanie Randolphem Henrym Ashem.Czy ze-chciałby Pan przyjechać i przejrzeć te dokumenty razem z dr Bailey lub, jeśli zajęłoby to Panu zbyt wiele czasu,zaproponować kogoś na swoje miejsce? Rozumiem, że dla Pana, mieszkańca Londynu, przyjazd jest trudniejszyniż dla dr Bailey, która mieszka tak dogodnie blisko Croysant le Wold.Mogę zaoferować Panu gościnę na kilkaRL dni - choć to również wiąże się z trudnościami, gdyż jak Pan pamięta, zajmujemy wyłącznie parter, a w naszymstarym domu jest teraz fatalnie zimno.Co Pan o tym sądzi? Ile czasu, Pana zdaniem, zajmie Wam ocena nasze-go znaleziska? Czy tydzień wystarczy? Mamy gości na święta, ale nikogo w Nowy Rok - czy w tym czasie miałPan ochotę na wypad na wyżynę Lincolnshire?Nadal jestem wdzięczna za Pana uprzejmą i skuteczną pomoc na tamtym zboczu.Proszę dać znać, jak,Pana zdaniem, najlepiej postąpić.Szczerze oddana Joan BaileyRoland poczuł kilka rzeczy naraz.Pierwotne uniesienie - ożywiona wizja pliku martwych listów nadle-ciała z poszumem, jakby rozwijał skrzydła jakiś wielki, ciepły orzeł.Rozdrażnienie z powodu przewagi, jakąMaud Bailey zdawała się osiągać w całej sprawie, rozpoczętej jego odkryciem i kradzieżą listu.Praktyczny,wyrachowany niepokój, jak przyjąć owo półzaproszenie, nie ujawniając własnego skrajnego ubóstwa, przezktóre mógłby wydać się kimś niedostatecznie ważnym, niegodnym powierzenia mu lektury korespondencji.Obawa przed Val.Obawa przedMaud Bailey.Obawa przed Cropperem, Blackadderem, a nawet Beatrice Nest.Zastanowiło go, dlacze-go lady Bailey sądzi, że do czytania listów chciałby zaproponować inną osobę - byłże to żart, głupota czy cieńniepewności co do niego samego? W jakim stopniu przyjazna była jej wdzięczność? Czy Maud życzyła sobie,aby czytał listy wraz z nią?Powyżej głowy, na poziomie ulicy dostrzegł ostry błotnik szkarłatnego porsche, zawiadiacką płetwęprzy górnej framudze okna.Następnie pojawiła się para butów z bardzo miękkiej, czystej, połyskliwie czarnejskórki, nad nimi nienagannie zaprasowane, wełniane grafitowe nogawki w delikatne jaśniejsze paseczki, a jesz-cze wyżej dolna część świetnie skrojonej marynarki, pod czernią której ujawniła się szkarłatna jedwabna pod-szewka i płaski, muskularny brzuch, okryty białą koszulą w drobne czerwone prążki.Następnie ujrzał nogi Valw granatowych pantoflach i bławatkowych pończochach poniżej wiotkiego obrąbka miękkiej musztardowejsukni w wielkie, księżycowe, błękitne kwiaty.Dwie pary stóp zbliżyły się do siebie i oddaliły, oddaliły i znówzbliżyły, męskie jakby napierając w stronę schodków do sutereny, kobiece - zagradzając, odpychając.Rolandotworzył drzwi i wyszedł na podest, najbardziej pobudzony tym, co zwykle - czystą ciekawością, jak wyglądagórna połowa.Ramiona i pierś były takie, jak się spodziewał; krawat stanowił plecionkę z czarnego i czerwonego je-dwabiu.Twarz miała kształt owalny.Pod fryzurą w stylu lat dwudziestych - krótkie boki i tył, przód dość długi,włosy czarne - widniały okulary w rogowej oprawie.- Cześć - rzekł Roland.- Och - powiedziała Val.- Myślałam, że jesteś w Muzeum.To jest Euan MacIntyre.Euan MacIntyre przechylił się przez barierkę i poważnie wyciągnął dłoń w dół.Biła z niego jakaś moc;Pluton dostarczał Persefonę do bram podziemi.- Podwiozłem Val do domu.Niezbyt dobrze się czuła.Sądzę, że powinna się położyć.Miał jasny i dzwięczny głos, bynajmniej nie szkocki, pełen dzwięków, które Roland nieprecyzyjnie na-zywał afektowanymi lub okrągłymi i które uczył się przedrzezniać przez całe dzieciństwo; dzwięków noso-RL wych, krótkich, rozciągniętych i uciętych, które wciąż jeszcze sprawiały, że wzbierała w nim wrogość klasowa.Gość najwyrazniej czekał na zaproszenie ze swobodą, która w dawnych powieściach mogła znamionowaćprawdziwego dżentelmena, ale dla Rolanda - i zapewne dla Val - była tylko oznaką wścibstwa i przypomnie-niem ich hańby.Powoli i niepostrzeżenie Val przepłynęła na stronę Rolanda.- Nic mi nie będzie.Dziękuję za podwiezienie.- Proszę bardzo.- Zwrócił się do Rolanda.- Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.- Tak - powiedział Roland niewyraznie, wycofując się w ślad za Val.Porsche pędem odjechało.- Ma na mnie chętkę - powiedziała Val.- Skąd on się wziął?- Przepisuję dla niego różne rzeczy.Ostatnie wole i testamenty, akty przymierza, opinie o tym i owym.Jest prawnikiem.Firma Bloss, Bloom, Trompett i MacIntyre.Szanowana, żadnych szwindli, duże sukcesy.Kancelaria pełna zdjęć koni.Mówi, że ma na własność jedną nogę.Zaprosił mnie na wyścigi do Newmarket.- Co powiedziałaś?- Obchodzi cię to?- Dzień na powietrzu dobrze by ci zrobił - powiedział Roland i natychmiast tego pożałował.- %7łebyś słyszał sam siebie. Dobrze by ci zrobił".Co za odrażająca protekcjonalność!- No cóż, Val, nie mam prawa cię zatrzymywać.- Powiedziałam mu, że nie byłbyś zadowolony.- Och, Val.- Powinnam była powiedzieć, że masz to w nosie.Powinnam była pojechać.- Nie widzę przeszkód.- Ach, nie widzisz.- Co się z nami stało?- Za mało przestrzeni, za mało pieniędzy, za dużo kłopotów i za mało lat.Chciałbyś się mnie pozbyć.- Wiesz, że to nieprawda.Dobrze wiesz.Kocham cię, Val.Po prostu nie umiem sprawić, żebyś się do-brze bawiła.- Ja też cię kocham.Przepraszam, że jestem taka porywcza i podejrzliwa.Czekała.Objął ją.Był to akt wyrachowania i woli, nie pożądania.Istniały dwa wyjścia z sytuacji, awan-tura lub seks, ale to drugie dawało większą szansę na wspólny obiad i wieczór spokojnej pracy, pod koniec któ-rego będzie mógł poruszyć sprawę wyjazdu do Lincolnshire.- Pora na kolację - powiedziała Val [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl