[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale w Rienskiej, jednej z najstar-szych w mieście, było podejrzanie cicho - tak stwierdziłbykażdy.Jednak Andriej Timofiejew obeznany z tym miej-scem nie był.Zdenerwowany pielęgniarz w białym kitlu, fartuchu igumowych butach zaprowadził go do piwnicy.Nie byłotam czuć śmiercią, bardziej czymś nieokreślonym i che-micznym, bezosobowym.Zielona lamperia na ceglanychścianach korytarzy była zdrapana przez wózki, od wieludziesiątek lat pchane tędy przez ludzi pijanych albo poprostu nieuważnych.Nie mieli już czasu na przygotowa-nie sali okazań na wizytę sekretarza.Porwana zasłona naoknie, przez które można było identyfikować zwłoki, wi-siała jak pranie na sznurku.Timofiejew pokręcił głową,co robił za każdym razem, gdy widział coś świadczącegoo podobieństwie Moskwy do miast Trzeciego Zwiata.- Proszę, niech pan siada - powiedział pielęgniarz.- Po co? Czy wyglądam jak zrozpaczony krewny? - Ti-mofiejew zatrzepotał dłonią w stronę zasłony.- Pospiesz-cie się.Zasłonę odsunięto.Na wózku za oknem leżał blady trup.Widać było tylko głowę i ramiona - resztę przykrywała płachta, wystawał spod niej tylko skrawek gipsu, którympatolodzy zamykali zwłoki po badaniach.Z twarzy zabitego odpłynęła krew.Oczy były zamknię-te, głowa obrócona lekko do okna, by ułatwić identyfikację.Timofiejew popatrzył na zwłoki, zmrużył oczy.- Muszę podejść bliżej.Pielęgniarz zrobił niezdarny krok do przodu, człapiącw za dużych butach.- Przykro mi, proszę pana, to zabronione.Timofiejew odepchnął go na bok i chwycił klamkędrzwi, oddzielających salę oględzin od pomieszczenia, wktórym wystawiano zwłoki.Były zamknięte na klucz.- Otwieraj.Natychmiast!Pielęgniarz posłuchał i cofnął się.Zrobił już to, za comu zapłacono.Teraz chciał już tylko uciec.Timofiejewzbliżył się do zwłok i przyjrzał im się z twarzą wypraną zwszelkich uczuć.Dima przestał dygotać dopiero, kiedy usłyszał głosTimofiejewa.Zwalczył odruch drżenia, wprowadzając sięw ten sam stan, co po wrzuceniu go do zamarzniętegojeziora na szkoleniu w Specnazie albo po walce z jednymz innych rekrutów nago w śniegu, dla rozrywki instruktora,ewidentnego psychopaty.Rozkazał swoim zakończeniomnerwowym nie reagować na zimno, narzucił posłuszeń-stwo swoim mięśniom.Mimo to wciąż czuł mrowieniegęsiej skórki na rękach.Trochę go to zdradzało.OddechTimofiejewa był ciepły, czuć w nim było kawę i jakiś alko-hol.Zapach jego wody po goleniu mieszał się ze smrodemśrodka odkażającego w wyjątkowo mdlący sposób.Sekre-tarz oddychał krótkimi, urywanymi sapnięciami, którebrzmiały jak ciąg pogardliwych prychnięć. Podniósł płachtę, żeby odsłonić gips.Dima otworzył oczy.Timofiejew odskoczył, wpadł na wózek z narzędziamido sekcji.Dima poderwał się i złapał go za nadgarstek rękisięgającej po berettę.- Nie spodziewałeś się mnie w Moskwie, co?- W ogóle niczego się po tobie nie spodziewałem.Prze-żyłeś się już lata temu, Majakowski.Podobnie jak twójżałosny dawny szef.Timofiejew wwiercał się spojrzeniem w oczy Dimy, po-zornie niespeszony jego uchwytem na nadgarstku.GdybyDima chciał go zabić, zrobiłby to teraz, ale zależało mu nainformacjach - chociaż pragnienie zemsty nie zostawałodaleko w tyle.Z nadludzką siłą, która całkowicie zaskoczyła Dimę,Timofiejew wyrwał rękę z uścisku i kopnął go mocno wnagie krocze.Dima nie miał innego wyjścia, jak tylkoosunąć się na podłogę; ból wyparł z jego głowy wszelkiemyśli oprócz przeklinania samego siebie za to, że wymy-ślił ten absurdalny podstęp.- Widzisz, o co mi chodzi? Rozbijałeś się przez te kilkadni po Iranie, goniłeś własny ogon, męczyłeś się, bez jedzenia i płynów.Przeceniasz się.Zawsze tak z wami jest,wy dwuwymiarowi bohaterowie z komiksów.W końcujednak przychodzi zapłacić cenę.Przez promieniujący ze zmaltretowanych jąder bólDima wyczuł, że Timofiejew szykuje się, by go załatwić.Musiał zyskać na czasie.- Po tym, co zamierza Salomon, Rosja bardzo stracina popularności.Amerykanie już wiedzą, skąd pochodząbomby. - Twoje informacje są nieścisłe i nieaktualne - odparłTimofiejew.- Amerykanie aresztowali człowieka, którywszystko im o tobie opowiedział, i wyciągnęli własne, wy-godne dla nas, choć niezbyt lotne wnioski.Można wręczstwierdzić, że twoje przypadkowe spotkanie z nimi za-pewniło Salomonowi bardzo przydatny kamuflaż.- Słowem, chcecie, żeby mu się udało.Dima nie tylko cierpiał fizycznie - walił się cały jegoświatopogląd.Dlaczego wszystko musiało się nieustanniezmieniać?- Ty nic nie rozumiesz, Majakowski, prawda? Zwiatposzedł do przodu.Geopolityczne lody topnieją.Przesuwają się płyty tektoniczne władzy i wpływów.Amerykai Zachód mieli swoje pięć minut i trwało ono o wiele zadługo.Ich miejsce w świecie zajmą nowe potęgi - już jezajmują, w tej chwili, kiedy o tym rozmawiamy.A ci z nas,którzy mają dość wyobrazni, żeby to dostrzec, nie pozwoląspowolnić tego procesu stetryczałym dinozaurom, słabymi krótkowzrocznym, niezdającym sobie sprawy, że otonadeszła pora, by wyginąć.Jesteś gatunkiem wymarłym,Dima [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl