[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I właśnie tego nie mogłem znieść, i właśnie to przeważyło szalę.Koledzy i przyjacielebyli dla mnie bardzo wyrozumiali, ale nie zwracałem na nich uwagi.Najchętniej zaharowałbym się naśmierć, tylko że praca nieustannie przypominała mi to, co straciłem, stawiała pytania, na które nieznajdowałem odpowiedzi.Dlatego uciekłem.Odwróciłem się od wszystkiego, co znałem, odświeżyłem wiadomości i ukryłem siętutaj, na odludziu.Dałem sobie szansę może nie na nowe życie, ale przynajmniej na nową pracę.Na pracę zludzmi żywymi, nie martwymi, na pracę, dzięki której mogłem przynajmniej opóznić tę ostatecznątransformację, chociaż wciąż jej nie rozumiałem.I poskutkowało.Skutkowało aż do teraz.Wróciłem do biurka i otworzyłem szufladę.Wyjąłem zdjęcia, lecz ich nie odwróciłem.Postanowiłem, żeobejrzę je i zwrócę Mackenziemu.Nie ma mowy, tłumaczyłem sobie stanowczo, nie zamierzam się w nicpakować.Obejrzę je tylko i oddam.Nie wiedziałem, jakie wywrą na mnie wrażenie, ale nie przypuszczałem, że będą aż tak znajome.I niedlatego, że pokazywały to, co pokazywały, choć tak, były aż nadto wstrząsające.Nie, chodziło przedewszystkim o to, że patrząc na nie, cofnąłem się w czasie, zrobiłem krok w przeszłość.I zupełnienieświadomie zacząłem analizować je i studiować.Było ich w sumie sześć; pokazywały zwłoki pod różnymi kątami i z różnej perspektywy.Szybko jeprzejrzałem, a potem wróciłem do pierwszego, żeby zbadać je dokładniej.Trup był nagi.Leżał na brzuchu z wyciągniętymi przed siebie rękami, jakby nurkował w wysoką trawę.Nie można było rozpoznać płci.Pociemniała skóra zwisała zeń jak wylinka, ale nie to przykuło moją uwagę.Mały Sam nie zmyślał.Powiedział, że zwłoki mają skrzydła, i rzeczywiście miały.Po obu stronach kręgosłupa biegły dwa głębokienacięcia.A z nacięć tych sterczały łabędzie skrzydła, upodabniając ciało do rozkładającego się upadłego anioła.W zestawieniu z gnijącą skórą efekt był szokująco obsceniczny.Przyglądałem się im przez chwilę, apotem skupiłem się na samym ciele.Larwy wysypywały się z otwartych ran jak ryż.Nie tylko z dwóchdużych na łopatkach, ale i z licznych drobniejszych nacięć na plecach, rękach i nogach.Ciało było w staniezaawansowanego rozkładu.Upał i wilgotność na pewno go przyspieszyły, zwierzęta i owady też zrobiłyswoje.Ale każdy czynnik coś znaczył, każdy coś mówił, każdy pomagał ustalić, jak długo zwłoki tam leżały.Ostatnie trzy zdjęcia pokazywały ciało zaraz po tym, gdy przewrócono je na plecy.Tu też widniały małenacięcia, na ciele i kończynach, a twarz była bezkształtną masą roztrzaskanej kości.Z szyi sterczałachrząstka grdyki, twardsza, dlatego rozkładająca się dłużej niż pokrywająca ją tkanka miękka, w której ziałaszeroka rana przypominającą ranę ciętą.Pomyślałem o Bess, owczarku szkockim Sally.Jemu teżpoderżnięto gardło.Obejrzałem zdjęcia jeszcze raz.Gdy przyłapałem się na tym, że próbują doszukać się wciele czegoś rozpoznawalnego, odłożyłem je na biurko.Wciąż na nie patrzyłem, gdy ktoś zapukał do drzwi.Henry.- Janice powiedziała, że była policja.Miejscowi znowu kradną bydło?- Nie, chodziło o wczoraj.- Aha.- Henry spoważniał.- Jakieś problemy?- Nie, nie, niezupełnie.Co mijało się z prawdą.Nigdy przed nim niczego nie ukrywałem - czułbym się trochę niezręcznie - mimoto nie zdradziłem mu wszystkich szczegółów mojej przeszłości.Wiedział, że jestem antropologiem, leczantropologia to dziedzina niezwykle pojemna i mieści się w niej wiele różnych grzechów.To, że byłemantropologiem sądowym i brałem udział w policyjnych śledztwach, zachowałem dla siebie.Po prostu niechciałem o tym mówić.Ani wtedy, ani teraz.Jego wzrok spoczął na zdjęciach.Był za daleko, żeby rozróżnić szczegóły, ale poczułem się tak, jakbyprzyłapał mnie na gorącym uczynku.Uniósł brwi, gdy schowałem je z powrotem do koperty.- Możemy pogadać o tym pózniej?- Jasne - odparł.- Nie chcę być wścibski.- Nie jesteś.Po prostu.muszę przemyśleć kilka spraw.- Na pewno wszystko w porządku? Chyba się czymś martwisz.- Nie, nie.Kiwnął głową, ale widać było, że wciąż jest zaniepokojony.- Może wypuścimy się kiedyś na jezioro? - spytał.- Trochę wysiłku fizycznego dobrze nam zrobi.Przy wsiadaniu do łodzi ktoś musiał mu pomagać, co wcale nie powstrzymywało go od wiosłowania czyoperowania żaglem.- Jasne, ale za kilka dni, zgoda?Chyba chciał spytać o coś jeszcze, ale zrezygnował.Zawrócił do drzwi.- Powiedz tylko słowo.Wiesz, gdzie mnie szukać.Gdy wyjechał wózkiem, odchyliłem do tyłu głowę i zamknąłem oczy.Nie chciałem tego.Ale z drugiejstrony, nikt tego nie chciał.A już na pewno nie ta martwa kobieta.Pomyślałem o zdjęciach, które przedchwilą oglądałem, i zdałem sobie sprawę, że podobnie jak ona, ja też nie mam wyboru.Mackenzie dał mi swoją wizytówkę.Ale nie mogłem go złapać ani w biurze, ani pod komórką.Zostawiłem wiadomość na obydwu telefonach i odłożyłem słuchawkę.Nie wiem, czy podjąwszy decyzję,poczułem się lepiej, ale spadł mi ciężar z ramion.Może nie do końca, ale spadł.Potem miałem pacjentów.Tylko dwóch, lekkie przypadki: dziecko ze świnką i staruszka, który nie chciałjeść.Gdy skończyłem, była już pora na lunch.Właśnie wychodziłem, zastanawiając się, czy zjeść w domuczy w pubie, gdy zadzwonił telefon.Szybko odebrałem, ale to była tylko Janice.Dzwonili ze szkoły.Martwili się o Sama Yatesa i pytali, czy mógłbym tam na chwilę wpaść.Obiecałem, że wpadnę.Ucieszyłem się, że czekając na telefon od Mackenziego, będę mógł zrobić cośkonstruktywnego.Obecność policjantów na ulicach Manham była trzezwiącym przypomnieniem tego, co się stało.Widokich surowych mundurów ostro kontrastował z widokiem wesołych, kolorowych kwiatów na cmentarzu iskwerze, a w całym miasteczku wyczuwało się atmosferę przytłumionego, lecz nieomylnego podniecenia.Przynajmniej w szkole wszystko było normalnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl